Europejska implozja w miniaturze

Oszczędności budżetowe wprowadzane gorliwie przez władze w Madrycie nasiliły niepodległościowe dążenia Barcelony. Katalonia toczy z rządem centralnym gospodarczy i fiskalny bój, który grozi zachwianiem równowagi społecznej i regionalnej stanowiącej fundament demokratycznej Hiszpanii.

Opublikowano w dniu 2 października 2012 o 14:47

Po raz piąty w historii otwiera się przed Katalonią szansa na niepodległość. Dążenie do uniezależnienia się od Madrytu ma dwa wymiary, merytoryczny i koniunkturalny. Hiszpańskie państwo jest tworem powstałym w wyniku całego mnóstwa porozumień gwarantujących trwałość dominacji gospodarczych i społecznych, złożonym z wielu narodów, z których każdy ma własną tożsamość i długą historię. Konstrukcja ta wykazała całą swoją kruchość w 1978 r., przy okazji zmiany Konstytucji próbującej pogodzić nacjonalizmy z centralizmem, regionalne autonomie były wtedy instytucjonalno-prawnym efektem dobitego targu.

Ale gruncie rzeczy w targu tym chodziło o coś całkiem innego, mianowicie o hojne nakłady na wspólnoty autonomiczne, roboty publiczne, modernizację, o przyszłość. Dopóki były pieniądze na inwestycje umacniające bezpieczną dominację lokalnych elit, dopóty układ działał. Prawica – na szczeblu krajowym i lokalnym – celnie zdefiniowała ten stan ducha, kiedy José María Aznar [premier w latach 1996–2004] ogłaszał w madryckim pałacu Moncloa: „Hiszpanii dobrze się wiedzie”, Jordi Pujol [prezydent katalońskiego rządu w latach 1980–2003] odpowiadał mu w pałacu Generalitat: „A Katalonii jeszcze lepiej”.

Brak zdrowego rozsądku

I tu wkraczają na scenę czynniki koniunkturalne. Kataloński rząd koalicji Konwergencja i Jedność ma dziś na swoim koncie 822 000 bezrobotnych i 22 miesiące kolejnych cięć świadczeń społecznych. Do tego dochodzi (i zaognia sytuację) zamrożenie finansowania autonomicznych regionów zarządzone w wyniku nowelizacji Konstytucji przeprowadzonej w zawrotnym tempie przez rząd centralny na polecenie Berlina i Brukseli, jak zwykle wypełnione posłusznie przez miejscowych wykonawców, jakimi są Partia Ludowa (PP) i Partia Socjalistyczna (PSOE) – dokładnie te same ugrupowania, które dziś, gdy chodzi o zezwolenie narodowi katalońskiemu na wypowiedzenie się w referendum w sprawie samostanowienia, głoszą, że Konstytucja jest nienaruszalna.

Nowy pakt budżetowy między Madrytem i regionami autonomicznymi, ze swoją obsesją oszczędzania, jawi się tym kontekście jako działanie urągające politycznemu zdrowemu rozsądkowi. Niedostrzeganie zgubnych konsekwencji, jakie niosą ze sobą dla stosunków między władzą centralną a regionami cięcia w finansowaniu publicznym, świadczy o całkowitym braku poczucia politycznej odpowiedzialności. W Hiszpanii, podobnie jak w Portugalii czy w Grecji, berliński piroman i jego lokalni agenci podłożyli ogień pod wszystko, co daje względną równowagę społeczną, nie zważając na to, że pożar wyzwala automatycznie najstraszliwsze demony – trzeba złożyć ofiarę na ołtarzu bogini oszczędności.

Newsletter w języku polskim

Wbrew świadomości historycznej

Rząd kataloński umie doskonale wykorzystać ten brak odpowiedzialności. Mieniąc się orędownikiem sprawy niepodległościowej, obecny prezydent Generalitat [rządu katalońskiego] zachowuje się jak Alberto João Jardim [prezydent rządu Madery]. Oto konserwatysta Artur Mas, wobec katastrofalnego bilansu gospodarczego i społecznego swojej kadencji, która upływała pod znakiem strategii demontażu służb publicznych i praw społecznych, oskarża Madryt, że ten wysysa pieniądze Katalończyków, nie inwestując ich w usługi czy projekty publiczne w ich regionie. Czyż nie mamy tu wrażenia déjà vu? Sprawa niepodległościowa, którą tak szermuje Generalitat, jest przede wszystkim nadzwyczaj wygodnym narzędziem pozwalającym odwrócić uwagę od fatalnej sytuacji społecznej i gospodarczej, za którą winę ponoszą jej lokalni politycy.

Hiszpania, jeszcze bardziej niż Portugalia czy Grecja, przypomina dziś implozję europejską w miniaturze. Recepty „trójki” powodują destabilizację społeczną, polityczną i terytorialną, która szaleje obecnie u naszych sąsiadów. Można by sądzić, że wyciągnęliśmy jakąś nauczkę z tragedii Bałkanów. Nie ma jednak co się łudzić, że panowie z „trójki” i ich mocodawcy mają jakąkolwiek świadomość historyczną – najwyraźniej działają wbrew niej.

Widziane z Katalonii

„Kataloński pociąg już tak pędzi, że nie można go zatrzymać”

W Katalonii, perspektywa odłączenia się regionu od Hiszpanii niekoniecznie jest postrzegana jako katastrofa, jak podkreśla autor artykułu redakcyjnego Fernando Ónega dla wydawanego w Barcelonie dziennika La Vanguardia:

Kiedy [regionalny] parlament się buntuje i domaga konsultacji w sprawie okresu przejściowego [mającego prowadzić do niepodległości], a rząd całego państwa zapowiada, że będzie usiłował mu to uniemożliwić, to mamy potencjalny konflikt. Dodam, że skoro gazety katalońskie mówią o prawie demokratycznym, a te z Madrytu mówią o „szalonej postawie [gubernatora Katalonii Artura] Masa” z oburzeniem, to konflikt ten nie ogranicza się do polityków, a przeniknął do całego społeczeństwa.

Stawką jest więc doprowadzenie do okresu przejściowego połączone z usiłowaniem uniknięcia czołowego zderzenia dwóch pociągów. […] Mając na uwadze tę perspektywę, Mas zobowiązał się do przeprowadzenia konsultacji, mimo że [premier Mariano] Rajoy nie daje na nią zielonego światła, a to oznacza, iż dążenie do wykorzystania narzędzi demokracji bezpośredniej w tym przypadku staje się wyzwaniem. I próbą wymuszenia określonego rozwiązania. I niech nikt się nie łudzi w Madrycie, krok wstecz jest teraz rzeczą o ile nie niemożliwą, to w każdym razie bardzo trudną. […] Nie wiem, czy jest za późno. Kataloński pociąg już tak pędzi, że nie można go zatrzymać.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat