Aktualności Jaka przyszłość Europy / 6

Silni przywódcy pilnie potrzebni

W chwili, kiedy wprowadzenie jednolitej waluty i wzmocnienie unijnych struktur wymagało prawdziwego przywództwa, Europa go nie miała. Czas, by w obliczu kryzysu euro i groźby rozdrobnienia Unii politycy stojący u steru w poszczególnych krajach ustąpili miejsca prawdziwie niezależnym europejskim władzom.

Opublikowano w dniu 23 czerwca 2010 o 12:22

Jedyną przekonującą odpowiedzią na spekulacyjne naciski, które zagroziły jednolitej walucie, jest zdecydowane przyspieszenie integracji europejskiej opartej na nowym rozumieniu suwerenności. Nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy zwrócił się do rządów, by szybciej od unii walutowej przeszły do unii gospodarczej. Innej drogi nie ma. Analiza dotychczasowych doświadczeń i kryzysów, które zmusiły Europę do kroczenia naprzód, mogłaby się tu przydać, gdyby nie to, że tym razem trudno jest Unii nabrać nowego rozpędu. Musi się uporać z chwiejnością opinii publicznej, osłabieniem spójności własnych struktur, niechęcią do integracji postrzeganej jako kaftan bezpieczeństwa, mnogością radykalno-populistycznych ruchów widzących tylko lokalne interesy, separatyzmem (patrz wyniki wyborów w Belgii) oraz dość powszechną obojętnością. Do tego dochodzą pytania na temat Niemiec – czy ich miłość do Europy wygasła, czy jeszcze trwa, tyle że odwołuje się do zasad zapewniających równowagę, ale charakterystycznych li tylko dla niemieckiej kultury?

Wydaje mi się, że kanclerz Angela Merkel angażuje się konsekwentnie w obronę euro, ale ta obrona nie ma wiele wspólnego retoryką solidarności, lecz z korzyściami, które obywatelom Unii mogą dać rygorystyczne zasady. To jej zawdzięczamy otwarcie prawdziwej debaty na temat przyszłej polityki gospodarczej i finansowej UE. W związku z burzą rozpętaną wokół wspólnego pieniądza, należy również nazwać po imieniu błędy – choćby po to, żeby ich uniknąć w przyszłości – i dociec, gdzieśmy się pomylili – wielkie narody boją się własnego cienia; Europa nie miała przywódcy w chwili, kiedy wprowadzenie jednolitej waluty i wzmocnienie instytucji wymagały, by pójść naprzód w nowym kierunku; wdała się w dysputy, takie jak prowadzące ku niesławnym podziałom w sprawie konfliktu w Iraku w 2003 r. Każdy błąd pociągał za sobą następny. Warto się przyjrzeć kilku z nich z bliska.

Siedem grzechów głównych

1. Ponadnarodowość (lub suwerenność dzielona), poświęcona w imię współpracy międzyrządowej, skutkująca osłabieniem roli Komisji, która ma być w założeniu gwarantem interesów ogólnych;

  1. Niedocenienie, by nie powiedzieć zlekceważenie, sprzeciwu opinii publicznej – mimo porażki, jaką było rozszerzenie UE o Bułgarię i Rumunię – wobec przesunięcia granic europejskich na wschód;

    Newsletter w języku polskim
  2. Osłabienie europejskiej wiarygodności w wyniku rozdźwięku między rytualnym głoszeniem celów – Europa zwraca się do świata jednym głosem, wspólne przedstawicielstwo w instytucjach międzynarodowych, itp. – a rzeczywistymi efektami;

  3. Stopniowe zacieranie się świadomości, że interesów narodowych broni się, budując Europę, a nie chroniąc interesy własnej wspólnoty;

  4. Niedostateczne wykorzystywanie możliwości stwarzanych przez wymianę uniwersytecką w rodzaju stypendiów Erasmusa, istotnych dla kształtowania europejskiej opinii publicznej;

  5. Szkodliwe mylenie społeczeństwa wieloetnicznego ze społeczeństwem wielokulturowym, któremu sprzyja ogólnikowy i nieprzejrzysty charakter polityki europejskiej w sprawach imigracji;

  6. I wreszcie największy błąd – rządy spoczęły na laurach, chociaż wiedziały, że wprowadzenie jednolitej waluty niesie za sobą pewne ryzyko, jest czymś w rodzaju zabezpieczenia przed starymi demonami, instrumentem stabilizacji, który miał być dopełniony wspólną polityką gospodarczą i finansową. Niewiele zostało w tym celu zrobione, przede wszystkim zaś nie potraktowano poważnie reguł obowiązujących w strefie euro.

W stronę prawdziwej jedności

Trzeba było spekulacyjnego ataku na jednolitą walutę, by sobie uświadomiono, że instytucje gwarantujące stabilność euro nie są takie, jakie być powinny. A teraz trzeba za to zapłacić. To przeciwnicy Europy, a nie ci, którzy głosili prawdy trudne do przełknięcia, stali się interpretatorami ogólnikowego języka urzędowego europeizmu. Część tych prawd znaleźć można w wypowiedziach byłego włoskiego prezydenta Carlo Azeglio Ciampi, domagającego się utworzenia gospodarczego rządu, oraz Angeli Merkel sprzeciwiającej się przystąpieniu Turcji. Europeizm zostaje ponownie poddany próbie, chodzi o sprawdzenie jego zdolności do obrania drogi przekonującej dla rynków i opinii publicznej. Drogi, która jest cierpliwym poszukiwaniem politycznej i społecznej harmonii pośród dwudziestu siedmiu krajów członkowskich. Czy rządy znajdą w sobie dość odwagi i przenikliwości?

Wzmocnienie paktu stabilności i wzrostu będzie zjawiskiem trwałym tylko wówczas, gdy towarzyszyć mu będą działania na rzecz ostatecznego sfinalizowania unii walutowej, wykorzystania nieujawnionego jeszcze kapitału jednolitego rynku oraz przyspieszenia unii politycznej. Jeśli nie można przekształcić Wspólnoty w państwo ponadnarodowe, można i trzeba sprawić, by miała jednolity charakter. Politycy będą musieli zaakceptować prawdziwie niezależne europejskie władze i uczynić krok wstecz. Zobaczymy, co się stanie, gdy Komisja będzie badać narodowe budżety przed ich przedyskutowaniem w parlamentach krajów członkowskich! I jak Włochy podejdą do na razie hipotetycznego pomysłu powołania wspólnego gospodarczego rządu, jak podtrzymają niezbędne przecież więzi z Francją i Niemcami. Przejawiany znowu szacunek dla kryteriów [konwergencji] z Maastricht i ponowne zainteresowanie integracją zdają się świadczyć o powrocie na drogę, którą podążały z powodzeniem kolejne pokolenia.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat