W stronę „europejskiego New Deal’u”

Pojawienie się nowego pokolenia europejskich przywódców otwiera drogę do odrodzenia się idei integracji europejskiej. Wiąże się to z koniecznością uruchomienia powszechnego programu inwestycyjnego, który zakłada radykalną zmianę w sposobie wydatkowania unijnych pieniędzy.

Opublikowano w dniu 9 września 2014 o 12:54

Zaczął się rok szkolny! Zarówno w Paryżu, jak i w Brukseli, poznajemy nowych „panów” i nowe „panie” – tego odpowiedzialnego za francuską gospodarkę (trzydziestosześcioletniego Emmanuela Macron), tej odpowiedzialnej za dyplomację europejską (czterdziestojednoletniej Federici Mogherini) i tych stojących za koordynacją gospodarczą i planem ożywienia europejskiej gospodarki w Komisji Jean-Claude Junckera: czterdziestojednoletniego Fina Jyrki Katainena i pięćdziesięciosześcioletniego Francuza Pierre’a Moscoviciego.

Nadszedł czas, aby to pokolenie, idąc za przykładem brytyjskich (panowie Cameron i Osborne mieli odpowiednio 43 i 38 lat, gdy objęli swoje obecne stanowiska) i włoskich (Matteo Renzi ma 38 lat) premierów i ministrów, objęło wreszcie stery. Ponieważ w tych obszarach trzeba nowych pomysłów i świeżej energii, aby przedstawić i spersonalizować „francuski i europejski New Deal”.

Seria małych kompromisów i wielkich wyparć, za pomocą których każdy kraj próbuje bronić swoich interesów gospodarczych i strategicznych, doprowadziła do tego, że Europa straciła na znaczeniu i nikt się z nią nie liczy. Rosja wytacza działa przeciw Ukrainie i nie obawia się żadnych retorsji; Sahel i Bliski Wschód pogrążają się w barbarzyństwie i szkolą kolejnych dżihadystów; a Europa na to nie reaguje, bo nie ma ku temu odpowiednich narzędzi.

Tak samo sprawa wygląda jeśli chodzi o dynamikę gospodarczą Starego Kontynentu: w imię ortodoksyjnej fantazji Frankfurtu osiemnaście państw członkowskich strefy euro wybiera deflację, która już jest faktem oraz masowe bezrobocie – za wyjątkiem Niemiec i Austrii – zamiast pobudzenia gospodarki, które umożliwiłyby program wielkich robót publicznych oraz rozbudowa europejskiej infrastruktury.

Newsletter w języku polskim

Nowy impuls

W swoim przemówieniu inauguracyjnym, które wygłosił 15 lipca, Jean-Claude Juncker powiedział istotną rzecz: Europa pilnie potrzebuje „nowego impulsu”, którym może się stać plan inwestycyjny wart 300 mld euro. Z tym, że potrzeba 300 mld euro rocznie, czyli raptem 2% PKB Unii, a nie 300 mld euro na trzy lata, jak proponuje. Ponadto na liście dodatkowych inwestycji (w energię, transport, edukację, badania naukowe) brakuje istotnego obszaru: bezpieczeństwa cywilnego i wojskowego Europy.

Czy mamy czekać aż rosyjskie czołgi przekroczą granicę z Polską albo na to, że dżihadyści wysadzą w powietrze EBC we Frankfurcie lub Parlament Europejski w Strasburgu, aby – koordynując działania państw i firm – wreszcie porządnie zainwestowali w nasze zbiorowe bezpieczeństwo, bez którego nie będzie naszych swobód obywatelskich?

Po raz pierwszy od ćwierćwiecza, od upadku muru berlińskiego, wszystkie warunki „New Dealu” są spełnione: reformy strukturalne i uporządkowanie finansów publicznych postępuje we wszystkich krajach strefy euro, ponieważ Francja i Włochy, które jako ostatnie nie chciały przyjąć do wiadomości tej konieczności, nareszcie podjęły się tego zadania.

W zamian można zaoferować program powszechnych inwestycji (nie mylić z programem wydawania pieniędzy) w infrastrukturę związaną z bezpieczeństwem i wzrostem kontynentu. Dysponujemy wszystkimi potrzebnymi ku temu narzędziami: EBC i Europejskim Bankiem Inwestycyjnym; porządnym budżetem Unii Europejskiej (bilion euro w perspektywie siedmioletniej), który zasługuje na to, aby go wykorzystać skuteczniej niż tylko na nieskoordynowane subwencje przyznawane bez wspólnej wizji.

Niemcy stają okoniem

Praktycznie wszystkie kraje Unii opowiadają się za takim czy podobnym planem. Tylko jeden jest do niego sceptycznie nastawiony, ale jest to ten, który ma najwięcej do powiedzenia: Niemcy. Ze zrozumiałych powodów wynikających ze względów historycznych i demograficznych Niemcy mają zachowawczy stosunek do wyzwań naszych czasów, skazując – mimowolnie i nieświadomie – resztę Europy na bezrobocie i deflację.

Podkreślmy też ich wojskowe uzależnienie od NATO, które skończy 65 lat i którego amerykańskie dowództwo pokazuje, jak mało interesują się Europą i jak silne są w nich tendencje izolacjonistyczne. Pojawiają się też jednak coraz liczniejsze pozytywne sygnały po drugiej stronie Renu. Wystarczy posłuchać wypowiedzi prezydenta Joachima Gaucka, minister obrony Ursuli von der Leyen, ministra środowiska Sigmara Gabriela lub ministra spraw zagranicznych Franka-Waltera Steinmeiera.

Teraz kolej na kanclerz Angelę Merkel, na ministra finansów Wolfganga Schäuble i na przewodniczącego Bundesbanku, Jensa Weidmanna. To oni muszą teraz wypełnić swoją rolę w tym europejskim „New Dealu”. Jeżeli nie podejmą się tego zadania, zwolennicy upadku strefy euro, wrzucenia wstecznego biegu i powrotu do francuskiego franka i niemieckiej marki będą zacierać ręce.
Będą je także zacierali zwolennicy wojny, zimnej lub gorącej, ale tym razem bez wsparcia USA. „Nein, danke” (nie, dziękujemy).

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat