Kurd turecki przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. (AFP)

Przez sąd do Europy

Wielu Turków omija rodzimy wymiar sprawiedliwości; występuje od razu do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, jeśli sprawa dotyczy wolności wyznania, równego traktowania czy naruszeń praw człowieka. To zjawisko drażni prawników, ale też zmienia stopniowo tureckie społeczeństwo.

Opublikowano w dniu 19 lutego 2010 o 17:24
Kurd turecki przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. (AFP)

„Na szczęście są jeszcze najwyżsi sędziowie w Strasburgu”, mówią teraz Turcy, choć niegdyś w tak samo brzmiącym porzekadle mówili o Ankarze. Wielu z nich, gdy chce dochodzić sprawiedliwości, puka do drzwi Europejskiego Trybunału Praw Człowieka [organu sądowego Rady Europy, którego nie należy mylić z unijnym Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej]. Poszkodowani na tym zyskują, ale nie wszystkim się to podoba i już słychać coraz wyraźniejsze pomruki niezadowolenia: „Czyż my sami nie jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić?”.

Po niedawnym orzeczeniu Trybunału Praw Człowieka Ebuzet Atalan z szerokim uśmiechem na ustach pozuje do zdjęć w gazetach, trzymając w ręku turecki dowód osobisty. Ten wyznawca jazydyzmu wkrótce pozbędzie się literki X, która figuruje w rubryce „wyznanie” w jego dokumencie tożsamości. Władze nie uznają wiary Atalana. Na tej samej zasadzie piętnaście milionów alewitów też nie mogło wpisać swojej wiary do dowodu. Rubryka zawierała wpis: „Islam”. Jeden z nich wytoczył proces. Tureccy sędziowie nie uznali jego racji, ale europejscy mieli, jak to często bywa, inne zdanie. Odtąd władze stoją przed wyborem: albo w dowodzie w ogóle nie będzie wzmianki o wyznaniu obywatela, albo wpisze się tam religię zgodnie z tym, czego on sam sobie zażyczy.

Absolutny opór wobec interesów jednostki

„Turcja wciąż nie potrafi zmienić swojego sposobu myślenia”, wyjaśnia Semsi Aslanker, prawnik ze Stambułu. „Dla większości tureckich sędziów interes państwa jest nadrzędny wobec interesu jednostki. Ale nie oni jedni tak myślą, dotyczy to prawie wszystkich Turków. Trzeba wprowadzić w tym kraju nową mentalność, bo w przeciwnym razie to inni zmuszą nas do pójścia właściwą drogą”.

Newsletter w języku polskim

Te tysiące orzeczeń, w których strasburski trybunał przywoływał Turcję do porządku [przystąpiła do Rady Europy w 1949 r.] i idące w miliony euro odszkodowania, jakie kraj musiał wypłacić poszkodowanym, budzą coraz większą irytację, gdyż są odbierane jako upokorzenie. Jeden ze znanych intelektualistów ironizował: „Wydaje się, że my jako naród nie jesteśmy zdolni rządzić własnym krajem. Pozostaje nam tylko prosić o to Trybunał”.

13 tysięcy spraw w toku

Są powody do wzburzenia. Sędziowie Trybunału muszą brać nadgodziny, aby mogli rozpatrzyć skargi napływające z Rosji i Turcji. Obecnie w toku jest blisko 13 tysięcy spraw pochodzących z Turcji. A praktyka pokazuje, że wygrane przez tureckie władze publiczne to absolutny wyjątek.

Niezadowolenie Turków na nic się nie zda ‒ bo Europejski Trybunał Praw Człowieka już odmienił ten kraj. Wyroki za łamanie praw człowieka w strefie kurdyjskiej, odszkodowania wypłacane ofiarom, wkład wniesiony przez Strasburg w kwestii nauczania języka kurdyjskiego, zobowiązanie władz publicznych do lepszej ochrony kobiet rzeczywiście zbliżyły Turcję do Unii Europejskiej. Bez walki ze strony części klasy politycznej.

Prawnik Aslanker konkluduje: „Łatwo jest domagać się od Trybunału Praw Człowieka, żeby wykonał brudną robotę, ale spoiwem kraju powinny być honor i godność. Kraj, który sam siebie traktuje serio, musi wziąć się do roboty. Niezależnie od tego, jak bardzo drażliwe są to kwestie”.

Bałkany

Ankara widzi się w roli budowniczego pokoju

Turcja, utrzymywana przez blisko wiek z dala od bałkańskiej sceny dyplomatycznej, teraz wraca, by działać na rzecz zbliżenia kiedyś wrogich sobie republik byłej Jugosławii. Dała tego dowód, wziąwszy udział trójstronnym spotkaniu konsultacyjnym, obok Serbii oraz Bośni i Hercegowiny. Chociaż Belgrad i Sarajewo utrzymują ze sobą stosunki dyplomatyczne, nie można było właściwie dotąd mówić o dwustronnym dialogu. Jeśli oba kraje zamknęły ważny etap na drodze prowadzącej do normalizacji stosunków, to właśnie dzięki wysiłkom tureckich dyplomatów. Ich zdaniem jest to jedyny sposób zaprowadzenia pokoju na Bałkanach. Turcja uważa, że Unia Europejska dyskryminuje w pewnym stopniu Bośnię, co powoduje destabilizację sytuacji na tym obszarze. Ankara tłumaczy taką postawę „nieznajomością specyfiki regionu” i „historycznymi przesądami Europejczyków”. Ich bezsilność w chwili rozpadu byłej Jugosławii tylko tę tezę potwierdza. W tureckich kręgach dyplomatycznych słychać głosy, że „gdyby Europa stworzyła Bośni i Hercegowinie perspektywę przystąpienia do struktur Wspólnoty, podobnie jak to uczyniła w stosunku do Serbii, sprawy potoczyłyby się inaczej”. Zamiast działać w tym kierunku, znosi się obowiązek wizowy dla Serbów, chociaż nie są oni jeszcze obywatelami UE, a utrzymuje ten rygor wobec Bośniaków. Niektóre stolice europejskie nie mogą się pogodzić z następującym obecnie zbliżeniem między Serbią i Turcją, krajami, które ledwie dwa lata temu miały się za wrogów. Na Starym Kontynencie wciąż pokutuje sposób myślenia Bismarcka, który twierdził, że „Bałkany nie są warte życia choćby jednego grenadiera”. Turcja wie, że prowadząc pozytywne działania wobec Bośni, przybliża perspektywę przystąpienia Sarajewa do Unii. Semih Idiz, Milliyet(fragmenty)

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat