Unia zakrztusiła się ciasteczkami

Unia Europejska chciała wprowadzić regulacje dotyczące internetowych „ciasteczek”. Ale ukrócenie szpiegowania naszych ruchów w sieci nie jest takie łatwe.

Opublikowano w dniu 25 listopada 2010 o 16:51

W zeszłym roku Unia, chcąc być światowym liderem w ochronie prywatności w cyberprzestrzeni, stworzyła prawo wymagające, by twórcy plików śledzących, na jakie strony w sieci zaglądamy, pytali nas o zgodę za każdym razem, gdy chcą wysłać je na nasz twardy dysk. Teraz ruch jest po stronie państw członkowskich.

Tyle że dziś nie wiadomo, jak właściwie interpretować to prawo. Dostawcy internetowi, reklamodawcy, prawodawcy, obrońcy prywatności w sieci i poszczególne państwa do Unii należące – każdy ma na ten temat inny pogląd. Czy wystarczy, aby przy konfigurowaniu przeglądarki użytkownik wyrazi zgodę na „ciasteczka”? Sami reklamodawcy proponują, by użytkownik widział, które z jego danych są przesyłane i mógł to kontrolować. A może wysyłanie „ciasteczek” musi być za każdym razem uzależnione od tego, czy powiemy im „tak”?

UE uważa się za lidera ochrony konsumentów

„Jesteśmy teraz na ziemi niczyjej”, mówi Bridget Treacy, szefowa brytyjskiej kancelarii Hunton & Williams LLP. Europejscy prawodawcy obiecują, że w przyszłym roku opublikują dokładne wskazówki, jak przepisy stosować. Do maja każdy z dwudziestu siedmiu członków Wspólnoty musi włączyć „antyciasteczkowe” przepisy do swojego prawa. Ale rzecz w tym, że państwa mogą je interpretować każde po swojemu, co zaowocować może prawdziwym koszmarem wywołanym przez kolidujące ze sobą standardy. W efekcie może się okazać, że w gruncie rzeczy zasady dotyczące „ciasteczek” wcale się nie zmienią.

Unijni politycy lubią myśleć o sobie jako o liderach ochrony konsumenta. Przykłady? Chemikalia i genetycznie modyfikowana żywność. Ale stworzenie skutecznych zasad dotyczących ponadgranicznego przecież Internetu okazuje się o wiele trudniejsze.

Newsletter w języku polskim

Ciasteczka warte 15 miliardów euro

Epopeja miała swój pierwszy epizod ponad dwa lata temu, kiedy urzędnicy po raz pierwszy zasugerowali, że prawo telekomunikacyjne dotyczące „ciasteczek”, niewielkich plików, umieszczanych przez strony internetowe na naszych twardych dyskach, powinno być zmienione. Cookies mogą przechowywać loginy, hasła i prywatne ustawienia użytkowników. Ale mogą też służyć do śledzenia naszych kroków w sieci. Potem marketingowcy wykorzystują tę wiedzę, by zarzucić nas reklamami przystosowanymi do naszych zainteresowań. Dotychczas unijne zasady wymagały po prostu, by strony pozwalały surfującym na to, by nie zgodzili się na „ciasteczka”. Najczęściej robi się z poziomu przeglądarki.

Ale specjalna komisja, której przewodzi niemiecki europoseł Alexander Alvaro, zaproponowała odwrócenie kolejności. Teraz samo przez się rozumiałoby się, że „ciasteczka” są zakazane i dopiero my wyrażalibyśmy zgodę, czy chcemy, by zostały uruchomione. To zaalarmowało internetowy przemysł reklamowy, który – według danych związku branżowego Interactive Advertising Bureau – tylko w zeszłym roku zarobił prawie 15 miliardów euro (czyli ponad 20 miliardów dolarów).

Rozwodnione prawo

Proponowane zasady „były dla nas nie do zaakceptowania”, opowiada Kimon Zorbas, wiceszef europejskiego oddziału IAB. Wraz z kolegami zabrał się więc ostro do lobbowania na rzecz zmian przepisów. Przeciąganie liny trwało do ostatniej chwili. W końcu, w maju zeszłego roku, nowe prawo przeszło przez Parlament Europejski. Fragment dotyczący wydawania zgody na przyjmowanie „ciasteczek” został rozwodniony i przeniesiony do załącznika.

Firmy reklamowe uznały, że nowe sformułowania oznaczają, iż nie trzeba teraz wydawać zgody na każde, pojedyncze „ciasteczko”. Jednorazowe zaznaczenie odpowiedniej opcji w przeglądarce wystarczy – przekonywały. Obrońcy prywatności byli innego zdania. Grecki europoseł Stavros Lambrinidis obstaje przy tym, że prawo ma na celu zapewnienie, by „żadne ‘ciasteczko’ czy mechanizm monitorujący twoje ruchy nie mogło dostać się na twój komputer bez twojej zgody”. Unijna komisarz Neelie Kroes, która nadzoruje wprowadzanie przepisów w życie, stara się wypośrodkować racje. Kroes zasugerowała, że internetowi reklamodawcy mogą stworzyć swój własny kodeks, który potem działałby na całym Starym Kontyntencie.

Szesnastego grudnia firmy reklamowe przedstawią swoje propozycje unijnym organizacjom chroniącym konsumenta i strzegącym prywatności w sieci. Kroes przedstawi im swoją odpowiedź w przyszłym roku. Tymczasem debata na temat przepisów trwa w każdym z krajów członkowskich. Ustalający przepisy oczekują, że większość z nich przejmie unijne zapisy bez zmian. Portale, producenci przeglądarek i firmy tworzące internetowe reklamy będą się czujnie przyglądać.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat