Rzym, miasto (niezbyt) otwarte

Przemieszczają się przez Iran, Turcję, morze, a następnie Grecję i Włochy w nadziei na przybicie do brzegu jednego z państw Unii Europejskiej. Jednak za sprawą konwencji Dublin II stają się we Włoszech zakładnikami przepisów o azylu.

Opublikowano w dniu 9 października 2009 o 14:28

Na ulicach Ostiense robią wszystko, aby się stać niewidzialnymi. Rzym już od lat jest dla wielu przebywających tu afgańskich uchodźców miastem, z którego nie sposób się wydostać. Ale również pozostanie i życie tutaj jest niemożliwe. Ot pierwszy przykład z brzegu – rankiem 15 kwietnia 2009 r. niebieskie namioty rozprowadzane przez wolontariuszy Medu – Lekarze na rzecz Praw Człowieka – doprowadziły służby porządkowe do obozu. Nastąpiła natychmiastowa ewakuacja.

„Jestem tutaj i czekam, aż mój wniosek o azyl zostanie rozpatrzony”, mówi Samadali. Powtarzają to wszyscy inni, bez wyjątku. W dzień widać ich siedzących przy wyjściu z przystanku metra Piramide, linia B-kierunek Laurentina, w grupach po cztery osoby, wśród śmieci, pustych butelek po piwie Peroni i zużytych chusteczek. Mówią językiem paszto [używany przez ludność Pasztunów w Afganistanie]. Rozglądają się, czy nie nadchodzą obcy.

Niektórzy są bardzo młodzi, inni starsi, prawie wszyscy ubiegają się o azyl. „Chciałbym przenieść się gdzieś indziej, ale jestem tu uziemiony. Musiałem prosić o azyl w Grecji, ale czułem się tam źle i przyjechałem tutaj. Załatwiam tu drobne sprawy i pomagam mojemu przyjacielowi. Nie mogę tu zostać. Nie mogę stąd wyjechać. Nie chcę wracać do Aten. Nie mogę też wrócić do Kabulu, gdzie się urodziłem”. Historia jest niemal zawsze identyczna, wyznania jednego są takie jak wszystkich: przeprawa przez Iran, Turcję, morze, Grecję, na końcu Włochy, gdzie czekają długi czas.

Uchodźcy, a nie ludzie

Newsletter w języku polskim

W Grecji wielu z nich przestało być wolnymi ludźmi – a przecież chcieli godnie żyć w innym miejscu. Rozporządzenie Dublin II wymaga, aby wniosek o nadanie statusu uchodźcy został złożony w pierwszym kraju Wspólnoty Europejskiej, do którego brzegu się przybija. Często jest to właśnie Grecja, mimo że zazwyczaj jest to jedynie państwo tranzytowe.

„Nie chciałem tego, nie wiedziałem też, czy zostanę we Włoszech, gdzie dołączyłem do mojego brata, ani przez myśl mi nie przeszło ubieganie się o azyl. Pobrali mi odciski palców. Chciałem być w Europie, a nie wśród partyzantów w Afganistanie, chciałem być szczęśliwy i bezpieczny, a poczułem się jak w więzieniu. Podobnie jak wcześniej uciekłem z Ghazni, uciekłem z Aten. I nic się nie zmieniło. Wszędzie jestem uchodźcą, a nie człowiekiem”, opowiada dwudziestolatek.

Jesteśmy w obozie nieco oddalonym od stacji kolejowej, gdzie się tylko śpi. Samadali mówi, że namioty nieregularne rozmieszczone, jedne naprzeciwko drugich, oddzielone sznurami z odzieżą pozostawioną do wyschnięcia, na co dzień przypominają mu o górach Safed Koh. „Poczuj, jak pachnie ten kawałek skóry, przywiozłem go z mojego miasta”. Ghazni (miasto o 200 km na zachód od Kabulu) słynie z produkcji haftowanej skóry, a góry Safed Koh są od zawsze dobrym miejscem do ukrycia się, szczególnie dla talibów. Niektórzy nadal wierzą, że Bin Laden nigdy się stamtąd nie wyniósł.

Przejezdni

Natomiast tutaj w Rzymie, we Włoszech, w Europie uciekinierzy z Safed Koh chowają się pod starą przyczepą pociągu, między kołami. „Do wczoraj był tu chłopiec, który spał obok mojego namiotu. Spędził tu trzy tygodnie, a następnie odjechał. Zawieźli go do ośrodka, bo miał tylko piętnaście lat”. Do tego obozowiska ludzie przyjeżdżają i wyjeżdżają, rotacja osób jest zbyt duża, aby mogła tu powstać prawdziwa wspólnota. Alem często wraca tu w odwiedziny: „Nie przyjeżdżam tu, by szczególnie kogoś spotkać – jest mało osób, najczęściej to dorośli, którzy pozostają tu dłużej – ale żeby sprawdzić, czy moi ludzie są nadal chronieni i czy w jakiś sposób dają sobie radę”. Był piętnastolatkiem, kiedy po śmierci rodziców przybył do Włoch, był na Półwyspie Peloponeskim i tylko dwie noce spędził w Ostiense, „Następnie trafiłem do rodziny zastępczej. Uzyskałem azyl polityczny, ale oczekiwanie (trwało dwa lata) było straszne. Bałem się”. Teraz uczy się księgowości w Rzymie, a jego historia jest tak wyjątkowa, że została zawarta jako jedno z pięciu świadectw opisanych w książce „Miasto chłopców” pisarza Eralda Affinati.

„Chciałbym sam napisać i opublikować książkę o moim życiu”, uśmiecha się Alem. Samadali wyciąga zmięty skrawek artykułu wyciętego z gazety codziennej ponad rok temu: „Widzisz? Czytaj. Znam tego człowieka, pochodzi z mojego miasta. Przybył on do Włoch z Grecji ukryty pod samochodem ciężarowym. Ma silne ramiona”. Robi się późno i wielu z nich na kolanach wchodzi do namiotów. Alem żegna sie z nimi, wołając niektórych po imieniu. „Są traktowani jakby przyjechali przed chwilą, złapani, by ich odesłać skąd przybyli albo wysłać gdzie indziej. Władze przesuwają granice obozów, rozpraszają ich mieszkańców. Nasza sytuacja życiowa nie jest łatwa: uniknęliśmy śmierci w czasie wojny, nikt z nas nie wróciłby, nawet na krótko do Afganistanu. I nikt z nas nawet nie wie, gdzie będzie jutro, w którym miejscu będzie mógł żyć. Ukrywamy się. Tkwimy w miejscu. I czekamy. I tak przez wiele dni, to najlepsze, co możemy zrobić: lepiej być uchodźcami niż wiecznymi uciekinierami”.

Maria Cerino (Tłum: Wioletta Miśko)

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat