Merkel stawia na Wschód

Opublikowano w dniu 8 marca 2013 o 13:34

W obliczu pogarszających się stosunków z Francją i innymi krajami południa Europy niemiecka kanclerz szuka sojuszników na wschodzie, pisze włoska publicystka Adriana Cerretelli.
Po raz pierwszy od powołania Grupy Wyszehradzkiej w odległym 1991 r. kanclerz Niemiec postanowiła udać się na jej szczyt (6 – 7 marca) do Warszawy. Pojawił się tam również francuski prezydent, choć z ewidentnie innymi zamiarami.
Hollande ma na względzie głównie europejską politykę obronną i grudniowy szczyt UE, który powinien ją wskrzesić, co idzie w parze z decyzją wyszehradzkiej czwórki, żeby do 2016 r. powołać wspólną jednostkę bojową.
Merkel natomiast skupia się na bliższej przyszłości, zależy jej na przyjęciu do czerwca europejskiego paktu dla konkurencyjności. Paryż stawia opór, ale to nic nie szkodzi. Angela wie, że jej dobre układy z François są coraz bardziej kruche.
Dlatego zręcznie wyszukuje na europejskiej scenie zastępczych partnerów, odpowiednich do tego, by osiągnąć zamierzone cele. W listopadzie chciała drastycznie zmniejszyć wieloletni budżet Unii. Francja i inne kraje śródziemnomorskie były przeciw, dlatego Merkel dogadała się z eurosceptyczną Wlk. Brytanią Camerona, zawsze chętną, by jak najmniej dokładać się do wspólnej kasy.
Teraz podobny, nawet łatwiejszy do odegrania, scenariusz powtarza się w Warszawie. Pochodząca ze Wschodu kanclerz gra w sumie na swoim boisku, bliska jest jej tamtejsza kultura, zarówno ta zakorzeniona od dawna, jak i nowa, zrodzona na gruzach komunizmu.
Koncentruje się ona wokół kwestii odzyskania konkurencyjności poprzez otwarty model rozwoju, bazujący na niskich płacach i kosztach socjalnych oraz udogodnieniach podatkowych mających przyciągać inwestorów z zagranicy. Ci zaś przybywają tłumnie, zwłaszcza z Chin.
Recepta podoba się Niemcom, które reformują swoją społeczną gospodarkę rynkową. Na tyle, że myślą o potraktowaniu jej jako swego rodzaju laboratorium przyszłych reform europejskich. Dane są jasne – w latach 1999–2012 dzięki głębokiej zmianie modelu, globalna konkurencyjność Niemiec wzrosła o 22,5%, podczas gdy we Francji o 1,2%, we Włoszech 1,4% a w Hiszpanii o 3,3%.
Aby zniwelować tę kolosalną różnicę, Merkel chciałaby, po narzuceniu paktu fiskalnego, przyjąć też pakt dla konkurencyjności. Który oczywiście nie będzie przewidywał osłabienia euro ani nawet bardziej wyrozumiałej polityki monetarnej na modłę amerykańską czy japońską, tylko kolejne, szeroko zakrojone reformy strukturalne. Bowiem w niemieckiej mentalności „wzrost jest nagrodą za cnotę”. Tylko i aż tyle.
Gdyby nie recesja i bezrobocie na poziomie średnio 12%, lekcje z Berlina znalazłyby pilnych uczniów. Jeśli kraje Południa, a także Francja, Holandia i Belgia nie chcą usłuchać, to nie z powodu złej woli, ale dlatego, że polityka oszczędności już nazbyt dała się we znaki sfrustrowanym lub wręcz wściekłym społeczeństwom. Merkel jednak nie odpuszcza.
Aby przezwyciężyć opór niektórych partnerów, bierze na celownik innych, stawia na wschodnią kartę, na przyjazny sojusz z Polską Donalda Tuska, krótko mówiąc – na odzyskanie dawnej niemieckiej sfery wpływów łącznie z krajami bałtyckimi. Jej uścisk nie kończy się na sprawie wspólnego poparcia paktu dla konkurencyjności, ale dotyczy także wejścia krajów wyszehradzkich do strefy euro.
Dlatego, gdyby kiedykolwiek miałaby się rozpaść wspólna waluta w obecnej wersji Północ–Południe, mogłaby ją łatwo zastąpić inna, ukształtowana wedle osi Północ–Wschód, która strukturalnie jest bardziej spójna.

Kategorie
Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!