Podczas wizyty w Hiszpanii w dniach 6 i 7 listopada, zauważa La Vanguardia, Benedykt XVI skoncentrował swoje wystąpienia wokół „wielkiej osi swojego pontyfikatu: to jest ryzyka, jakie Kościół katolicki widzi w postępach laicyzmu i sekularyzacji europejskiego społeczeństwa, szczególnie w odniesieniu do tradycyjnej rodziny”. Właśnie jej miałaby zagrażać polityka prowadzona przez socjalistyczny rząd José Luisa Zapatero.
Papież nie wykorzystał „tej rzadkiej okazji, aby spoić ze sobą wiarę, rozum i kulturę”, ubolewa El País. Zamiast tego „podjął się herkulesowego zadania – walki z niepowstrzymaną sekularyzacją Europy”. W tym procesie „Hiszpania miałaby być, choć wydaje się to dziwne, centrum operacyjnym”. To prawda, że kraj ten „nie jest już światłem Trydentu”, czyli soboru, który w XVI wieku zainicjował kontrreformację, a tutejsi wierni zjawili się mniej licznie, niż oczekiwano, ale „Ratzinger przesadził i stracił dobrą okazję, aby zbliżyć Kościół do państwa”.
Kto tak źle doradzał?
Papieskie przesłanie płynące z Barcelony, jak ocenia La Vanguardia, było „logiczną kontynuacją kościelnego lamentu nad utratą chrześcijańskich korzeni Europy i jej możliwymi konsekwencjami”. W tej samej gazecie Enric Juliana wyraża pogląd, że „katolicyzm ma obecnie karolińskiego papieża” przemawiającego „dydaktycznym językiem, w którym nie ma niczego obraźliwego”, jak zapewnia publicysta.
Ktokolwiek doradzał Benedyktowi XVI w trakcie jego podróży do Hiszpanii, wyświadczył mu złą przysługę, taką cenzurę dla odmiany wystawia Süddeutsche Zeitung. Monachijski dziennik potępia „nieszczęsne porównanie do lat 30.”, gdy hiszpańska republika próbowała ograniczyć rolę Kościoła w tym kraju. Pokazuje to po raz kolejny, że Watykan lubi skrywać swoją historię, a w tym przypadku to, że „hiszpański kler, agresywny i żądny krwii, podał pomocną dłoń zwycięskiemu franco-faszyzmowi”. „Dlaczego Benedykt XVI teraz o tym przypomina? Ponieważ w materii społecznej Hiszpania stała się w pełni współczesna. Małżeństwa jednopłciowe, rozwody udzielane w znośnych terminach, przerywanie ciąży, edukacja seksualna – oto katalog grzechów, których – w oczach Watykanu – Hiszpania nie może odpokutować”.
Dla odmiany warszawski dziennik Rzeczpospolita ostrzega przed „niebezpiecznym antyklerykalizmem”. „Słowa Benedykta XVI o powrocie ducha antyklerykalizmu w Hiszpanii przypominającego lata 30. ubiegłego stulecia spora część europejskich mediów przedstawiła jako atak papieża na rząd José Zapatero. (…) Choć przecież w Hiszpanii właśnie ludzie wierzący mają od sześciu lat powody, by czuć się jako obywatele spychani do narożnika”.
Dlatego właśnie, w ocenie Rzeczpospolitej, „skoro politycy milczą, trudno się dziwić, że głos musiała zabrać głowa Kościoła katolickiego. (…) Podobnie, jak jesteśmy wrażliwi na wszelkie przejawy prawicowych radykalizmów, powinniśmy z niepokojem przyglądać się lewicy, gdy sięga do skrajnych poglądów. Tym bardziej że polityczny antyklerykalizm przestaje być czymś egzotycznym także w Polsce”.
Czesi są mało podatni na osobowość papieża
W Pradze dziennik Lidové Noviny wyraża zdziwienie na pierwszej stronie: „Bezbożni!, beszta Czechów papież”. Benedykt XVI rzeczywiście przywołał Czechy jako ten europejski kraj, który utracił religijność. A przecież, jak zauważa gazeta, powołując się na sondażowe dane, Czesi są nie tyle antykatoliccy, ile po prostu mało podatni na osobowość papieża. Z drugiej strony, podczas gdy biskup Rzymu niepokoi się, że „pustka duchowa, która właśnie tworzy się w Europie zostawia pole dla islamu”, komentator gazety Zbyněk Petráček podkreśla, że „islam ma mniejsze szanse zadomowić się u nas, niż w krajach żywego katolicyzmu”.
Papieskie uwagi, ostrzega czeski dziennik, mogą utwierdzać w odruchu „husyckiego oporu”, a mowa o kraju, w którym właśnie Jan Hus chciał w XV wieku zreformować Kościół. „Papież, który tak lubi powoływać się w swojej argumentacji na prawdę i zestawiać ją z wolnością, może w ten sposób umocnić pamiętne i stare antykatolickie [husyckie] hasło: prawda zwycięży”.