Spośród wszystkich naszych europejskich przyjaciół najwięcej problemów mamy z Austrią . Tłumaczy się to może przez fakt, że Czesi i Austriacy przyglądają się sobie nawzajem jakby w lustrze. Karel Schwarzenberg, polityk czeskiego pochodzenia, który większość życia spędził w Austrii posługuje się tym frazesem, gdy tylko nadarza się ku temu okazja. Ale czy nie zauważyliście, jak bardzo stosunki między Austrią a Czechami poprawiły się w ostatnich latach? Chyba nie, w każdym razie to nie nadaje się na czołówkę gazety. Temat pojawia się na tylko wówczas, gdy wydarzy się coś drażliwego, co budzi emocje, jak austriackie wyróżnienie przyznane Vaclavowi Klausa albo traktat lizboński.
Austriacki prezydent Heinz Fischer udaje się do Pragi, by przyjąć Order Białego Lwa. Prezydent Klaus musi więc oczywiście otrzymać najwyższe austriackie odznaczenie! A jeśli nie możecie zrozumieć, dlaczego austriacki i czeski szefowie państw nie powinni sobie nawzajem przypinać odznaczeń, to cofnijcie o dziesięć lat. Wtedy wszystko stanie się jasne.
Czechy kończą prace przy budowie elektrowni w Temelinie i nie biorą pod uwagę austriackich protestów. W następstwie wyników wyborów parlamentarnych partia populisty Haidera wchodzi do rządu. Kiedy państwa Unii Europejskiej ogłaszają, że nałożą sankcje dyplomatyczne na Wiedeń, Praga gorliwie idzie ich śladem, choć nic jej do tego nie zmusza. Haider niezwłocznie żąda zorganizowania referendum mającego powiązać wejście Czech do Unii Europejskiej z zamknięciem elektrowni w Temelinie, a ówczesny czeski premier Miloš Zeman nazywa Austriaków durniami.
Nawet ten, kto gardzi słowem „postęp”, musi przyznać, że wszystko to od dawna należy do przeszłości. Dlaczego zatem odznaczenie przyznane Klausowi tak przeszkadza austriackim mediom? Ponieważ – pisze Der Standard – czeski prezydent robi wszystko, co w jego mocy, aby zablokować ratyfikację traktatu lizbońskiego. Po raz pierwszy nieratyfikowanie europejskiego dokumentu przez państwo członkowskie zachowujące się mało zrozumiale miałoby konsekwencje dla całej Wspólnoty – twierdzi gazeta, która zapomina w tym miejscu przypomnieć, że czekamy również na polski i niemiecki podpis. „Powinno się respektować demokratyczne decyzje, które są wyrazem opinii większości” – pisze Salzburger Nachrichten. Ale wtedy wypadałoby, o czym i ta gazeta jakoś nie pamięta, uszanować autentyczne „nie” większości Irlandczyków.
Traktat lizboński może służyć jako oręż, po który się sięga, by zaogniać podziały. Jest pewne, że Klaus ma więcej wrogów niż zwolenników, ale oskarżanie go, na przykład, o zdradę stanu, powinno pozostać naszą sprawą. Projekt europejski można popierać w lepszy sposób. Medialne rozważania, w których twierdzi się, że wyróżnienie przyznane Klausowi mogłoby być zinterpretowane w Brukseli jako austriacki współudział w blokowaniu traktatu, raczej mu nie pomogą.