Partia szachów pomiędzy szefem NATO Andersem Foghem Rasmussenem a syryjskim prezydentem Bacharem al-Assadem z Kaddafim w roli pionka.

Europa rozbrojona w obliczu kryzysów w Libii i Syrii

Europejczycy zaangażowali się w Libii, a teraz odkrywają, że nie mają środków na miarę swoich ambicji. A bez środków wojskowych Europa jest skazana na to, że jej działania dyplomatyczne nie będą wiarygodne w tym strategicznym dla niej regionie. Oto dlaczego kraje europejskie powinny stworzyć wzajemnie się uzupełniające programy obronne.

Opublikowano w dniu 15 czerwca 2011 o 16:01
Glez  | Partia szachów pomiędzy szefem NATO Andersem Foghem Rasmussenem a syryjskim prezydentem Bacharem al-Assadem z Kaddafim w roli pionka.

To Amerykanin zdradził tajemnicę. Otóż to, oświadczył, iż większość krajów europejskich nie uczestniczy, by tak powiedzieć, w operacjach wsparcia lotniczego dla libijskiego powstania, które jednak co do zasady popierają, bierze się po prostu stąd, że ich budżet wojskowy jest zbyt ograniczony, aby mogły to uczynić. Tym Amerykaninem był [sekretarz obrony] Robert Gates.

Szef Pentagonu powiedział samą prawdę, ale nie całą prawdę. Jest nie tylko tak, że wiele krajów Unii właściwie nie ma sił zbrojnych, bo od początku zimnej wojny liczyły na amerykański parasol, a zanik sowieckiego zagrożenia skłonił je do dalszego ograniczania wysiłku wojskowego, ale co więcej nawet wielkie europejskie mocarstwa, Paryż i Londyn także, mają bardzo ograniczone zdolności militarne.

Francja i Wielka Brytania mogą wziąć na siebie ciężar operacji libijskiej, ale, obecne wojskowo w innych miejscach, w tym zwłaszcza w Afganistanie, wyczerpują tam swoje zapasy amunicji, a z czasem zaczyna im brakować ludzi i sprzętu, a w końcu, co gorsza, i pieniędzy.

Bardzo dobrze, doskonale, powiedzą ci spośród Europejczyków, którzy uważają, że ich kraje nie mają nic do roboty w Kabulu, Misracie albo Abidżanie. Ale, gdy już się wyjdzie poza debatę na temat zasadności tych interwencji, trzeba powiedzieć, że żadne mocarstwo nie może obywać się bez środków wojskowych i nie skazywać się przy tym na polityczny niebyt.

Newsletter w języku polskim

Stany Zjednoczone nie są już gotowe finansować obrony Europy

Aby być wysłuchanym i liczyć się na arenie międzynarodowej, trzeba mieć możliwość działania albo reagowania i prawdziwe jest to zwłaszcza w przypadku Unii Europejskiej na początku tego stulecia, a to z dwóch powodów.

Pierwszy z nich jest taki, że nawet ci Europejczycy, którzy widzieli w swojej militarnej zależności od Stanów Zjednoczonych najlepszą gwarancję spójności obozu zachodniego, zostali zmuszeni do zrewidowania swojego stanowiska, odkąd Amerykanie nie kiwnęli palcem, aby wesprzeć Gruzję w trakcie jej konfliktu z Rosją. W sierpniu 2008 r. najwięksi atlantyści w gronie Europejczyków odkryli nagle, że Ameryka może przedkładać stabilizację swoich stosunków z Moskwą ponad wspieranie jednego ze swych najwierniejszych europejskich sojuszników i bardziej dbać o własne interesy niż o solidarność, którą owi rzecznicy ścisłego sojuszu ze Stanami uważali za niewzruszoną.

Nawet Polska przyłączyła się do koncepcji wspólnej europejskiej polityki zagranicznej i obrony, a ten zwrot był tym bardziej stosowny, że potem nastąpił krach na Wall Street. Ameryka, już i tak zdecydowana nie dopuścić więcej do tego, aby jakiś drugorzędny europejski konflikt obciążał ogół jej interesów międzynarodowych, musiała wówczas wstrzyknąć tyle publicznych pieniędzy w ratowanie swojej gospodarki, że i Pentagon będzie odtąd zobowiązany przyłączyć się do wysiłków na rzecz naprawy stanu federalnych finansów.

Stany Zjednoczone nie są już gotowe finansować obrony Europy i jest raczej niewiele powodów, aby myśleć, że pewnego dnia mogą znów mieć na to ochotę. Takie było, zupełnie wyraźne, przesłanie Roberta Gatesa i to właśnie pokazuje, już dziś, ową rozmyślność, z jaką Amerykanie pozostawiają Europejczyków na pierwszej linii w Libii. Europejczykom zmuszonym do wzięcia na swoje barki zasadniczej części tej operacji nie pozostaje teraz nic innego, jak skonstatować, iż przydałoby się zwiększyć wydatki na cele wojskowe i to tym bardziej, że będą zobowiązani stawić czoło długiemu okresowi niestabilności, a ten właśnie zapoczątkowała arabska wiosna – od Rabatu po Sanę.

Cięcia budżetowe niosą wszędzie ryzyko wywołania politycznych napięć

Nikt nie wie, dokąd doprowadzi krwawe szaleństwo syryjskiego reżimu, ale można przyjąć za pewnik, że wywołuje ono długi łańcuch skutków w całym regionie, tak samo jak upadek pułkownika Kaddafiego, gdy tylko on nastąpi, gruntownie zmieni krajobraz w Afryce Północnej. Wszystko to dzieje się niedaleko od Europy, która nie będzie już mogła dłużej pozostawać na to obojętna.

To jest drugi powód, dla którego Europejczykom już dłużej nie uda się pozostawiać na boku myślenia o finansowaniu swojej obronności. Ale w momencie, gdy w większości krajów Unii cięcia budżetowe dochodzą aż do samej kości, gdy stają się one nie do zniesienia w Grecji i niosą wszędzie ryzyko wywołania politycznych napięć, byłoby po prostu niepojęte zabierać z wydatków na edukację, infrastrukturę czy zdrowie, żeby dodać armiom. Europejczycy będą mogli zwiększyć swój wysiłek militarny tylko poprzez połączenie środków i rozwijanie wspólnych programów.

To właśnie przedsięwzięły Wielka Brytania i Francja. Mimo swojego atlantyzmu nawet sama Wielka Brytania zrozumiała tę konieczność, która nie dotyczy tylko obronności. Unia Europejska musi łączyć swoje środki i zbliżać prowadzoną politykę we wszystkich dziedzinach. To jest lekcja, jaką należy wyciągnąć ze stwierdzenia Roberta Gatesa.

Opinia

Lepiej nie pchać się do Syrii

„Interweniować czy nie interweniować?”, zapytuje komentator Guardiana Chris Doyle:

Wciąż napływające informacje o tym, jak reżim Assada zabił już ponad 1400 Syryjczyków, aresztował dziesiątki tysięcy, używa helikopterów bojowych i czołgów przeciw swojemu własnemu społeczeństwu oraz, według niektórych doniesień, gwałci i zabija dzieci – powodują pytanie, dlaczego, jeśli interwencję w Libii uznano za konieczną, nie odnosi się to do Syrii. Władze tego kraju zachowują się nie lepiej od tych pod przywództwem Kaddafiego, a jednak Zachód nie wie, co robić, jak robić i z kim, a w szczególności nie został zaproszony do interwencji. Znane syryjskie przysłowie powiada: ‘Ziwan (dzikie żyto) twojej ojczyzny jest lepsze od obcej pszenicy’. Innymi słowy, Syryjczycy mogą przedkładać najgorszy reżim, ale własny, ponad najlepszy, jaki chcą im dać cudzoziemcy.

Syryjczycy, zauważa Doyle, nie mają dużego apetytu na interwencję z zagranicy, jako że są „dobrze zaznajomieni z historią [regionu] obcej okupacji i ingerencji”. Są też „skłonni do krytycznej oceny działań NATO w Libii”.

Z niewieloma przeciwnikami reżimu wzywającymi Narody Zjednoczone do podjęcia działania, nie ma też dużych chęci ze strony społeczności międzynarodowej.

Bardzo wysoko postawiony urzędnik brytyjski w rozmowie ze mną potwierdził, że nie ma wielu opcji w sprawie Syrii. Rosja, Chiny, Brazylia i inne kraje zdecydowanie sprzeciwiają się wszelkim działaniom, nawet ograniczonym sankcjom ONZ, które i tak nie miałyby dużego wpływu.

Stany Zjednoczone i UE już wprowadziły restrykcje, więc nie bardzo widać co jeszcze mogłaby zrobić ONZ. Jak okazało się w Iraku, szeroko zakrojone sankcje uderzają o wiele boleśniej w zwykłych ludzi aniżeli w struktury władzy. [...]

Ale Zachód może winić tylko siebie – za niespójność swojej polityki i fiasko w budowaniu prawnych i etycznych podwalin swych działań przez całe dziesięciolecia – nie tylko w Iraku czy Palestynie, jak też za przymilanie się do najbardziej dyktatorskich reżimów. Doprowadziło to do braku zaufania co do jego motywów i dylematów, przed którymi teraz stoi.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat