Jak się mówi „basta” po niemiecku?

Mimo społecznych i politycznych skutków dyscypliny stosowanej od dwóch lat w Europie, Bundesbank i rząd Angeli Merkel nadal ją zachwalają. Nadszedł czas, aby powstrzymać dalsze robienie szkód, buntuje się hiszpański politolog José Ignacio Torreblanca.

Opublikowano w dniu 26 kwietnia 2012 o 16:09

W opinii Jensa Weidmanna, młodego ekonomisty, który objął stanowisko prezesa Bundesbanku w następstwie błyskawicznej kariery politycznej zrobionej w cieniu Angeli Merkel i z tego tytułu został – bez wątpienia najbardziej wpływowym – członkiem rady gubernatorów Europejskiego Banku Centralnego (EBC), oprocentowanie na poziomie 6 proc. to jeszcze nie jest „koniec świata”. I nie stanowi ono wystarczającego powodu, aby EBC próbował złagodzić presję wobec Hiszpanii na rynkach papierów dłużnych. Można się zastanawiać, czy Weidmann jest w pełni świadomy faktu, że Niemcy i Hiszpania współtworzą tę samą unię walutową i czy podziela niepokój związany z tym, że takie rozpiętości w oprocentowaniu znowu podważają sens i samo istnienie tejże unii.

Możemy się domyślać, że z punktu widzenia Jensa Weidmanna, w którego kompetencjach nie leży dbanie o wzrost, ani o zatrudnienie, lecz tylko nadzór nad stabilnością cen, inflacja rzędu 6 proc. oznaczałaby jak najbardziej „koniec świata”. Na szczęście prezes Bundesbanku może spać spokojnie, bo średni poziom inflacji w strefie euro wynosi 2,7 procent. A dla jego większego spokoju dodajmy jeszcze, że sięga ona zaledwie 1,8 proc. w Hiszpanii i 1,4 proc. w Grecji, dużo poniżej jej wskaźnika notowanego w Niemczech (2,3 proc.).

Te równie szczere, co i niezręczne, wypowiedzi prezesa Bundesbanku mają przynajmniej tę zaletę, że jasno pokazują, co dzieje się właśnie w Europie, zwłaszcza w przypadku Hiszpanii.

Niemcy powinny odrobić weimarską lekcję

Brak wizji i wyczucia, który z nich przebija, przypomina nam zaślepienie tych francuskich elit, które po pierwszej wojnie światowej zdławiły wszelkie perspektywy naprawy i przywrócenia wzrostu gospodarczego w Niemczech, narzuciwszy im rujnujące reparacje wojenne. Bez względu na zasadniczą słuszność tych reparacji, bo przecież to Niemcy rozpętały konflikt, przyczyniły się one do podsycenia mieszanki populizmu i irredentyzmu, która miała następnie doprowadzić do powstania nazizmu, a potem do wybuchu drugiej wojny światowej. Jest rzeczą zdumiewającą, że Niemcy, które potrafiły znakomicie przezwyciężyć swoją nazistowską historię, nie potrafią wznieść się ponad wspomnienie inflacji, która była przyczyną upadku republiki weimarskiej. Nie ma cienia wątpliwości, że jeżeli euro i konstrukcja europejska rozlecą się w drzazgi, to właśnie takie wypowiedzi historycy będą przytaczać w celu wyjaśnienia porażek i błędów Europy.

Newsletter w języku polskim

Obecnie niemiecki rząd, z podobnym zaślepieniem i nastawieniem (sprawiedliwości musi stać się zadość, choćby miało to pociągnąć za sobą apokalipsę), naraża na niebezpieczeństwo nie tylko integrację europejską, ale zarazem podsyca germanofobię. Jeden przykład – o ile w Hiszpanii nadal utrzymuje się generalnie dobry wizerunek Niemiec, to ostatni sondaż przeprowadzony przez Real Instituto Elcano pokazuje, że w ocenie trzech na czterech Hiszpanów (73 proc.) Berlin nie bierze pod uwagę interesów Madrytu; a równocześnie przygniatająca większość z nich (87 proc.) uważa, że „Niemcy są krajem, który przewodzi w Europie” – a właściwie nie tym, który przewodzi, co warto podkreślić, lecz tym, który komenderuje, i kropka.

Słaba i służalcza Francja

Czy nadszedł czas, aby powiedzieć Berlinowi „basta”? Tak, koniecznie. Ale w jaki sposób? Koordynując z Brukseli program reform krajowych z europejskim programem wspierania wzrostu. Wymaga to przywrócenia w Europie politycznej i instytucjonalnej równowagi, która została rozbita w drobny mak. Z jednej strony Komisja Europejska, która powinna przemawiać w imieniu wszystkich państw członkowskich, została wykluczona z politycznej gry. Na początku swojej drugiej i ostatniej kadencji jej przewodniczący José Manuel Durão Barroso omal nie stał się prawdziwym liderem. Potem jednak, jak tylko sprawy przybrały gorszy obrót, porzucił z dnia na dzień strategię trwałego wzrostu, której bronił od lat.

Z drugiej strony Francja, która zawsze była przeciwwagą dla Niemiec, jest dziś w rękach człowieka takiego jak Sarkozy, męża stanu z Orderem Złotego Runa [aluzja do odznaczenia, które Juan Carlos przyznał mu za jego wkład w antyterrorystyczną walkę z ETA], który obecnie kompensuje sobie fiasko swojej reformatorskiej strategii nad Sekwaną, przyjmując niegodną postawę służalczości, tak charakterystyczną dla zachowań słabszego wobec silniejszego (Niemiec), ale też poprzez arogancję silniejszego względem słabszego (Hiszpanii). Ta zmieniona nie do poznania Francja zaczęła stanowić równie poważny problem dla przyszłości Europy, jak rygoryzm obowiązujący w Bundesbanku. Hollande mógłby wobec tego być oczyszczeniem wielce wskazanym dla Francji, dla Komisji, ale również dla samych Niemiec.

Opinia

Hobbesowska Europa

W dłuższej wersji swojego artykułu opublikowanego w Financial Times, José Ignacio Torreblanca znacznie obszerniej potępia wprowadzanie oszczędności budżetowych, aby w końcu dojść do wniosku, który w ciągu najbliższych miesięcy może stać się wezwaniem do publicznego sprzeciwu ‒

Pakiet fiskalny, najbardziej niezrównoważony i asymetryczny traktat, który kraje członkowskie kiedykolwiek podpisały, najlepiej obrazuje nową Europę: podczas gdy cięcia są surowo egzekwowane, o wzroście ledwo się wspomina. W dawnych dobrych czasach Unii Europejskiej kraje członkowskie były sobie równe, a traktaty wynikały z kompromisów miedzy rozmaitymi wizjami Europy. Obecnie Stary Kontynent to asymetria władzy i strach przed przyszłością. Przypomina on człowieka w stanie naturalnym – „biedny, wstrętny, brutalny i niski”. Minęły dwa lata i nie wprowadzono niczego, co wspierałoby wzrost. Czas powiedzieć: „basta!”.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat