Trójkąt małżeński

Opublikowano w dniu 13 stycznia 2012 o 14:52

Coś się ruszyło w Europie. Na razie są to tylko pierwsze podrygi, ale sygnały wydają się jasne: pomiędzy duetem „Merkozy”, który faktycznie przechwycił stery w eurolandzie, od czasu gdy kryzys zadłużeniowy zagraża przetrwaniu wspólnej waluty, rozpycha się „ten trzeci”.

Mario Monti – mianowany na gwałt, gdy Włochy stały na krawędzi niewypłacalności i istniało zagrożenie, że pociągną euro za sobą – wygląda na zdeterminowanego, aby przywrócić Rzymowi – wszak to trzecia gospodarka strefy jednolitego pieniądza – miejsce w Europie, o które jego poprzednik nie dbał z braku zainteresowania i wiarygodności.

Wychwalane przez włoską prasę wejście do gry byłego komisarza europejskiego – ten, w odróżnieniu od Silvio Berlusconiego, cieszy się za granicą wyjątkowym prestiżem – to dobra wiadomość.

Po pierwsze, dlatego, że porozumienie między Berlinem i Paryżem było bardziej podyktowane wymogami konieczności – potrzebą udzielenia odpowiedzi na kryzys – niż powinowactwem pomiędzy Angelą Merkel a Nicolasem Sarkozym, za którym stałby jakiś wolny wybór. Niemiecka kanclerz i francuski prezydent nigdy zresztą nie przedstawili wspólnej wizji przyszłości euro albo Europy, mogącej wzbudzić zapał ich partnerów i w ogóle Europejczyków. Wręcz przeciwnie, sprawiają oni wrażenie, jakby próbowali działać „na oko”.

Newsletter w języku polskim

Po drugie, ponieważ rozszerzając w ten sposób „dyrektoriat” eurolandu, wzmacnia się nieco jego reprezentatywność – a więc jego legitymizację, o ile w ogóle takową ma. I wreszcie przez wzgląd na zachowanie równowagi, jak zauważył ekonomista Jean-Paul Fitoussi w trakcie ostatniego spotkania Sarkozy’ego z Montim w Paryżu. Francja ma odtąd sojusznikaw obliczu Niemiec, które celowo lub nie dominują i którym do tej pory udawało się narzucać swoim partnerom własne antykryzysowe rozwiązania – dyscyplinę i rygor.

Tak samo jak Nicolas Sarkozy, Mario Monti uważa, że w kwestii polityki oszczędności jego kraj dał już z siebie wystarczająco dużo i że teraz nadszedł czas, aby zatroszczyć się o wzrost gospodarczy. Unia, za pośrednictwem funduszu stabilności finansowej i banku centralnego, ma być jego motorem, a Republika Federalna jest proszona, aby nie stała na przeszkodzie. Jest to wizja podzielana przez inne kraje południowej Europy – z Hiszpanią na czele – której „Professore” stał się swego rodzaju rzecznikiem, zwłaszcza kiedy ostrzegł Niemców przed resentymentem, jaki może wywołać nadmierna surowość z ich strony.

Ale ten wyłaniający się tercet również jest kruchy: Sarkozy walczy w kwietniu o nową kadencję, Merkel musi ciągle zdawać sprawę przed słabnącą koalicją, a Monti, który nie został wyłoniony w wyborach, opiera się na wymieszanej większości, której część (począwszy od zwolenników Berlusconiego i Ligi Północnej) nie zawaha się go „odstawić”, jeśli tylko uzna, że może znów zasiąść za sterami. Pozostaje mu więc mało czasu, aby wyciągnąć Europę z kryzysu, jeśli w ogóle leży to w jego możliwościach. W tym akurat przypadku to się dobrze składa, bo sprawa przetrwania euro nie może czekać.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat