Dofinansowanie Hiszpanii jest już nieuchronne

Gospodarka Hiszpanii przeżywa zapaść – krach na rynku nieruchomości, banki odnotowują kolosalne straty, a oprocentowanie dziesięcioletnich obligacji sięga poziomu 7,5 proc. Nadszedł czas, aby przestać udawać, że nie będzie dofinansowania, pisze redaktor działu ekonomicznego Guardiana.

Opublikowano w dniu 24 lipca 2012 o 15:28

Polityka w Europie sprowadza się do gry na czas. Opracowywanie całościowych pomysłów na uratowanie wspólnej waluty zajmie lata, nie miesiące – ale groźba upadku jest realna już teraz.

Tak więc krótkoterminowe myślenie skupia się jedynie na kwestii przetrwania, to tak jak drużyna piłki nożnej, która cały czas tłoczy się przed własną bramką, aby utrzymać wynik 0:0, albo pływak pokonujący kanał La Manche, myślący tylko o tym, aby nie zamoczyć sobie uszu.

Przez chwilę w zeszłym tygodniu zaistniała realna szansa, że europejska taktyka wału obronnego okaże się skuteczna. Wnioski ze spotkania na szczycie w zeszłym miesiącu zawierały więcej treści niż wszelkie oświadczenia z poprzednich zgromadzeń, z których nic nie wynikało, a hossa na europejskich rynkach finansowych w zeszłym tygodniu odzwierciedlała przekonanie, że uczyniono dosyć, aby przynajmniej do sierpnia zapanował spokój. Tak jednak rzeczy się miały do czasu, gdy hiszpańska prowincja Walencja ogłosiła, że potrzebuje pomocy finansowej z Madrytu, co natychmiast spowodowało wyprzedaż na rynkach, trwającą wciąż w poniedziałek.

Odpowiedź hiszpańskiego rządu polegała na zaklinaniu się, że nie ma absolutnie najmniejszej potrzeby wprowadzania środków ratunkowych w ich pełnym wymiarze z udziałem Międzynarodowego Funduszu Walutowego, by zaraz po chwili wprowadzić zakaz krótkiej sprzedaży akcji. Rynki pozostały odpowiednio zobojętniałe wobec tego pokazu nieudolności.

Newsletter w języku polskim

Tymczasem Grecja po raz kolejny znalazła się w centrum uwagi. Ateny oczekują bowiem na przybycie we wtorek przedstawicieli „trójki” (MFW, Europejski Bank Centralny i Unia Europejska). Grecja jest w szponach depresji w stylu lat trzydziestych zeszłego wieku i, co chyba nie jest zaskakujące, ma problemy z przestrzeganiem warunków programu oszczędnościowego nałożonego z racji jej dofinansowania. Wydaje się, że „trójka” zagrozi odcięciem linii ratunkowych, jeśli rząd koalicyjny nie zgodzi się na dodatkowe cięcia na sumę 2 mld euro.

Z tych wydarzeń można wyciągnąć trzy wnioski. Pierwszym jest to, że Hiszpania zmierza nieuchronnie w kierunku dofinansowania, które prawdopodobnie nastąpi niebawem. Wyobrażanie sobie, że obiecany pakiet pomocowy dla tamtejszych banków w wysokości 100 mld euro (78 miliardów funtów) miałby być wystarczający, było zawsze mydleniem oczu; i na to też wyszło.

Jest to kraj o upadającej gospodarce – krach na rynku nieruchomości, banki odnotowują kolosalne straty, a oprocentowanie dziesięcioletnich obligacji sięga poziomu 7,5%. Pytanie nie brzmi, czy będzie, czy też nie będzie dofinansowania, ale ile ono wyniesie. Najprawdopodobniej co najmniej 300 miliardów euro.

Drugi wniosek – pod Grecją otwiera się zapadnia. Niemiecka cierpliwość wobec Aten już się wyczerpała, a MFW był zmuszony zaprzeczyć poniedziałkowym doniesieniom, że szykował się do odcięcia wsparcia finansowego. Rząd grecki stoi teraz przed wyborem wyrażenia zgody na nowy zestaw środków zmniejszania popytu mający umożliwić opłacanie rachunków wewnątrz strefy euro, ale co do którego nie ma wątpliwości, że przyniesie skutki odwrotne do zamierzonych i będzie politycznie toksyczny, albo też dewaluacji i niewypłacalności prowadzącej do opuszczenia unii walutowej. Dobrowolna wyprowadzka Grecji byłby idealnym rozwiązaniem dla Angeli Merkel.

Grecję i Hiszpanię łączy to samo podejście, które doprowadziło mniejszy z tych dwóch krajów do miejsca, z którego nie da się zawrócić. Teraz jest ono aplikowane większemu i bardziej strategicznie ważnemu członkowi klubu.

Przekaz z greckiej lekcji jest absolutnie jasny – cięcia wydatków oraz podnoszenie podatków, w czasie gdy gospodarka leci w dół, prowadzą do większego, nie mniejszego, zadłużenia. Hiszpania podąża za Grecją w dół po błędnej spirali. Wszystko zaczyna się od słabego wzrostu gospodarczego i rosnącego bezrobocia, a kończy drogimi pożyczkami, które czynią więcej złego niż dobrego.

Zamiast Grecja w sierpniu 2011 r., czytaj: Hiszpania w sierpniu 2012 r. Te same problemy, te same nic niedające środki zaradcze. Ten sam kryzys. Tylko większy.

Opinia

Déjà vu

„Hiszpania powoduje panikę na rynkach”, piszą Les Echos w tytule. Gazeta stwierdza, że koszmar nowego załamania na giełdzie „być może staje się właśnie rzeczywistością”. „Zaskakujący remake roku 2011”, którego można było uniknąć.

Wystarczyłoby, aby – pochwalany przez wszystkich – plan działań uzgodniony w czasie szczytu europejskiego pod koniec czerwca został w całości zrealizowany. Ale europejskich polityków złapał letni letarg. Na przykład sędziowie niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego przełożyli na wrzesień decyzję ozatwierdzeniu europejskiego mechanizmu stabilizacyjnego. W rezultacie ta procedura zabezpieczająca, która miała uchronić Włochy i Hiszpanię przed bardzo wyraźnym wzrostem kosztów zadłużenia, podczas gdy obie gospodarki próbują znowu stanąć na nogi, nie został wprowadzona.

„Moment, w którym Unia nie będzie już miała za bardzo wyboru, bardzo szybko się zbliża”, uprzedza redaktor naczelny François Vidal i dodaje, że

aby uniknąć rozprzestrzenienia się kryzysu w całej strefie euro, będzie ona musiała pilnie pomóc Hiszpanii i Włochom, czy tego chce, czy nie. Może jeszcze to zrobić dobrowolnie i łagodnie poprzez przywrócenie programu odkupywania obligacji państwowych EBC. Przywróci to spokój tylko na pewien czas, ale będzie on mimo wszystko bardzo cenny.

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat