Robotnica sezonowa zbiera truskawki w Sornzig-Ablass, Saksonia (Niemcy).

Europa u progu zielonej rewolucji

Reforma Wspólnej Polityki Rolnej (WPR) ma zostać ukończona jeszcze w tym roku, zakłada zrównoważony i bardziej sprawiedliwy rozwój. Zagraża jej jednak narastająca presja ze strony rolniczego lobby, przekonuje założyciel ruchu Slow Food, zwracając się z apelem do obywateli oraz eurodeputowanych.

Opublikowano w dniu 30 stycznia 2013 o 16:42
Robotnica sezonowa zbiera truskawki w Sornzig-Ablass, Saksonia (Niemcy).

Nadzieja na europejskie rolnictwo bardziej dbałe o środowisko, a więc sprawiedliwsze – zarówno dla podatnika, jak i dla rolnika – właśnie została nadwerężona. Przedwczoraj w Brukseli dokonano istotnego kroku w długiej i złożonej procedurze, jaka zaowocuje od 2014 r. nową wspólną polityką rolną, czyli narzędziem do określania przyszłości tego, co będziemy jeść.
Od 50 lat WPR pochłania prawie połowę europejskiego budżetu. Jej reforma to okazja do zmiany paradygmatu, przejścia ku rolnictwu mniej zorientowanemu na produkcję, bardziej szanującemu ziemię, zasoby naturalne, wielu rolników i mieszkańców miast. Aż do tej pory preferowano praktyki rolne szkodliwe dla żyzności gleb, dla środowiska, krajobrazu, wymiany pokoleniowej i bioróżnorodności, bardzo niesprawiedliwe wobec biedniejszych krajów spoza Unii.
Europejczycy bezwiednie dorobili się więc chorego systemu, za który w ostatecznym rozrachunku płacą dwa razy, nie tylko poprzez subwencje, ale potem finansując naprawianie wyrządzonych szkód, ponosząc koszty zdrowotne i związane z bezpieczeństwem, jakością wody, powietrza, gleb i żywności. Stara WPR była katastrofalna.

Rozmyta rewolucja?

Komisja ds. Rolnictwa i Rozwoju wsi Parlamentu Europejskiego przegłosowała 23 i 24 stycznia poprawki do propozycji reformy WPR przedstawionej ponad rok wcześniej. Postanowiła zablokować, okroić albo anulować większość rozwiązań zmierzających do uczynienia naszego systemu produkcji żywności bardziej zgodnym z zasadami zrównoważonego rozwoju. Piłka jest teraz po stronie rządów, które w lutym muszą ustalić nowy budżet WPR (prawdopodobne znaczne cięcie tylko pogorszy sytuację), a przede wszystkim parlamentu, który podczas sesji plenarnej w marcu będzie miał możliwość poprawy złego kursu, jaki obraliśmy.
Jest na przykład możliwość wprowadzenia tych rozwiązań, które określono mianem greening, związanych z ochroną środowiska. Największa część pieniędzy z WPR była uzależniona od powierzchni gospodarstwa. Z biegiem lat oznaczało to premiowanie największych gospodarstw, które na ogół nie wyróżniają się dbaniem o zrównoważony rozwój. Agrobiznes czerpał po prostu dochody z ziemi. Tymczasem greening byłby czymś rewolucyjnym. Zmusiłby także największe gospodarstwa do wdrożenia ekologicznych praktyk, takich jak rotacja upraw, utrzymanie pastwisk i innych obszarów o znaczeniu ekologicznym.
Tymczasem poprawki spowodowały, że greening stał się bardziej „elastyczny”. Rozmontowały go po kawałku i stworzyły tyle furtek, że stał się praktycznie bezużyteczny. Zamiast greening mamy greenwashing. Zgodnie z nowymi normami 82% gospodarstw w Europie byłoby zwolnionych z obowiązkowych działań proekologicznych. Poza tym, jeśli było oczywiste, że gospodarstwa posiadające certyfikaty ekologiczne zostają zaliczone automatycznie do grona „poprawnych”, to zasada ta traci na słuszności, kiedy próbuje się zrównać z rolnictwem organicznym także inne praktyki „czyste”, ale nie za bardzo.

Historyczna szansa przed Parlamentem

Jest wiele innych powodów do krytyki. Na przykład możliwość otrzymywania podwójnych dopłat za jeden rodzaj działań chroniących środowisko albo obniżenie wymaganego areału przeznaczonego na funkcje ekologiczne z 7% do 3%. Zbyt wiele elementów negatywnych równoważy resztki dobrego, które udało się ocalić – np. dodatkowe zapomogi dla młodych rozpoczynających działalność rolniczą, wprowadzenie górnego limitu subwencji dla największych gospodarstw w wysokości 300 tys. euro (królowa angielska dostawała np. rocznie 8 mln euro), albo poprawniejszą definicję „czynnego rolnika”, co ma uchronić przed sytuacją, kiedy dofinansowanie dostają lotniska i kluby golfowe.
Jeśli proponowana reforma nie zostanie całkiem podcięta przez decyzje budżetowe podjęte w lutym, Parlament Europejski będzie miał między 11 a 14 marca wielką, historyczną szansę zmiany kursu. Po raz pierwszy, od kiedy istnieje UE, parlament będzie mógł wtrącić się do tych negocjacji, a więc musimy naciskać na naszych posłów, aby nie tkwili w błędzie i nie podtrzymywali starego paradygmatu premiującego tych, którzy uprawiali ziemię gorzej, z pewnością wbrew wspólnemu interesowi.
Nie jest słuszne, by wykorzystywać publiczne środki na umacnianie interesu nielicznych. Ruszyła ogólnoeuropejska mobilizacja pod sympatycznym hasłem Go M.A.D., do której dołączył się Slow Food. Dzięki niej możemy kontaktować się z posłami i wytłumaczyć im, jak ważna będzie marcowa sesja i że nie powinni ulec wpływom lobby agrobiznesowego. Obywatele mogą się upodmiotowić, udział w akcji ma kapitalne znaczenie, zanim będzie za późno. Stawką jest przyszłość żywności, miejsc, jakie zamieszkujemy, nasz dobrobyt.

Newsletter w języku polskim
Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat