Węgierski premier Viktor Orbán przemawia w parlamencie, Budapeszt 6 stycznia 2011

Jak złagodzić smak węgierskiego gulaszu?

W czasie kiedy Węgry obejmują półroczną prezydencję w Unii Europejskiej, wielu niepokoi się, że rząd w Budapeszcie obrał antydemokratyczny kurs. Czy jednak UE jest w stanie cokolwiek na to poradzić, zastanawia się The Economist.

Opublikowano w dniu 7 stycznia 2011 o 14:28
Węgierski premier Viktor Orbán przemawia w parlamencie, Budapeszt 6 stycznia 2011

Dzięki traktatowi lizbońskiemu rotacyjne przewodnictwo w Unii to dzisiaj na szczęście instytucja o wiele mniejszego kalibru niż niegdyś. Minęły dni, kiedy państwa kolejno przez sześć miesięcy przewodniczące unijnym szczytom prześcigały się w organizowaniu wystawnych imprez i wydawaniu oświadczeń na temat swych ulubionych kwestii. Szczyty spowszedniały, odbywają się w Brukseli, a przewodniczy im stały prezydent UE, obecnie Herman Van Rompuy.

Węgierskie przewodnictwo, które rozpoczęło się 1 stycznia, nigdy nie miało być tak skromne. Na budapeszteńskim lotnisku podróżnych wita ogromny plakat podkreślający, jak radosne to wydarzenie. Prezydencja daje małemu postkomunistycznemu krajowi szansę na autopromocję w Europie. Viktor Orban, zadziorny węgierski premier, bez wahania wykorzystał nadarzającą się okazję znalezienia się w samym centrum uwagi.

Wszelako nie spodziewał się, że po wejściu na scenę zostanie wygwizdany, i to przez wszystkich. Zapomnijcie o europejskich inicjatywach szefa rządu z Budapesztu, takich jak reforma euro czy unijny program integracji Romów, dzisiaj w świetle reflektorów znalazły się jego niebywale kontrowersyjne posunięcia w polityce krajowej.

Pod europejskim pręgierzem

Pod koniec grudnia kierowana przez Orbana rządząca partia Fidesz przepchnęła przez parlament ustawę poddającą media – nadawców telewizyjnych i radiowych, prasę, Internet – kontroli nowej instytucji władnej nakładać wysokie kary za rozmaite przewinienia, nie za jasno zdefiniowane, takie jak choćby „obraza godności osoby ludzkiej”. Wszystkich członków nowej rady ds. mediów nominował Fidesz.

Newsletter w języku polskim

Chociaż ugrupowanie to twierdzi, że ograniczanie wolności słowa nie jest jego zamiarem, gazety opozycyjne na znak protestu ukazały się z niezadrukowaną pierwszą stroną. Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) wyraziła oburzenie. Niemcy, Francja i Wielka Brytania są zaniepokojone. Jedna z niemieckich gazet nazwała Węgry „Führerstaat”, państwem wodzowskim.

Gdyby chodziło tylko o ustawę medialną, być może Orbanowi udałoby się wykpić tłumaczeniem, że jej zapisy wzorowane były na prawie przyjętym w innych państwach demokratycznych. Wygląda jednak niestety na to, że była ona tylko kolejnym rozdziałem długofalowej kampanii mającej na celu osłabienie niezależnych od rządu instytucji i centralizację władzy.

Gabinet Orbana, nazwawszy swoje postępowanie „patriotyczną” polityką gospodarczą, odrzucił sugestie makroekonomiczne Międzynarodowego Funduszu Walutowego, zrobił zamach na składki odprowadzane do prywatnych funduszy emerytalnych, próbował podporządkować sobie instytucję nadzorującą budżet państwa, czynił wysiłki mające doprowadzić do usunięcia prezesa banku centralnego oraz ograniczył kompetencje Trybunału Konstytucyjnego.

Nadzwyczajny „podatek kryzysowy” wystraszył zagranicznych inwestorów. Oficjalna propaganda głosi, że dopiero teraz Węgry odzyskały samostanowienie, mimo że kraj jest niepodległy od dwóch dziesięcioleci.

Aby wstąpić do Unii, trzeba pachnąć różami

Nie jest to powrót do totalitaryzmu. Jednak zamach na demokrację przeprowadzony przez rząd węgierski rodzi zasadnicze pytania. Czy państwo prowadzące taką politykę zostałoby przyjęte do UE? Zapewne nie.

Jednak jeżeli chodzi o promocję demokracji, to Unia ma o wiele mniejszy wpływ na tych, którzy już do niej należą, niż na tych, którzy kandydują. Wedle słów unijnego dyplomaty: „By wstąpić do Unii, musisz pachnieć różami. Ale jeżeli jesteś już członkiem i zaczynasz cuchnąć, nie ma nikogo, kto zmusiłby cię do wzięcia kąpieli”.

Węch musiał zawieść prezydenta Van Rompuya, kiedy odwiedził Budapeszt, by wziąć udział w uroczystości z okazji objęcia przez Węgry unijnej prezydencji, a było to dokładnie w dniu, kiedy przegłosowano ustawę medialną.

Premier Orban, stwierdził Van Rompuy, zrobił na nim „doskonałe wrażenie”. Komisja Europejska pokręciła nosem, prosząc Budapeszt o „wyjaśnienia”, ale skora do walki nie jest.

Unijni biurokraci mówią, że pozwanie Węgier przed Europejski Trybunał Sprawiedliwości jest mało prawdopodobne, mimo że unijna „Karta praw podstawowych” deklaruje poszanowanie „wolności przepływu informacji i wyrażania opinii”.

Komisja twierdzi, że odnosi się to wyłącznie do działań instytucji unijnych oraz aktów prawnych wdrażających prawo unijne w poszczególnych państwach; postanowienia „Karty” nie mają zastosowania do decyzji wewnętrznych, nawet jeżeli, jak w przypadku Węgier, kontrowersyjne postanowienia są częścią ustaw mających na celu dostosowanie prawa krajowego do dyrektyw unijnych.

Klątwa unijnej prezydencji?

Socjaliści w Parlamencie Europejskim zaproponowali rozwiązanie drastyczne – zawieszenie prawa głosu Węgier w UE z powodu „poważnego i uporczywego naruszania” podstawowych wartości Wspólnoty. Obecnie jednak żadne państwo członkowskie nie poprze tak drakońskiej kary.

Unijny „regulamin” jest więc dziwnie niekonsekwentny. Z jednej strony kryzys euro prowadzi do stworzenia ściślejszego systemu kontroli gospodarki każdego z państw członkowskich, z możliwością nakładania sankcji za „rozwiązłość” fiskalną. Z drugiej zaś – nie istnieje mechanizm przeciwdziałający niedostatecznej wolności.

To prawda, że deficytu demokracji nie da się ująć liczbowo tak jak deficytu budżetowego. Być może jednak Unia powinna znaleźć sposób, by wymusić przestrzeganie minimalnych przynajmniej standardów.

Najlepszym rozwiązaniem będzie presja ze strony pozostałych państw członkowskich. Europejscy przywódcy muszą być bardziej stanowczy. W świetle jupiterów i w cztery oczy, podczas ministerialnych szczytów i unijnych bankietów, panu Orbanowi trzeba mówić, że musi zmienić swe postępowanie.

Skazany na bycie w centrum uwagi przez najbliższe pół roku węgierski premier jest dzisiaj bardziej odsłonięty niż zwykle. Unijna prezydencja może jeszcze okazać się jego przekleństwem, a błogosławieństwem dla węgierskiej demokracji.

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat