Pomoc, która zjada Europę żywcem

Coraz większe zastrzyki gotówki – najpierw dla Grecji, potem całej strefy euro – w minimalnym tylko stopniu uspokoiły niemogące złapać równowagi rynki. Według Davida McWilliamsa problem polega na tym, że państwa postanowiły związać swój los z niestabilnym system bankowym. I zrobiły to kosztem własnych obywateli.

Opublikowano w dniu 17 maja 2010 o 14:08

To doprawdy wyjątkowe czasy. Entuzjazm po fali gigantycznych dofinansowań już opadł, a euro znów straciło na wartości. Oznacza to, że rynkom daleko do przekonania, że wielka pomoc ze strony Unii, Międzynarodowego Funduszu Monetarnego i Europejskiego Banku Centralnego rozwiąże problem.

Te potężne sumy u niejednego budzą wątpliwości. Zaczynamy doszukiwać się drugiego dna. Czy warunkiem skuteczności podobnych gwarancji nie jest aby silniejsza integracja Europy? Być może takie jest marzenie unijnej elity, ale nie mieszkańców Wspólnoty. Francuzi, Holendrzy i Irlandczycy odrzucili w referendach koncepcję bliższej współpracy (choć Zielona Wyspa głosowała potem jeszcze raz). Głos ulicy jest jednoznaczny: Francuzi chcą pozostać francuscy i suwerenni. To samo czują Holendrzy i – bez wątpienia – Niemcy, Duńczycy czy Grecy.

Struktura finansowa Europy jak system sojuszy przed 1914 r.

I tutaj zwykli ludzie rozmijają się z bankową elitą. Efektem niestabilnego systemu zobowiązań wiążącego struktury finansowe poszczególnych krajów jest wyrwa między interesami szarych mieszkańców a interesami elit. Ten brak ciągłości – państwo sobie, obywatele sobie – prowadzi do sytuacji, w której ministerstwo finansów, działające teoretycznie na rzecz obywatela, podejmuje decyzje nic z nim niemające wspólnego, a tylko wspierające umowy bankowe, te już istniejące. Tyle że to on pokrywa rachunek.

Proponuję spojrzeć wstecz. Dzisiejsza struktura finansowa Europy bardzo przypomina system sojuszy sprzed pierwszej wojny światowej. Jak to się stało, że gdy serbski nacjonalista zamordował w Bośni austriackiego następcę tronu, ten lokalny konflikt przekształcił się wojnę, podczas której młodzieńcy z Dublina ginęli w okopach Belgii?

Newsletter w języku polskim

Analogicznie: jak to się stało, że utrata kontroli nad wydatkami przez rząd w Atenach skutkuje odmową udzielenia kredytu przez bank z Waterford?

Panika po serii niefortunnych zdarzeń

Pamiętajmy, że sojusze 1914 r. miały służyć zapobieżeniu wojnie. Ich efektem było coś zupełnie odwrotnego. Teraz przeanalizujmy współczesne sojusze finansowe. Euro sprawia, że państwa posługujące się tą walutą są ze sobą związane już nie tylko politycznie. Spoiwem są tu potężne pożyczki między bankami eurolandu. Przykład? Irlandzkie banki są winne niemieckim 129 miliardów funtów – to niemal tyle, co PKB Zielonej Wyspy. Gdy Hellada się chwieje pojawia się uskok i niemieckie banki zaczynają się niepokoić czy odzyskają pieniądze pożyczone wcześniej Grekom.

W obliczu tych wątpliwości problematyczne stają się też pożyczki irlandzkie – bankierzy zaczynają być nerwowi. Skoro niepewne są już te udzielone, nikt nie będzie dawał następnych. W efekcie bank w Waterford odmawia kredytu. W mieście rośnie następnie bezrobocie, w pozostałych regionach kraju również, a to dodatkowo spowalnia gospodarkę. Tak więc ta zaraza, o której tak wiele się teraz mówi, łączy wszystkich ze wszystkim. No i czy nie przypomina to sytuacji z 1914 r.? Niemcy rozpoczęły wojnę broniąc Austrii, a Rosja stanęła po stronie Serbów, pociągając za sobą Francję i Wielką Brytanię. Nagle okazuje się, że zamiast z kryzysem w Grecji, gdzieś na peryferiach Europy, mamy do czynienia z serią dramatycznych wydarzeń i obejmującą cały kontynent. Europę ogarnia panika. Gdy wybuchła pierwsza wojna światowa z początku wszyscy przeżywali patriotyczny zawrót głowy. Ale dominowało przekonanie, że po paru potyczkach zwycięży zdrowy rozsądek i wszystko skończy się przed Gwiazdką. Nic z tego.

Wyjściem powrót do Europy dwóch prędkości?

Wróćmy teraz do gigantycznej pomocy. Z początku rynki zareagowały entuzjastycznie. Dwadzieścia cztery godziny później pewność siebie zniknęła. Skoro przekazanie Grecji 120 miliardów euro nie zrobiło na rynkach wrażenia, trudno się dziwić, że podobnie jest z 750 miliardami dla całej Europy. Taka spirala dofinansowywania okazuje się pułapką. A jeśli dotychczasowe zastrzyki finansowe nie wystarczają – co nas czeka? Każde dofinansowanie musi być większe niż poprzednie. Koncepcja pompowania pieniędzy staje się nic niewarta. Tak wiele rządów nie ma już przecież funduszy – a to ten brak jest właśnie centralnym problemem.

Dokładnie tak samo było na początku I wojny światowej. Zaczęło się od euforii, ale wkrótce wszyscy uświadomili sobie, że czeka ich długa mordęga. Czy dziś mamy ochotę na dalsze zaciskanie pasa w celu ratowania systemu bankowych sojuszy? Nie jestem przekonany, czy przeciętny Grek, Hiszpan lub Irlandczyk jest na to wystarczająco wytrzymały. Wydaje się naturalne, że zamiast pożyczać, by rozwiązać problem wywołany właśnie przez pożyczanie, powinniśmy wszyscy po prostu przestać płacić, przyznać, że jeśli chodzi o wspólną walutę nie mamy sił, by konkurować z Niemcami, i wrócić na start, stwarzając Europę dwóch prędkości. Ale coś tak oczywistego nigdy nie wypali, prawda?

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat