Reykjavik i Dublin - uderzające podobieństwa. Zdjęcia: Appelsin i Gariblu.

Dwie wyspy na jednym wózku

Islandia zgłosiła właśnie swój akces do członkowstwa w Unii Europejskiej, lecz ponieważ przyjęcie nowych krajów jest uzależnione od ratyfikacji Traktatu lizbońskiego, o urzeczywistnieniu tych marzeń zadecydują wyborcy irlandzcy, którzy 2 października udadzą się do urn, aby ponownie wypowiedzieć się w sprawie przyszłego kształtu Wspólnoty. Obydwie wyspy mają wiele wspólnego, pisze Le Mond, choć ich podejście do Europy nieco się różni.

Opublikowano w dniu 7 sierpnia 2009 o 17:24
Reykjavik i Dublin - uderzające podobieństwa. Zdjęcia: Appelsin i Gariblu.

Kiedy po opuszczeniu niewielkiego, nowoczesnego Reykjaviku jedziemy drogą biegnącą pośród księżycowego krajobrazu z dymiącymi kraterami, tryskającymi szaleńczo gejzerami i wiatrem niosący woń miejscowego kulinarnego specjału, nadpsutego rekina, nie jesteśmy do końca przekonani, czy wciąż znajdujemy się w Europie. Najwyraźniej sami Islandczycy też nie byli o tym do końca przeświadczeni. Dopiero po całkowitym załamaniu systemu bankowego i podłączeniu jesienią 2008 r. do „kroplówki” MFW Althing – Parlament Islandii – wyraził zgodę na kandydowanie kraju do Unii Europejskiej. Ministrowie spraw zagranicznych UE przekazali niedawno tę wiadomość Komisji.

Trochę dalej na południe leży inna, na pozór bardziej europejska, atlantycka wyspa, od której częściowo zależy los tej pierwszej. Trzeba pamiętać o nieprzewidywalności poetyckiej krainy Celtów, w związku z którą Islandczycy żyć będą w niepewności do 2 października. Tego dnia Irlandczycy głosować będą po raz drugi w referendum w sprawie traktatu lizbońskiego. Dokument ten, wprowadzający większą demokrację i większą skuteczność niż poprzednie, umożliwia przede wszystkim rozszerzenie Unii. Bez tego traktatu nie ma mowy o przyjęciu do Wspólnoty Islandii, Chorwacji, Turcji i innych krajów kandydujących. Z przyczyn prawnych i politycznych. Francja i Niemcy uczyniły z tego nienaruszalną zasadę, co potwierdził w Brukseli 27 lipca sekretarz stanu ds. europejskich Pierre Lellouche: „Nie będzie rozszerzenia, dopóki traktat lizboński nie wejdzie w życie”.

Następnego dnia minister udał się z wizytą do tych dwóch dziwnych krajów, które łączy coś więcej niż wyspiarski patriotyzm i bliskie związki ze Stanami Zjednoczonymi. Pokonały, jeden i drugi, w rekordowym czasie dystans między nędzą a bogactwem, by potem nagle, w dobie kryzysu gospodarczego i finansowego, pękł, i tu, i tam, balon, który same nadmuchały – wymknęły im się spod kontroli kredyty hipoteczne i spekulacje finansowe.

Irlandia, licząca 4,4 miliona mieszkańców, niegdyś najbiedniejsza w Europie, stała się w końcu lat 90. minionego wieku celtyckim tygrysem, drugim, po Luksemburgu, najzamożniejszym krajem europejskim. Zawdzięczała swój gwałtowny rozkwit wejściu w 1973 r. do Wspólnoty. Jej gospodarka opierała się na zagranicznych inwestycjach (wspomaganych przez system podatkowy) i na boomie sektora nieruchomości, więc teraz światowy kryzys uderzył w nią wyjątkowo boleśnie. To ona pierwsza w UE popadła w recesję.

Newsletter w języku polskim

Można się zastanawiać, czy to nie Islandia, zamiast Irlandii, była w Europie krajem najbiedniejszym. Ale w połowie lat 90. zeszłego stulecia i ona, ze swymi 320 000 mieszkańców, trafiła do czołówki najbogatszych krajów świata, dzięki zaawansowanym technologiom, rybołówstwu i inwestycjom bankowym. Uplasowała się na piątym miejscu listy Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) i na pierwszym pod względem wskaźnika rozwoju społecznego (HDI). Jesienią 2008 r. kryzys obnażył szaleństwo islandzkich finansistów: zadłużenie kredytowe osiągnęło na wyspie jedenastokrotną wartość PKB. To jedyny kraj uprzemysłowiony, który doświadczył bankructwa systemu bankowego i pierwszy, który w związku z zapaścią zwrócił się o pomoc do Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW). Niewiele brakowało, a niezadowolenie społeczne obróciłoby się w rewolucję.

Na dwa miesiące przed referendum irlandzkim dwie wyspy znajdują się w całkiej innej sytuacji. Islandia, która stosuje już większość przepisów prawa wspólnotowego, chciałaby jak najszybciej dołączyć do Unii. Irlandia, która dzięki pomocy unijnej odniosła znaczne korzyści (60 miliardów euro), odrzuciła traktat lizboński w 2008 r., a więc w chwili, gdy z „beneficjenta netto” stawała się „płatnikiem netto”. Z sondaży opinii publicznej wynika, że w drugim referendum zwyciężą głosy na tak. Z innych, organizowanych przez partie polityczne, coś wręcz przeciwnego.

Podczas swojej wizyty w Dublinie Pierre Lellouche wstrzymał się od komentarzy na temat kampanii. Irlandczykom nie spodobało się w 2008 r., że przywódcy europejscy mieszają się w ich sprawy. Celem podróży unijnego dyplomaty było przypomnienie im o tym, co Islandczycy w pełni już sobie uświadomili, o sile Unii w walce z kryzysem. 2 października niewiele ponad 3 miliony irlandzkich wyborców zdecyduje o losie 500 milionów Europejczyków. Jeśli powiedzą traktatowi „nie”, ucierpią na tym nie tylko Islandczycy. Ci ostatni będą mogli to uznać za spóźnioną zemstę na ich przodkach wikingach, którzy w poszukiwaniu niewolników jeździli… do Irlandii.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat