UE

„Eurokracja” korzysta z kryzysu

UE

Kryzys był dla Unii Europejskiej okazją, aby odebrać krajom uznawanym za „słabe” część ich suwerennych uprawnień, ocenia polski tygodnik Przekrój. Ta postawa ponownie otwiera debatę na temat „deficytu demokracji” w projekcie europejskim.

Opublikowano w dniu 8 grudnia 2010

Zaraz, zaraz. Czy już tego nie przerabialiśmy. Małe państwo w tarapatach. Zadłużone po uszy z iluzorycznymi widokami na poprawę. Nikt nie chce pożyczać mu pieniędzy. Miejscowe władze do ostatniej chwili udają, że wszystko jest w porządku, wszak wkrótce wybory.

Aż w końcu odsiecz z Brukseli ratuje sytuację, bo jeden bankrut pociągnąłby za sobą całą strefę euro. Pół roku temu Grecja, teraz Irlandia. Następne w kolejce są Portugalia, Hiszpania i Włochy. Kryzys gospodarczy dwóch ostatnich lat bezwzględnie obnażył wszystkie dziury w europejskim projekcie.

Póki cała strefa euro się rozwijała, póty pożyczkodawcy podobnie traktowali różnych jej członków, mimo że pod maską rozwoju pracowały zarówno zdezelowane dwusuwy (Grecja), jak i ośmiocylindrowe cacka z turbodoładowaniem (Niemcy). Gdy 2008 r. nadszedł kryzys, udzielający kredytów zajrzeli w końcu pod maskę. Okazało się, że coś takiego jak wspólny europejski silnik nie istnieje.

Przez wiele dni Irlandczycy uparcie powtarzali swoje hasło z czasów walki o niepodległość: „Ourselves alone” (My sami), aż pod presją najważniejszych stolic Wspólnoty w końcu się poddali i w najbliższych tygodniach do Dublina popłynie kilkadziesiąt miliardów euro unijnego wsparcia.

Newsletter w języku polskim

„Przekaz Brukseli jest jasny: euro to stabilna waluta i Unia nie zostawi w potrzebie żadnego członka strefy, w której ta waluta obowiązuje. Choćby nawet on tego nie chciał”, mówi Paweł Szalamacha, szef Instytutu Sobieskiego i były wiceminister skarbu. Oczywiście nic za darmo, co zresztą wydaje się rozsądne. Aby nie zaprzepaścić wydanych pieniędzy, Berlin i Paryż stawiają warunki.

Tak było w przypadku Aten. Gdy Grecy w maju dostali od Unii 145 miliardów euro, zobowiązali się do konkretnych działań. Musieli podnieść podatki od działalności gospodarczej oraz VAT, poczynić cięcia w budżecie, obniżyć zarobki urzędnikom państwowym. Teraz to samo czeka Irlandię.

Sterowana z jednego miejsca unijna polityka gospodarcza, czyli właśnie ustalanie poziomu podatków i budżetu, to naturalna, wydawać by się mogło, konsekwencja używania wspólnej waluty – po to, by pod jedną maską nie było różnych silników.

„Jeszcze do niedawna trudno było wyobrazić sobie nację, w której narodowy rząd rezygnuje na rzecz Brukseli z prawa do ustalania wysokości podatków w swoim kraju, i robi to w imię europejskiej jedności wyrażonej wspólną walutą”, tłumaczy Szałamacha. „To by była dopiero integracja! A tu proszę – przyszedł kryzys i wszystko się zmieniło”.

Cały artykuł można przeczytać na stronie tygodnika Przekrój

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Related articles