Oficer EUPOL w afgańskiej prowincji Oruzgan. ©EUPOL Afghanistan

Lament pokojowych misji

Misje pokojowe Unii Europejskiej są nieskuteczne, źle organizowane, przez same kraje członkowskie lekceważone i „strategicznie nieistotne” – takie są wnioski ekspertów Europejskiej Rady ds. Stosunków Międzynarodowych (ECFR), pisze Mariusz Janik w Dzienniku Gazeta Prawna.

Opublikowano w dniu 21 października 2009 o 18:34
Oficer EUPOL w afgańskiej prowincji Oruzgan. ©EUPOL Afghanistan

Unia Europejska szczyci się swoją „cywilną siłą”. W razie potrzeby Bruksela może skierować w dowolne miejsce na świecie, gdzie doszło do kryzysu,10 tysięcy policjantów i skorzystać z wiedzy, doświadczenia i kontaktów ponad 40 tysięcy dyplomatów. Ponadto jej wysłannicy mogą sięgnąć do największego na świecie budżetu przeznaczonego na cele rozwojowe. Tyle że to w olbrzymiej mierze iluzja – twierdzą Daniel Korski i Richard Gowan, autorzy analizy ECFR poświęconej państwom upadłym.

„Nie ma idealnych, modelowych misji pokojowych. Nie są w stanie ich przeprowadzić ani ONZ, ani USA. Ale to nie znaczy, że na wybranych polach nie moglibyśmy się od nich uczyć. Weźmy choćby sposób skutecznego działania amerykańskich dyplomatów albo doprowadzoną do perfekcji w obecnych warunkach logistykę misji ONZ-owskich”, mówi nam Daniel Korski, jeden z autorów raportu i uczestnik międzynarodowych misji pokojowych m.in. na Bałkanach i w Afganistanie.

Najpoważniejszym problemem Brukseli jest brak odpowiednio przygotowanych do realizowania takich zadań ludzi. Nawet w jednej z najważniejszych misji UE, policyjnej misji w Afganistanie, po kilku latach działania uczestniczy ok. 150 funkcjonariuszy – choć, jak podkreśla Korski, wstępnie założono, że będzie ją pełnić około 400.

Nieskuteczny model działania

Newsletter w języku polskim

Według autorów analizy nawet liczna obecność europejskich policyjnych instruktorów i funkcjonariuszy nie gwarantuje sukcesu. Jak podkreślają w raporcie Korski i Gowan, policjanci przysłani przez Unię Europejską od dekady próbują zaprowadzić na Bałkanach rządy prawa, a mimo to międzynarodowe organizacje przestępcze traktują ten region jak „krainę nieograniczonych możliwości”.

Co gorsza, niezbyt skutecznemu modelowi działania – podobnie jak rozwiązaniom wypracowanym w specyficznych warunkach Bałkanów – nie towarzyszy refleksja i jest on wprowadzany w życie w odległych, całkowicie odmiennych kulturowo, państwach. Głównie z tego powodu, choć wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony funkcjonuje już od dziesięciu lat, europejskie misje wciąż są „małe, pozbawione ambicji i strategicznie nic nieznaczące”.

Wina leży po stronie państw członkowskich

Problemy nie są jedynie efektem zaniedbań czy obojętności Brukseli. Państwa członkowskie również mają się czego wstydzić. Autorzy raportu podzielili kraje UE na cztery grupy: „profesjonalistów”, „tych, którzy się starają”, „agnostyków” oraz „obojętnych”. Polska znalazła się w trzeciej grupie – państw, które wydają się nieprzekonane co do wartości cywilnych misji.

Korski i Gowan bezlitośnie wypunktowują słabe punkty Warszawy. A więc kierowanie na misje niemal wyłącznie policjantów (co jednak wynika z nieprzystających do realiów misji przepisów prawa, zabraniających wysyłania personelu cywilnego), problemy z planowaniem, koordynacją współpracy poszczególnych resortów. Swoje zobowiązania wypełniliśmy w 44 proc. To i tak doskonały wynik np. w porównaniu do Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii (gdzie personel jest doskonale przygotowany do wypełniania zadań – Brytyjczycy to „profesjonaliści”).

„Polska wypada na tle innych bardzo wiarygodnie, jeśli chodzi o samych policjantów. Ale musi znaleźć sposób, by zachęcić personel innego rodzaju do brania udziału w misjach UE, poprzez zmiany legislacyjne czy odpowiednie szkolenia”, podkreśla Korski. Jego zdaniem, Warszawa może też odegrać istotną rolę regionalną poprzez swoje wpływy w państwach Grupy Wyszehradzkiej. Kielecki ośrodek szkolenia personelu kierowanego na misje mógłby stać się głównym ośrodkiem szkoleniowym dla uczestników takich misji z całej Europy Środkowej.

POMOC

Nowe ciało dyplomatyczne w Unii Europejskiej

Jednym z następstw ratyfikacji traktatu lizbońskiego będzie utworzenie w najbliższym czasie nowego ciała dyplomatycznego: Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych. David Cronin przekonuje na łamach Guardiana, że działalność tej służby, złożonej z 5 tysięcy urzędników odpowiedzialnych przed nowo ustanowionym wysokim przedstawicielem „należy uważnie monitorować”. Trzeba to robić dlatego, że ten nowy europejski organ zajmować się będzie jednocześnie wieloma sprawami. Tymi związanymi z polityką zagraniczną Unii i jej bezpieczeństwem, ale także z handlem międzynarodowym i pomocą dla krajów rozwijających się. „Powstaje ogromne ryzyko, że pomoc, która powinna być wykorzystana w jednym celu – do walki z ubóstwem – podporządkowana zostanie jakimś strategiom, czyimś wyobrażeniom o tym, co leży, a co nie leży w interesie Europy”. Taka polityka, jak twierdzi Cronin, w ostatnich latach już miała wpływ na to, komu zostanie przyznana pomoc. „Chętni do wspierania George’a Busha w jego wojnie z terrorem europejscy urzędnicy robili wszystko, by część pieniędzy przeznaczonych na pomoc dla Filipin, Kolumbii, Indonezji, Pakistanu czy Malezji wydać na projekty związane z bezpieczeństwem”. Wsparcie należy przyznać krajom rozwijającym się, które dzięki niemu same zadbają, by Europę przestał zalewać potok imigrantów. „Operacje specjalne są czasami niezbędne – kończy Cronin – ale muszą być finansowane z innych budżetów, a nie z pieniędzy dla biednych”.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat