Duszący uścisk Brukseli

W imię europejskiego interesu Bruksela jest zmuszona wywierać presję na tych, którzy do Unii należą. A tymczasem przykład Rumunii, Węgier i Włoch pokazuje, że skutki mogą być fatalne – osłabienie społeczeństwa obywatelskiego i lokalnej kultury.

Opublikowano w dniu 16 lipca 2012 o 16:46

Zadłużenie jest hipoteką obciążającą przyszłość. Właśnie dlatego dyscyplina jest alfą i omegą polityki, której celem jest przetrwanie tego na poły luźnego, na poły wykutego ze spiżu związku państw, który nieco pospiesznie postanowiliśmy ochrzcić mianem „unii”. W niektórych krajach Wspólnoty Europejskiej ten priorytet uznaje się za dyktat ze strony Niemiec. Co jest bezzasadne.

Ale przecież, gwoli prawdy, należy przyznać, że nowa europejska polityka oszczędności nie odbywa się bez szkody. Pomimo pięknych przemówień na temat zjednoczonej Europy i jej rzekomo służącej dobru wszystkich struktury, rzeczywistość wygląda tak – i to nie tylko w związku z kryzysem finansowym – że troska o ogólny interes Unii może prowadzić do poważnego uszczerbku suwerenności.

Nowe rządy zarówno w Grecji, jak i we Włoszech, nigdy nie zostałyby wybrane bez presji UE. Ale dopóki europejskie państwa nie przyswoją sobie faktu, że UE jest wspólnotą, takie posunięcia będą – nie bez racji – kojarzyć się obywatelom z oddaniem ich pod kuratelę i pozbawieniem kompetencji. Choć przez niektórych może to być nawet mile widziane.

Przykładem tego jest dziś europejski kraj, który do Unii dopuszczono przedwcześnie, gdy jeszcze nie spełniał niezbędnych warunków stabilności, a mianowicie Rumunia. Przy otwartej kurtynie szaleje tam bitwa między kliką spadkobierców epoki socjalistycznej, reprezentowanych przez premiera Victora Pontę, a konserwatystami, którzy też bynajmniej nie są wzorem cnót, skupionymi wokół dotychczasowego prezydenta, przez parlament zawieszonego w czynnościach, Traiana Băsescu.

Newsletter w języku polskim

W tym przeżartym korupcją państwie różne siły polityczne widzą w nim swój łup. A ci, którzy – jak była minister sprawiedliwości, odważna Monica Macovei – pragną położyć kres takiemu pojmowaniu władzy, nie mają odpowiednich narzędzi, aby to uczynić.

Kuracja oszczędnościowa

Ci ludzie pokładają nadzieje w Unii Europejskiej, która zakazuje nagannych zachowań, i integracji Rumunii w jej obrębie. Dla tamtejszych zwolenników demokracji jest to wielka zaleta członkostwa – bez możliwości zapisanej traktatowo interwencji ze strony Wspólnoty byliby oni jeszcze bardziej izolowani, niż to się dzieje obecnie. Jest jednak druga strona medalu – władza wymuszająca przestrzeganie reguł państwa prawa nie pochodzi od samego państwa (co w pewnym sensie nie jest już konieczne).

To prawda, że łaskawy patronat UE może wymuszać w tych krajach pewne standardy, ale niekoniecznie wzmacnia to wewnętrzne siły demokratyczne.

Przykładem tego są Węgry. Narodowo-konserwatywny rząd Viktora Orbána rozmyślnie wystawia równowagę władz na ciężką próbę; zamierza on postawić rządzącą partię, Fidesz, ponad instytucjami. Jest to sytuacja, której UE nie mogłaby tolerować.

Dlatego bez przerwy zmusza ona Viktora Orbána do cofania się, na przykład w kwestii jego polityki wobec mediów i węgierskiego banku centralnego. Kiedy UE stawia kropkę nad i, Viktor Orbán ustępuje. Udaje uległego, mrugając przy tym okiem, aby pokazać, że czyni to tylko pod presją i że znajdzie jeszcze sposoby, aby zmiękczyć nakazy Brukseli. Mamy więc do czynienia z partią ping-ponga między Viktorem Orbánem i UE, w której węgierska opozycja odgrywa rolę statysty.

Tak więc po prostu – fakt, że w Brukseli istnieją strażnicy demokratycznej moralności zepchnął węgierską opozycję na drugi plan. Tyle tylko, że ta gierka między Brukselą i Budapesztem niekoniecznie służy temu, co musi się znaleźć w (prawie) każdym komunikacie wydawanym przez UE – rozwojowi społeczeństwa obywatelskiego na Węgrzech.

Ale kuracja oszczędnościowa aplikowana przez Wspólnotę może również czynić straszne wyłomy w ukształtowanych przez historię społeczeństwach. To właśnie dzieje się we Włoszech. Włochy są złożonym i kruchym organizmem ze względu na to, że uformowały się późno. To jeden z nielicznych krajów europejskich, których funkcjonowanie opiera się na wielości tożsamości regionalnych.

Małe ojczyzny

To właśnie Włosi (i my również) tak bardzo miłują – różnorodność, która jest efektem rozmaitości krajobrazów, odmienności architektury, a jeszcze wielorakości tradycji kulinarnych.

Obecnie kraj ten musi zaciskać pasa i zdeterminowany signore Monti, któremu agencje ratingowe – a obecnie także Silvio Berlusconi – nie dają już chwili wytchnienia, musi zrzucać balast wszędzie, gdzie tylko może: w administracji publicznej, systemie ochrony zdrowia, opieki społecznej, itd. Logicznie rzecz biorąc, nie będzie też można oszczędzić tej gęstwiny (która ma także charakter kulturowy) podmiotów regionalnych i lokalnych.

Tak więc rząd zamierza drastycznie ograniczyć liczbę prowincji, regionów i gmin. Jest to wybór z rozsądku, który nie liczy się z historią ani sentymentami. Czego szczególnie żałują Włosi, to tego, że ta decyzja nie jest wynikiem ich logicznego rozumowania, ich własnej refleksji, lecz dyrektywą z Brukseli.

Włoskie „małe ojczyzny” są zagrożone, aby zacytować dziennikarza Francesco Merlo. Te małe ojczyzny są być może dysfunkcjonalne w oczach Brukseli – i niechybnie rzeczywiście tak jest – ale Bruksela zapomina o tym, że prawdziwe życie prawdziwych ludzi nie jest sprawą funkcjonalności bądź dysfunkcjonalności.

Niestety, europejscy liderzy polityczni pochylają się nad tego rodzaju kwestiami dopiero wówczas, gdy sami zupełnie prywatnie posmakują, jak wiele radości dostarcza frankońska karczma, bretońska restauracja albo piemoncka trattoria.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat