Półka z zakazanymi alkoholami w jednym z praskich barów, 16 września 2012.

Czas zacząć pić z umiarem

Częściowa prohibicja wprowadzona w Czechach po śmierci dwudziestu sześciu osób w wyniku zatrucia skażonym alkoholem zapewne wkrótce zostanie odwołana. Jednak w kraju, w którym wolność często oznacza beztroskę, utrzymanie niektórych rozwiązań może mieć sens, przekonuje felietonista dziennika Hospodářské Noviny.

Opublikowano w dniu 26 września 2012 o 11:05
Półka z zakazanymi alkoholami w jednym z praskich barów, 16 września 2012.

Pomimo rozlicznych wysiłków brukselskich eurokratów i ich rodzimych pomocników Czechy pozostają niemal samotną wyspą prawdziwej wolności w świecie, który poprzez rozliczne zakazy i – wybaczcie to słowo – bezpośrednie regulacje zmierza ku zniewoleniu.

Możemy zatem spodziewać się, że panowie Hegerowie [Leoš Heger – czeski minister zdrowia] i im podobni będą starali się wykorzystać obecny kryzys, by uderzyć w rynek wysokoprocentowego alkoholu i odebrać obywatelom podstawowe prawo, o które walczyli dawno temu na wszystkich publicznych placach w kraju, prawo całkowicie swobodnego dostępu do każdego rodzaju alkoholu o dowolnej porze dnia lub nocy.

Częściowa prohibicja ogłoszona w desperacji przez rząd w nocy w piątek 14 października nie może trwać i trwać. Jej zakończenie może być jednak dobrą okazją, by rozpocząć poważną dyskusję na temat utrzymania niektórych z wprowadzonych przez nią rozwiązań, ponieważ istnieją po temu dobre powody, i ponieważ oznaczałoby to postęp na drodze cywilizowania kraju.

Uzależnione państwo

Oczywiście podniosą się głosy, że „prohibicja niczego nie załatwia”, i z pewnością podawać nam się będzie wiele przykładów z całego świata dowodzących, że próby ograniczenia dostępności wysokoprocentowego alkoholu nie powiodły się, że ograniczenia takie są omijane, że tak naprawdę pobudzają one tylko czarny rynek i tak dalej. Na Facebooku pojawiły się już ironiczne komentarze pytające, czy Miroslav Kalousek [czeski minister finansów, znany z tego, że nie stroni od alkoholu] jest właściwą osobą do prawienia społeczeństwu kazań na temat zagrożeń związanych ze swobodnym dostępem do wódki.

Newsletter w języku polskim

Być może Kalousek właściwą osobą nie jest, ale tym razem racja jest po jego stronie. I chociaż w trakcie nadchodzącej debaty nie powinniśmy z pewnością ignorować głosów sceptyków, w sytuacji, w której znaleźliśmy się dzisiaj, sensowniej będzie przyjrzeć się doświadczeniom krajów, gdzie wysokoprocentowy alkohol traktowany jest jako coś, czym w istocie jest – jako całkiem niebezpieczny narkotyk, który tym być może różni się od innych zakazanych substancji, że państwo czerpie sowite wpływy z jego sprzedaży.

Jednak w Republice Czeskiej, tym „liberalnym raju”, sytuacja wymknęła się co nieco spod kontroli. Nie jest to wypadek przy pracy, lecz raczej reguła czeskiej wersji „wolności”. Cała sprawa wydaje się powiązana z innymi czeskimi osobliwościami – na przykład niemającą sobie równej w całej Europie ilością salonów gier hazardowych i kasyn, gdzie obywatele mogą legalnie przepuszczać pensje i emerytury, czy nawet dzielnym oporem przeciwko „modzie” każącej nam w zatłoczonej restauracji powstrzymać się od zapalenia papierosa pod nosem innych klientów.

Skansen nie mający nic wspólnego z wolnością

Bardziej niż wyspę wolności przywodzi to na myśl skansen, gdzie każdy może oczywiście znaleźć odrobinę spokoju; być może nadszedł jednak czas, by zacząć popatrywać i w inną stronę. (Autor przyznaje, że nie jest ani przeciwnikiem palenia, ani abstynentem). Każdy, kto chciałby oślepić się albo nawet popełnić samobójstwo, spożywając nielegalnie pędzony alkohol, będzie mógł w końcu dopiąć swego, nawet jeżeli zostanie wprowadzona całkowita prohibicja na napoje wyskokowe. Można jednak mu to cokolwiek utrudnić. W końcu z postępowaniem takim wiążą się określone wydatki, których składki zdrowotne płacone przez delikwenta nie pokrywają.

To samo odnosi się do mniej drastycznych przypadków „zwykłego alkoholizmu”. Delegalizacja ulicznych straganów z mocnymi trunkami mogłaby być zatem pierwszym i raczej prostym krokiem. Potem moglibyśmy zacząć rozmawiać na temat tego, czy Czechy nie byłyby właściwym miejscem do wypróbowania modelu znanego z państw, które z pewnością nie uważają się za totalitarne, gdzie spirytualia sprzedaje się w specjalnych sklepach i w określonych godzinach, co z pewnością nie oznacza w pół do czwartej rano. Wszystko będzie lepsze niż sytuacja, którą mamy dzisiaj.

Oznacza to oczywiście założenie, że oprócz tego oficjalnego zakazu państwo będzie w stanie wypełniać inne swoje funkcje, które w ostatnich latach pomimo wyraźnych sygnałów ostrzegawczych w oczywisty sposób lekceważyło, i że będzie w stanie zwalczać czarny rynek alkoholu równie skutecznie co domowe plantacje marihuany. Ponieważ to naprawdę jest problem, który nie ma nic wspólnego z „wolnością”.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat