Federacja? Tak, tylko jaka?

Pomysł wzmocnienia integracji UE – poprzez budżet, politykę czy solidarność finansową – stał się modny. Ale jaki miałby być ostateczny kształt bardziej federalnej Unii? Nikt tego tak naprawdę nie wie i to na tym polega kłopot.

Opublikowano w dniu 23 października 2012 o 15:26

W lutym tego roku na Forum Gospodarczym w Davos Angela Merkel wspomniała nieśmiało o federalizmie. Jej wystąpienie nie wzbudziło większego zainteresowania. Pół roku później propozycji związanych z federalną Unią Europejską jest już cała masa. José Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej, i niektórzy europejscy ministrowie spraw zagranicznych nawoływali w ostatnich miesiącach do utworzenia federacji państw narodowych.

Chociaż lista „federalistów” się wydłuża (co Respekt wita z zadowoleniem), nie oznacza to wcale, że świat ma zgodny pogląd na to, czym jest federacja. Niepokojące jest to – co widać po obecnych debatach na temat przyszłości Europy – że wielu sprawujących ważne funkcje polityków nie rozumie znaczenia pewnych pojęć tyczących się rozwiązań instytucjonalnych. I stąd się bierze prawdziwy chaos słowny.

Wciąż pojawiają się nowe pomysły, których sens odkrywamy dopiero z czasem, a więc unia bankowa, unia transferowa, unia polityczna, unia fiskalna, itp. Jedni mówią o wzmocnionym centralizmie, drudzy o integracji, jeszcze inni ostrzegają przed zagrożeniem ze strony superpaństwa. A przecież trudno by nam było znaleźć w słowniku wszystkie te słowa i wyrażenia, które próbujemy dopiero zdefiniować.

W Kanadzie, w Stanach Zjednoczonych i w Niemczech ludzie wiedzą, czym jest federacja i federalizm, bo w federacji żyją. Może się więc wydać dość dziwne, że Niemcy, mimo otaczającej ich rzeczywistości, nie są tak naprawdę w stanie sobie wyobrazić federacji na poziomie europejskim i nie mieści im się w głowie, że mogą stanowić federację w federacji (na wzór rosyjskich matrioszek).

Newsletter w języku polskim

Francuzi z kolei, nie licząc rzadkich wyjątków, nie wyobrażają sobie federalizmu, bo ten mają za centralizm. W oczach Brytyjczyków federalizm jest symbolem asymetrycznej decentralizacji (jest parlament w Szkocji i w Walii, nie ma w Anglii).

Rzecz nie do pomyślenia w Stanach Zjednoczonych

Wspólny budżet Unii Europejskiej stanowi zaledwie 1% europejskiego PKB. I ma być podobno jeszcze zmniejszony (do 0,8%). UE zaszła tak daleko w swym centralistycznym zarządzaniu, że tego rodzaju ruch byłby nie do pomyślenia w prawdziwej federacji, jaką są Stany Zjednoczone Ameryki. Gdyby jakiś urząd centralny nakazał któremuś z amerykańskich stanów mechaniczne zatwierdzenie konstytucji finansowej i powołanie komitetu ds. budżetu (inaczej mówiąc, zmianę Konstytucji), przedłożenie do zatwierdzenia Waszyngtonowi własnego budżetu – i to jeszcze zanim on sam ten budżetu przyjmie – a potem ponowne poddanie go kontroli (jedna z zasad europejskiego paktu fiskalnego), podniosłoby się larum i doszłoby do wewnętrznego rozpadu amerykańskiej federacji.

Z drugiej strony, tworzenie federacji jest długotrwałym procesem, który, zdaniem specjalistów, dokonał się w pełni w Stanach Zjednoczonych dopiero w latach 30. ubiegłego wieku wraz z ustanowieniem federalnych gwarancji depozytów bankowych. Zauważmy, że strefa euro zbliża się wielkimi krokami do wspólnej gwarancji depozytów bankowych (będącej jednym z elementów konstytutywnych federacji) i czyni wielkie postępy w innych obszarach związanych z unią bankową. Jedno jest w każdym razie pewne – strefa euro nie zdoła rozwiązać kryzysu bez wspólnego budżetu i wspólnych podatków. Rozsądek nakazuje więc, żebyśmy my, Czesi, uświadomili sobie, co oznaczałoby dla nas pozostanie poza tą federacją, w razie gdyby zdecydowano się naprawdę ją zbudować.

Ten, kto tworzy historię

Przeciwnicy federalizmu utrzymują, że sama idea federalizmu jest naiwna, by nie rzec niebezpieczna, ponieważ nie istnieje coś takiego jak polityczny naród europejski. Amerykanin jest przede wszystkim Amerykaninem, dopiero potem mieszkańcem Minnesoty. Niemiec jest przede wszystkim Niemcem, dopiero potem Europejczykiem.

Ale przecież można w sposób „sztuczny” wspomóc lub przyspieszyć pojawienie się europejskiej tożsamości. Może się na to złożyć wiele rozwiązań, na przykład wyłonienie europejskiego prezydenta w bezpośrednich wyborach powszechnych, powołanie europejskiego instytutu obywatelskiego czy wprowadzenie wspólnego europejskiego podatku minimalnego, itp.

Zauważmy, że polityczny naród amerykański powstawał etapami (chociaż z innych przyczyn i w inny sposób, niż będzie do prawdopodobnie wyglądać w Europie). Prawo do głosowania przyznano najpierw właścicielom, potem tym, którzy płacili podatki, sto lat później kobietom i wreszcie, dopiero niedawno, Afroamerykanom. Amerykanie rozpoczęli proces budowy państwa od powołania ministerstwa finansów, Europejczycy – od banku centralnego.

Osoby krytycznie podchodzące do świata podkreślają, że wszystkie projekty polityczne, procesy integracji czy dezintegracji muszą być samoistne i autentyczne, w żadnym razie elitarne i wywołane w sposób sztuczny. Ale większość donośnych procesów, które nadały kierunek historii, jest wynikiem działań ludzi, którzy potrafili poprowadzić innych.

Wciąż nie wiadomo, jak będzie jutro wyglądała Europa. Może się stać federacją, ale równie dobrze może się rozpaść. Bez względu na to, co się zdarzy, ważna jest co najmniej jedna rzecz – żeby zaplanować budowę federacji, europejskie elity muszą wreszcie postarać się zrozumieć, czym jest, a czym nie jest federacja. Odkryją wtedy w pierwszym rzędzie, że federalizm nie jest dekoracją, tylko niepodważalną rzeczywistością opartą na zbiorze wartości takich jak ograniczenie i kontrola władzy, równowaga sił, gwarancje i wzmocniona –asymetryczna – ochrona maluczkich i najsłabszych.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat