Zwiędnięte róże dla Barroso

W dobie światowego kryzysu prawica stanowi łatwy cel – więc dlaczego socjaliści strzelają sobie w stopy? - zastanawia się politolożka Ilana Bet-El.

Opublikowano w dniu 27 maja 2009 o 17:07

Partyjne manifesty programowe przed wyborami do Parlamentu Europejskiego są nudne jak flaki z olejem Przejrzałam ich ostatnio całe stosy. Nic więc dziwnego, że moją uwagę przykuło stwierdzenie jednego z komentatorów prasowych na temat socjalistów: „trudno nazwać to inaczej niż hucpą, kiedy ugrupowanie poczuwające się do powinowactwa z brytyjską Partią Pracy w następujący sposób odróżnia się od prawicy: ’Oni idą za rynkiem. My za naszymi przekonaniami’”.

Takie brednie są już wystarczająco godne politowania, ale nie to jest najgorsze. Niemożność wystawienia swojego kandydata na przewodniczącego Komisji – wynikająca głównie z wewnętrznych sporów i nieporozumień wśród europejskiej lewicy – to naprawdę dno.

To śmieszne, że ugrupowanie mające ambicję sprawowania władzy nie ma nikogo, kto nadawałby się na przywódcę. Co z tego wynika? Po pierwsze, nie będzie żadnej poważnej walki o jedno z najistotniejszych stanowisk w Unii.Po drugie, zapewne także część lub całość lewicy poprze – wraz z centroprawicową Europejską Partią Ludową (EPP), z której Jose Manuel Barroso się wywodzi – urzędującego przewodniczącego. Barroso to niekoniecznie najlepszy kandydat, ale bez trudu uzyska reelekcję. Unijna Bruksela była zaszokowana w zeszłym tygodniu, kiedy mniej więcej to samo napisał felietonista Financial Timesa:

„Nic nie cuchnie bardziej w europejskiej polityce niż rysująca się coraz wyraźniej nieuchronność kolejnej pięcioletniej kadencji Portugalczyka Jose Manuela Barroso jako przewodniczącego Komisji Europejskiej. Przez ostatnie lata zamiast pracą zajmował się głównie załatwianiem sobie reelekcji. (…) Według mnie, pan Barroso jest jednym z najsłabszych przewodniczących w historii, próżnym człowiekiem, a polityczna odwaga nie jest jego pierwszorzędną cechą”.

Newsletter w języku polskim

Co ciekawe, niewielu unijnych urzędników, z którymi rozmawiałam, sądzi inaczej. Tak więc spośród blisko pięciuset milionów Europejczyków najwyraźniej tylko jeden – uznawany za kandydata w najlepszym razie nieodpowiedniego – nadaje się na przewodniczącego Komisji. Zdumiewająca statystyka.

Wreszcie trzeci i ostatni wniosek: wygląda na to, że europejska lewica, i w każdym państwie członkowskim z osobna, i w całej Unii, idzie w rozsypkę, a przed sobą ma już tylko zupełny rozpad. Oznaki tego stają się coraz bardziej widoczne. W Wielkiej Brytanii Partia Pracy już dawno odcięła się od socjalizmu. We Francji obserwatorzy patrzyli z fascynacją – i przerażeniem – jak socjaliści toczą bratobójczą walkę w wyborach prezydenckich w 2007 r., a następnie wymierzają sobie ciosy w tegorocznej bitwie o przywództwo partyjne. Byłoby to wystarczająco niefortunne samo w sobie, gdyby nie fakt, że przeżywamy najgorszy kryzys finansowy od lat trzydziestych – a socjalistów ani widu, ani słychu. Powinni rosnąć w siłę, zmiatać prawicę ze sceny, a tymczasem lecą w dół w sondażach w swoich krajach i we Wspólnocie.

Nadszedł czas, by europejskie partie lewicowe zastanowiły się głęboko nad tym, co znaczą i reprezentują – i zaczęły brać za to odpowiedzialność. Jeżeli nie potrafią nawet uzgodnić wspólnego kandydata na przewodniczącego Komisji, jak mogą oczekiwać, że wyborcy zaufają im w zasadniczych kwestiach programowych?

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat