Fidesz zamierza utrzymać się u władzy

Opublikowano w dniu 17 czerwca 2011 o 16:18

Architekt i projektant László Rajk, dzisiaj profesor nadzwyczajny na Węgierskim Instytucie Teatru i Filmu w Budapeszcie, gdzie wykłada sztukę filmową, był jednym z głównych dysydentów w komunistycznych Węgrzech w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Rajk, którego ojciec, również László, został stracony po procesie pokazowym w 1949 r., w 1975 r. przyłączył się do demokratycznej opozycji, a w 1981 współzakładał podziemne wydawnictwo AB. Był też jednym z założycieli Związku Wolnych Demokratów w 1988 r. i po wolnych wyborach w 1990 r. przez sześć lat posłem. W latach 2004–2010 był członkiem zarządu Funduszu Publicznego Telewizji Węgierskiej. W wywiadzie dla Presseurop László Rajk wyjaśnia znaczenie kontrowersyjnej polityki prawicowego gabinetu premiera Viktora Orbána.

Jak opisałby pan polityczny projekt rządzącej partii, Fideszu?

Po pierwsze muszę stwierdzić, że ich sukces jest naprawdę zdumiewający. Zeszłoroczne wybory parlamentarne były całkowicie uczciwe, bez żadnych machlojek. Fidesz naprawdę zdobył 53 procent głosów, co przy węgierskim systemie wyborczym oznacza dwie trzecie miejsc w parlamencie. Nikt nie może temu zaprzeczyć. Chodzi im o utrzymanie się przy władzy. Celem kroków, które podejmują, w tym zmiany konstytucji czy prawa medialnego, jest usunięcie demokratycznych „przeciwwag” dla władzy wykonawczej. Chodzi o zawężenie kompetencji Trybunału Konstytucyjnego, o prawo do nominowania prokuratora generalnego, który kontrolowałby pracę prokuratorów. I trzecia rzecz, która się jeszcze nie wydarzyła, ale z pewnością wydarzy się we wrześniu – skład Sądu Najwyższego. Wszystkie te trzy demokratyczne „ograniczniki” są dzisiaj zdominowane przez egzekutywę. To oznacza, że są w stanie uchwalić dowolne prawa mające na celu stabilizację ich władzy.

Weźmy na przykład budżet. Wykonali trzy kroki, które osobno mogłyby być…

Newsletter w języku polskim

Krok pierwszy: przegłosowali ustawę, na mocy której prezydent może rozwiązać parlament, jeżeli budżet nie został uchwalona do końca marca. To jeszcze nie jest podejrzane. Krok drugi: stworzyli komisję budżetową mającą prawo weta, nawet jeżeli parlament zaakceptował budżet. To wciąż zdaje się przeciwwagą dla władzy parlamentarnej większości. Wreszcie: zmienili skład owej komisji budżetowej. Co oznacza – to tylko hipoteza – jeżeli Fidesz przegra następne wybory, a nowa koalicja będzie próbowała uchwalić budżet, komisja będzie mogła stawiać nieustanne weto, a prezydent powie „Niestety, panowie, ale to oznacza przyspieszone wybory”. Oczywiście prezydenta wybrali oni. Jest więc jasne, że ta jedna rzecz wystarczy, by utrącić następny rząd, nawet jeżeli Fidesz przegra wybory. To właśnie mam na myśli, mówiąc o „stabilizacji”.

Mówimy o problemie skali krajowej czy europejskiej?

Jeżeli weźmiemy pod uwagę wszystkie aspekty różnych spraw, takich jak konstytucja czy prawo mediów, może to być groźne, bo dzieje się to wewnątrz Unii. W UE jest tylko jeden podobny przykład, to Włochy. Ale na Węgrzech jest to bardziej widoczne, ponieważ dzieje się o wiele szybciej. Na przykład Węgry nie mają ustawy o obrazie uczuć religijnych, więc teoretycznie spełniają wytyczne Komisji Europejskiej. Jednak media poddane są tak ścisłemu monitoringowi, że taka ustawa nie jest potrzebna. To samo dotyczy przepisów o mowie nienawiści, co również jest bardzo delikatna kwestią w Unii.

Sądzi pan, że Unia i kraje członkowskie były wystarczająco krytyczne i wywierały dostateczną presję na rząd Orbana?

Węgry to nie Włochy, krytykowane były bardzo mocno. Komisja Wenecka Rady Europy skrytykowała konstytucję. Międzynarodowy Instytut Prasowy i OECD skrytykowały ustawę medialną. Wysoki Komisarz ONZ ds. Uchodźców skrytykował politykę wobec Romów. Krytyka konstytucji zresztą trwa nadal. Nie sądzę, by ktokolwiek mógł powiedzieć, że potrzebujemy więcej krytyki. Proszę nie zapominać, że wydarzenia na Węgrzech nałożyły się na rewolucje arabskie i jest cudem, że opinia publiczna w ogóle zwraca uwagę na to, co się tutaj dzieje. Sądzę, że to dlatego, że Węgry są w Europie. Po Włoszech ludzie zaczynają się obawiać, że coś podobnego mogłoby się wydarzyć w kolejnym kraju. I myślę, że mają rację.

Kategorie
Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!