Kiedy Hiszpania, która przewodniczy teraz Unii Europejskiej, zaapelowała w styczniu o wzmocnienie współpracy gospodarczej we Wspólnocie i o karanie krajów psujących budżet, to premiera Jose Zapatero po prostu wyśmiano. Jednak gdy wkrótce potem wirus kryzysu zaczął grozić całemu eurolandowi, koordynacja stała się najmodniejszym hasłem w Brukseli. „Kryzysy to najlepsza zachęta do reform”, mówią teraz unijni dyplomaci.
Sęk w tym, że zmiany w Unii mogą rozbić ją na kluby bardziej i mniej zintegrowanych krajów, a Polska (oraz pozostali „nowi” członkowie) muszą walczyć o to, by nie znaleźć się w drugiej lidze.Francja, Niemcy i inne państwa obszaru wspólnego pieniądza szukają bowiem ratunku przed kryzysem bez specjalnego oglądania się na Brukselę. Paryż mówi nawet o powołaniu nowej unijnej instytucji wyłącznie dla krajów strefy euro. „To nie zła wola. Mają nóż na gardle. Ratują się, jak potrafią”, słychać w Brukseli...
Cały artykuł można przeczytać na stronie Gazety Wyborczej