Polityka jest okrutnym rzemiosłem. Zwycięstwo i klęska bardzo często idą ze sobą w parze, podobnie jak triumf i upadek. Czasem w kilka tygodni można stracić wszystko. Ostatnim tego przykładem jest niemiecka kanclerz Angela Merkel. Pod koniec marca była jeszcze królową Europy. Zdominowała wiosenny szczyt w Brukseli. Podyktowała swoje warunki, gdy negocjowano zestaw środków mających ratować Greków w potrzebie. Według niej należało przede wszystkim nic nie robić.
A innym państwom pozostawało tylko się z tym pogodzić. Sześć tygodni później niegdysiejsza królowa jest naga. Jej ostrożność nie zdała się na nic. A jej moc doznała uszczerbku, tak na arenie wewnętrznej, jak i w Europie. Gdy w miniony weekend państwa UE stworzyły z dnia na dzień imponujący plan ratunkowy, aby ocalić euro, to Francja przejęła od Niemiec stery – w ścisłym porozumieniu z Włochami i innymi krajami śródziemnomorskimi.
Te niedawne wypadki są oznaką przełomu. Kryzys finansowy i środki służące ratowaniu obszaru wspólnej waluty całkowicie wywrócą Unię Europejską. Stanie się ona bardziej francuska, a mniej niemiecka. I to nie tylko dlatego, że prezydent Nicolas Sarkozy potrafił ukazać się w roli zarządzającego kryzysem, który ma długofalową wizję, gdy tymczasem Merkel myślała o wyborach w niemieckim landzie [w Nadrenii Północnej-Westfalii 9 maja]. W przyszłości polityka w Europie będzie uprawiana na francuską modłę. Dotyczy to również metod, a nawet instytucji.
Sarkozy zmierza do celu
Za jednym zamachem w ostatni weekend Niemcy odstąpili miejsce, co do którego jeszcze niedawno byli przeświadczeni, że jest zupełnie nienaruszalne. Odtąd bieg spraw wygląda tak, jak to widzi Paryż: w swojej obecnej formie pakt stabilizacyjny euro, będący niemieckim wynalazkiem, nadaje się już tylko na śmietnik. Bo teraz to nie ów pakt gwarantuje stabilność wspólnej waluty, ale plan pomocowy dla Greków o wartości 110 miliardów, jak również tarcza o wartości 750 miliardów mająca być osłoną dla innych państw potencjalnie zagrożonych bankructwem.
Jest to również faktyczny koniec zakazu ratowania państw przed upadkiem. W ostatnich miesiącach Niemcy obnosili się z tą klauzulą tak nabożnie, jakby to była monstrancja. Chodziło o to, by ustrzec się przed ewentualnymi skargami do Karlsruhe [gdzie mieści się siedziba niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego]. Francuzom ani w głowie były takie pomysły. Koniec końców to właśnie oni uzyskali przewagę.
Sarkozy zmierza do realizacji swego celu – utworzenie rządu gospodarczego z udziałem szesnastu członków strefy euro jest coraz bliżej. To właśnie ta grupa podjęła w miniony weekend fundamentalne decyzje. Komisja Europejska została sprowadzona do roli wyrobnika. Jedna rzecz ma wszelako kapitalne znaczenie: wszystkie kraje eurolandu powoli rozumieją, że odtąd już nic nie będzie możliwe bez politycznego przywództwa i wyraźnego wzmocnienia koordynacji gospodarczej pomiędzy partnerami.
Do tej pory Niemcy zawsze pozostawali głusi na ten dyskurs. Odtąd Europa będzie mieć rząd gospodarczy, bez względu na to, jaki charakter on przybierze – oficjalny, czy też nie. Unia Europejska nie ma innego wyboru, jeżeli chce zaradzić błędom koncepcyjnym związanym ze swoją walutą.
Niemiecki model nie sprostał próbie
Francuska wizja przeważa dziś także, gdy mowa o Europejskim Banku Centralnym (EBC). Bank ten, skonstruowany jako niezależna instytucja na wzór niemieckiego Bundesbanku, podporządkował się nagle umowie zawartej w ostatni weekend w Brukseli.
Zadeklarował, że w nagłym wypadku jest gotów skupować długi państw będących na krawędzi bankructwa. Jego niezależność jest już tylko wspomnieniem, teraz jest zaledwie wykonawcą woli organów politycznych. Jest to nie tylko niebywałe, ale wręcz rewolucyjne.
Nie bądźmy naiwni. Nie należy sądzić, że niemiecka wizja znów weźmie górę i wszystko wróci na swoje miejsce, gdy tylko giełdy się uspokoją, a kryzys finansowy będzie za nami. Tydzień wystarczył, aby obalić szereg europejskich tabu.
Gdy partnerzy zaczną się zastanawiać nad konsekwencjami tego kryzysu euro i określać nowe reguły gry wewnątrz unii walutowej, Niemcy znajdą się w delikatnym położeniu. Ich model europejski nie sprostał próbie. Oni sami dali na to dowód, aprobując szeroko zakrojony plan ratowania europejskiej waluty.