Aktualności Zjednoczone Królestwo

Wojna Torysów z Brukselą to tylko poza

Eurosceptycy pokroju Davida Camerona z Brytyjskiej Partii Konserwatywnej od dawna twierdzą, że traktat lizboński oznacza koniec narodowej suwerenności. Jednak w kwestiach takich jak finanse lub relacje ze Stanami Zjednoczonymi sam Cameron aż nadto chętnie o niej zapomina, pisze Seumas Milne w dzienniku Guardian.

Opublikowano w dniu 6 listopada 2009 o 16:12
(Rys: Presseurop)

Wiemy już, ile warta jest „żelazna gwarancja” Davida Camerona. Porzucenie przez przywódcę torysów obietnicy zorganizowania referendum w sprawie „dowolnego traktatu UE”, będącego owocem lizbońskich negocjacji, z pewnością ma coś wspólnego z ostrzeżeniem Williama Hague’a, że Europa jest „tykającą bombą”. Nie jest on nawet w stanie uciec się do strategii obronnej rządu, który twierdził, że co prawda zapowiadał referendum, ale wyłącznie w sprawie pierwszego wcielenia traktatu, czyli europejskiej konstytucji.

Ilekroć Europejczykom dawano szansę głosowania nad dokumentem, który umacnia niepodlegającą kontroli władzę i przywileje wielkich korporacji, zawsze go odrzucali, a w przypadku Irlandii zmuszani byli głosować tak długo, aż osiągnięty został właściwy wynik. Kolejny raz, zgodnie kilkudziesięcioletnią tradycją, europejskie elity zignorowały społeczeństwo i narzuciły mu swój własny porządek. Gdyby nie ich zakulisowe targi, jeszcze do niedawna żylibyśmy z groteskową perspektywą – zafundowania Europie niewybieralnego prezydenta, nie kogo innego jak jednego z architektów irackiej katastrofy.

Dzisiaj traktat jest już ratyfikowany, a Cameron czyni wysiłki, by wymazawszy z pamięci porzuconą obietnicę, dać nową ‒ że nie spocznie w obronie swobód prawdziwych Anglików, odbierze Brukseli jej wpływ na kwestie społeczne, zatrudnienie i wymiar sprawiedliwości oraz że wprowadzi prawo wymagające referendum przy każdej przyszłej próbie zmian w europejskiej konstytucji.

Puste gesty

Newsletter w języku polskim

To jednak w znacznej mierze tylko poza. Nie istnieją żadne plany dalszych takich zmian. Wielka Brytania dysponuje już prawem weta w przewidzianych traktatem lizbońskim kwestiach migracji i wymiaru sprawiedliwości. Natomiast perspektywa torysowskiego rządu walczącego z Brukselą o te zapisy, które cieszą się wśród Anglików dużym poparciem, musi budzić czujność nawet najtwardszych nacjonalistów. Czy Cameron naprawdę zamierza toczyć wojnę o czterotygodniowy urlop, równouprawnienie pracujących w niepełnym wymiarze godzin i urlop macierzyński, żeby tylko wygrać zgodę na wspólny rynek?

Nikogo chyba nie powinno dziwić, że przywódcy konserwatystów uważali za konieczne przekupienie swojej eurosceptycznej frakcji porzuceniem centroprawicy na rzecz sojuszu ze skrajną prawicą i teraz muszą się tłumaczyć z powiązań z polskim politykiem Michałem Kamińskim, wielbicielem generała Pinocheta, znanym ze swojej faszystowskiej i antysemickiej przeszłości, czy z Łotewskim Narodowym Ruchem Niepodległości, domagającym się wojskowych emerytur dla weteranów Waffen-SS. Mimo bojowej postawy, torysi są zastanawiająco obojętni na wiele innych przypadków wtrącania się Brukseli w narodowe sprawy Wielkiej Brytanii. Nie słychać jakoś, żeby konserwatywni politycy krytykowali traktat lizboński za to, że praktycznie, podstawowy cel, jaki wyznacza, to liberalizacja i prywatyzacja usług publicznych – ostatnio transport i rynek energetyczny. To milczenie jest jednak naturalne dla ludzi, którzy ideologię neoliberalną, leżącą u podstaw tego typu ustawodawstwa, popierają jeszcze gorliwiej niż Partia Pracy.

Granie suwerennością

George Osborne, kanclerz skarbu w gabinecie cieni, nie puszcza pary z ust na temat jak najbardziej publicznej niedawnej interwencji w brytyjski sektor bankowy. Podjętej przez Neelie Kroes, niepochodzącą z wyborów europejską komisarz ds. konkurencji. Nazywana Stalową Neelie holenderska promotorka gospodarki wolnorynkowej nakazała sprzedaż setek oddziałów banków i wysoce dochodowych firm ubezpieczeniowych w zamian za zgodę Brukseli na drugą, gigantyczną subwencję częściowo już znacjonalizowanych Royal Bank of Scotland i grupy bankowej Lloyds. Osborne, daleki od skrytykowania tego jawnego wtrącania się znienawidzonych brukselskich biurokratów, chwalił Unię Europejską i twierdził, że rozbicie tych dwóch banków było od początku jego pomysłem.

W rzeczywistości takie wymuszone wyprzedaże nie zwiększą w znaczącym stopniu konkurencji na brytyjskim, wysoce skoncentrowanym rynku bankowym, choć prawdopodobnie będą się opłacały takim firmom jak Santander czy Virgin. Po raz kolejny rząd pompuje miliardy funtów w banki, które są praktycznie jego własnością, lecz którymi nie chce zarządzać dla dobra ogółu. W czasach, gdy państwowe banki powinny napędzać uzdrawianie gospodarki i wychodzenie z recesji przez zwiększanie kredytowania, pożyczki bankowe dalej się kurczą, hamując wzrost.

Wśród krytyków Unii Europejskiej zbyt długo dominowali malowani, szowinistyczni eurosceptycy, ignorujący neoliberalne interesy, które napędzały jej rozwój. Wczorajsze pozerstwo Camerona w sprawie referendum i zapobiegania dalszemu przekazywaniu władzy do Brukseli raczej nie odwróci tego trendu. Podobnie jak Partia Pracy, torysi chętnie przystają na utratę demokratycznej i narodowej suwerenności, gdy stawką są wpływy Stanów Zjednoczonych i wielkich korporacji.

Inne spojrzenie

Wlk. Brytania potrzebuje „oczyszczającego" referendum

Po pełnej ratyfikacji traktatu lizbońskiego przywódca torysów David Cameron, prawdopodobny następca Gordona Browna na stanowisku premiera po wyborach w 2010 r., został zmuszony do porzucenia wcześniejszej obietnicy zorganizowania w Anglii referendum w kwestii tego kontrowersyjnego dokumentu. Te żenujące manewry już doprowadziły do złożenia rezygnacji przez dwóch konserwatywnych członków parlamentu. W dzisiejszym wydaniuDaily Telegraph jeden z nich, Dan Hannan, pisze, dlaczego opuszcza szeregi partii ‒ otóż traktat lizboński zagraża „naszym instytucjom przedstawicielskim”. Dalej przypomina czytelnikom: „Spośród 646 posłów zasiadających w ławach Westminister 638 kandydowało z obietnicą referendum, które miało pokazać, czy my, jako kraj, przyjmujemy zapisy traktatu”. Odpowiadając na bojowe wezwanie przywódcy partii, którą opuścił, domaga się „pełnej helwetyzacji referendów, inicjatyw obywatelskich i całej reszty korzyści płynących z demokracji bezpośredniej”. Referendum w sprawie Europy, pisze Hannan, będzie „głęboko oczyszczające” i wreszcie „określi, czy nasz kraj pozostanie podwładnym, czy też zacznie sam o sobie stanowić”.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat