Rzeźnia w Anderlechcie, Październik 2012

Rzeźnia numer sześć

Rzeźnie z Anderlechtu często wykorzystują siłę roboczą z Europy Wschodniej – między innymi kobiety z Rumunii – słabo płacą i nie spisują umowy. Wynika to z trudnej sytuacji tych ludzi i z braku równowagi gospodarczej między krajami członkowskimi, jak zauważa De Standaard.

Opublikowano w dniu 4 października 2012 o 17:12
Rzeźnia w Anderlechcie, Październik 2012

Śmierdzi w okolicach rzeźni z Anderlechtu. Nie chodzi wcale o odpady, których przy uboju nie brakuje, smród bierze się z wyzysku ludzi i z dumpingu socjalnego, jego ofiarami padają głównie Rumunki.

Kto się przespaceruje w dni targowe po kompleksie handlowo-przemysłowym, w którym się znajdują rzeźnie i bazary Anderlechtu, zwanym przez brukselczyków po prostu „Rzeźnią”, ten widzi ludzi o wszystkich kolorach skóry kupujących mięso. To dlatego, że produkty są proponowane po stosunkowo niskiej cenie w samym centrum wieloetnicznej dzielnicy. Kompleksem zarządza Abatan SA, a ubojem zajmują się dwie firmy: Abaco SPRL (jeżeli chodzi o woły) i Seva SPRL (jeżeli chodzi o świnie).

Ponadto, ok. 45 małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP) samodzielnie kroi mięso wołowe i wieprzowe w wynajmowanych lokalach, a potem je sprzedaje w sklepach. Zdaje się, że to właśnie te małe firmy zatrudniają pracowników z Europy Wschodniej, między innymi z Rumunii. Nie zawsze robią to legalnie. Tak twierdzą dwie kobiety pracujące w „Rzeźni”. „Jest nas wielu i nikt z nas nie ma umowy o pracę. Pracujemy na czarno za śmieszne pieniądze”.

Jedna z nich dostaje osiem euro za godzinę, druga sześć, czyli znacznie mniej niż płaca minimalna. Nie chcą, aby wymieniano w gazecie ich imiona czy nawet wiek. „Tak, jesteśmy wyzyskiwane, ale siedzimy cicho, ponieważ boimy się, że zostaniemy zwolnione. Jest dosyć ludzi, by nas zastąpić natychmiast kimś innym. A jak pozostaniemy bez pracy, to nie będziemy miały z czego żyć”.

Newsletter w języku polskim

Dziesięciominutowa przerwa obiadowa

Według Codruty-Liliany Filip ze stowarzyszenia kobiet rumuńskiej Partii Socjaldemokratycznej, wszystkie opowieści Rumunek są identyczne – są zatrudnione bez umowy, nielegalnie przebywają w kraju, mają niskie zarobki, muszą pracować po dziesięć albo nawet kilkanaście godzin dziennie, często w weekend, mają tylko dziesięciominutową przerwę na obiad. Nie ma mowy o płatnych urlopach ani o premii na koniec roku. Najczęściej ich pracodawcy zabraniają im mówić po rumuńsku.

„Raz nawet próbowałam nawiązać kontakt z tymi kobietami sprzedającymi mięso”, opowiada Codruta-Liliana Filip. „Chciałam je zaprosić na jakieś rumuńskie wydarzenie kulturalne. Natychmiast ich szef zbliżył się i poprosił mnie o przetłumaczenie tego, co powiedziałam, ‘aby się upewnić, że mam czyste zamiary’. Zastanawiam się, co miał na myśli”.

„Pracuję po dziesięć godzin dziennie”, mówi kobieta zarabiająca osiem euro [na godzinę]. „A ja czasami nawet jedenaście godzin, zwłaszcza w weekend”, mówi druga. „Pracowałam też jako sprzedawczyni, za to lepiej płacą”.

Kobiety są w najtrudniejszym położeniu

Jedna z pracownic mówi, że jest w stanie zrozumieć sytuację swojego pracodawcy. „Mamy kryzys gospodarczy. Rzeźnie mają wysokie koszty, jak na przykład opłaty weterynaryjne. Gdyby nam płaciły trzynaście euro za godzinę, to może nie miałyby już żadnego zysku. A cokolwiek tutaj zarobię, będzie to więcej niż w Rumunii, w której zarabia się zaledwie 150 euro miesięcznie, nawet z wyższym wykształceniem. Nie ma się co dziwić, że gdzie indziej szukamy lepszego jutra”.

„Wszędzie są problemy, ale w sektorze przetwórstwa mięsnego, w którym ludzie muszą pracować w bardzo trudnych warunkach, jest ich najwięcej. Kobiety są tutaj w najgorszym położeniu. W Belgii rzeźników brakuje, a wiele Rumunek może pracować w tym zawodzie. Nie są jednak odpowiednio traktowane”, mówi Codruta-Liliana Filip.

To nie jest problem samej Belgii, ale całe​j Europy

„Rozumiem ich strach przed mówieniem. Można łatwo je zastąpić kimś innym, kto będzie skłonny przyjąć narzucone im warunki. W sumie są ‘zadowolone’ z tego, że mogą zarobić na chleb i trochę zaoszczędzić. A jednak musimy zareagować na tę sytuację. Firmy odpowiednio traktujące swoich pracowników są ofiarami nielojalnej konkurencji. Walka o to, żeby każdy miał te same warunki pracy, jest w interesie wszystkich. W przeciwnym razie pojawia się dumping socjalny i oszustwa. A to prowadzi do ludzkiego cierpienia”.

„Nie chcę obrzucać błotem pracodawców. Nie chcę ich osądzać. Jestem świadoma problemów na europejskim rynku pracy. Belgia musi sprostać konkurencji innych państw członkowskich”. Przemysł przetwórstwa mięsnego m.in. w Niemczech, w których nie ma płacy minimalnej, destabilizuje rynek. „To nie jest problem samej Belgii, ale całej Europy”.

Artykuł został opublikowany za zgodą wydawcy, wszystkie prawa zastrzeżone.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat