Idee Wspólna Polityka Rolna

Biedni chłopi!

Reforma Wspólnej Polityki Rolnej przedstawiona pod koniec czerwca nie spełnia oczekiwań, uważa szef ruchu Slow Food. Jej wdrażanie pozostawione jest w zbyt dużym stopniu do decyzji państw członkowskich i nie jest ona wystarczającym krokiem w kierunku propagowania trwałych upraw oraz zmniejszania nierówności między właścicielami dużych gospodarstw i drobnymi rolnikami.

Opublikowano w dniu 2 lipca 2013 o 11:23

Jesteśmy zjednoczeni w różnorodności czy różni w zjednoczeniu? Niedawne zakończenie negocjacji w sprawie Wspólnej Polityki Rolnej w Brukseli, choć przyniosło kilka ciekawych nowości, zawiodło tych, którym zależy na środowisku naturalnym i zrównoważonym rozwoju rolnictwa w małej skali. Ale przede wszystkim stawia przed nami pytania o Europę, o to, co w nadchodzącym czasie będzie wspólne, a co już wspólne nie będzie.
Reforma, która powinna zaważyć na jakości naszego jedzenia, zdecydować o możliwym i jakże pożądanym powrocie na wieś nowych pokoleń, o podjętej na nowo trosce o środowisko – skończyła się zaś zmarnowaniem historycznej okazji. Kłócono się o nią jak nigdy dotąd, zaangażowały się w to instytucje społeczeństwa obywatelskiego, swoje zdanie wypowiedziały jasno i wyraźnie stowarzyszenia, po raz pierwszy wciągnięto też do gry Parlament Europejski, by głos mogli zabrać obywatele. Ale nie udało się prawie wcale osiągnąć takich celów (albo scedowano to na decyzje krajów członkowskich) jak bardziej zielona i sprawiedliwa polityka rolna, zdolna przeznaczać fundusze publiczne (40% europejskiego budżetu) na rzecz takich dóbr wspólnych jak krajobraz, jakość gleb oraz zdrowie.
Oprócz namysłu nad podjętymi rozstrzygnęciami, ważne jest przekonanie się, czego nie postanowiono, pozostawiając różne kwestie do decyzji władz poszczególnych krajów, a chodzi o wsparcie dla drobnych rolników, ograniczenie największych wypłat (20% gospodarstw zgarniało 80% dotacji), ustanowienie górnego rocznego limitu, możliwość przekierowania większości sum przeznaczonych na rozwój (czyli na działania proekologiczne, prospołeczne i nowoczesne formy produkcji), na dotacje zależne od areału albo nie dość klarowne formy ubezpieczeń prywatnych.

Widoczna „deeuropeizacja”

Ale to nie koniec roboty, już czas, by obywatele wywarli presję na swoje rządy. Do czego nam polityka rolna, tak istotna w wymiarze finansów i podejmowanych zagadnień, która ze swej nazwy powinna być wspólna, skoro wcale taka nie jest? Jeśli nie jest w stanie proponować wyrazistych idei, jak wydać nasze pieniądze na coś, co przyniesie nam wszystkim korzyść? Coś powiązane jakoś z dobrem wspólnym? Już to zauważono – w braku pewnych decyzji widać swego rodzaju „deeuropeizację”.
To niebagatelna kwestia, bo są różne „fronty”, na których WPR mogłaby interweniować, gdzie mogłaby przyjąć rolę mediatora i przysłużyć się obywatelom. Pierwszy nazwijmy, powiedzmy, „agrobiznes kontra drobni rolnicy”. Można bez końca zadręczać się pytanien, czy to dobrze, czy źle, że zobowiązano wszystkie gospodarstwa, aby przeznaczały niewielką część powierzchni na cele ekologiczne (3,5 czy 7%? Wygrało w końcu 5%), ale o czym my w ogóle mówimy, skoro mamy gospodarstwa otrzymujące 300 tys. euro rocznie i mamy takie – te należą do drobnych rolników – którym państwa mogą udzielać wsparcia do 1250 euro rocznie? Co mogą zmienić takie kwoty w ekonomice prowadzenia upraw?
Setki tysięcy euro służą podtrzymaniu niezrównoważonego systemu monokulturowego. Tysiąc euro to natomiast „prezencik”, który niczego nie zmieni w pracy i życiu małego gospodarstwa. To prawda, że z drobnych rolników zdjęto sporo obciążeń biurokratycznych, ale konkretna pomoc to zupełnie inna rzecz. W proporcji do tego, co nam dają w postaci zdrowej żywności oraz troski o ziemię i wspólne zasoby, powinna być o wiele, wiele większa niż tysiąc euro rocznie. Z tego punktu widzenia reforma WPR wydaje się taką zmianą, którą przeprowadza się po to, aby wszystko zostało po staremu. Największy kawałek tortu i tak trafia do najgrubszych.

Pozostał pewien niesmak

Kolejny front to rolnictwo starych krajów unijnych kontra nowe kraje ze Wschodu. Mają one bardzo słabe sektory rolne, mniej zmodernizowane i dlatego jeszcze cieszą się sporym zróżnicowaniem produkcji. Mają prawo się rozwijać, ale należy też je chronić. Mowa była o „wewnętrznej konwergencji”, żeby móc wyrównywać dotacje, ale i tu w końcu całą rzecz przekazano do decyzji państwom.
Jest też kwestia „Europa wobec krajów rozwijających się”. W tym przypadku, jeśli spojrzymy poza granice kontynentu, znów kłania się Unia jako całość. Otóż nie przewidziano żadnego mechanizmu monitorującego skutki polityki handlowej WPR – np. dotacji dla eksportu albo sztucznie zaniżonych cen – odczuwane przez drobnych rolników w Azji i Afryce.
Wszyscy zjednoczyli się także po to, by rozwodnić projekt „zazielenienia” (greening) praktyk rolniczych. Ważne, że wprowadzono do obiegu samo pojęcie, ale regulacje wykonawcze przewidują tyle wyjątków, że mogą one dotyczyć nawet 60% areału upraw w Europie. Kierunek słuszny, ale na razie obowiązki tylko na papierze.
Nawet jeśli da się zauważyć pewne aspekty pozytywne, jak wspomniane odchudzenie biurokracji albo zwiększenie wsparcia dla młodych rolników, to obecna WPR raczej przynosi pewien niesmak. Europa wydaje się wciąż uczepiona dawnego systemu międzynarodowego lobbingu, wciąż pozbawiona odwagi, by zaproponować prawdziwe zmiany związane z nowymi perspektywami światowymi. Ta Europa wydała z siebie Wspólną Politykę Rolną, w której tego, co wspólne, niewiele, i zdaje się gubić w gąszczu szczegółów, zamiast narzucić wszystkim szlachetne, wyraziste cele w interesie publicznym.
Jeśli chodzi o żywność i rolnictwo, to ta sama Europa pcha nas do tego, byśmy odeszli od zróżnicowania, by dojść do jedności, której jeszcze nikt dobrze nie zdefiniował. Podczas gdy drobni rolnicy walczą w samotności, młodzi mają problemy z powrotem na wieś, wciąż dominuje agrobiznes. Rozwój nowych paradygmatów społecznych, ekonomicznych, kulturalnych i żywieniowych pozostaje w rękach obywateli i rolników mających mnóstwo dobrej woli i sporo świeżych pomysłów. Jak się dobrze przyjrzeć, to oni jako jedyni pozwalają nam dostrzec, jaka będzie prawdziwa „unia europejska” przyszłości.

Widziane z Niemiec

Newsletter w języku polskim

„Stracona okazja”

Wbrew europejskiemu komisarzowi ds. rolnictwa Dacianowi Ciolosowi, organizacjom pozarządowym i Zielonym Frankfurter Allgemeine Zeitung uważa, że reforma Wspólnej Polityki Rolnej przyjęta przez państwa członkowskie na posiedzeniu Rady Europejskiej w dniach 27 i 28 czerwca jest daleka od „zmiany paradygmatu”. Pyta wręcz, „co ona w ogóle zmienia?” I takiej udziela odpowiedzi:

Dotacje dla rolników są teraz bardziej związane z ochroną środowiska. Stracą oni jedną trzecią subwencji, jeśli nie zrezygnują z ciągłej monokultury i nie przeznaczą (małej) części ich posiadłości na ekologiczne obszary priorytetowe, takie jak żywopłoty czy nieużytki. [...] To jest raczej bajka, a nie rzeczywistość, [gdyż] wielu rolników prawdopodobnie już dziś spełnia te kryteria. Dlatego też lepiej jest powiedzieć, jak to twierdzą niektórzy krytycy, że WPR jest tylko pomalowane na zielono. Czego tu brakuje [...] to nowej podstawy WPR, bo już od dawna nie ma uzasadnienia dla udzielania dotacji.

Ta „maleńka reforma” jest straconą okazją na ustanowienie „wiarygodnej podstawy WPR”, ubolewa dziennik. Tym bardziej, że nowe zasady będą obowiązywać aż do 2020 r. Gazeta wyraża jednak nadzieję, że „być może będziemy mieli wtedy komisarza rolnictwa, który rozpocznie prawdziwą zmianę paradygmatu, zamiast tylko o niej mówić”.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat