Tak oto na łamach Gazety Wyborczej niegdysiejszy dysydent Adam Michnik stwierdza, że aresztowanie Mladicia to „symboliczny koniec krwawej wojny bałkańskiej”, fakt ten przynosi również ważną wiadomość dla Europy – „podłość i nikczemność nie są bezkarne”.
Zamiast opublikować, jak większość innych francuskich tytułów, portret „rzeźnika Srebrenicy”, Libération zamieszcza na pierwszej stronie jego dzieło, w postaci przejmującego zdjęcia zbiorowego grobu odkrytego w 1996 r., a więc w rok po masakrze, na terenie gospodarstwa rolnego w Pilicy koło Srebrenicy. W środku gazety komentator Vincent Giret pisze, nie kryjąc radości:
Są takie dni, jak ten 26 maja 2011 r., gdy nie wypada tracić nadziei wiązanych z Europą. Bo to właśnie Unii, jej modelowi, jej wartościom, sprawiedliwości oraz wolności, jej sile przyciągania i zawziętości jej dyplomatów zawdzięczamy aresztowanie największego europejskiego zbrodniarza od czasu drugiej wojny światowej.
Giret chwali „nieprzejednanie” Brukseli w relacjach z Belgradem – nie ma dyskusji o akcesji bez współpracy z Międzynarodowym Trybunałem Karnym dla byłej Jugosławii (ICTY):
Właśnie to nieprzejednanie wykazywane w imię wartości ostatecznie popłaciło, do tego doszła siła przyciągania Unii i niecierpliwość narodu pragnącego dołączyć pewnego dnia do budzącego zazdrość grona krajów mających w niej pełnoprawne miejsce. Dręczeni groźbą schyłku Europejczycy mają skłonność do zapominania tej prawdy, którą Serbowie żywo nam przypominają: ‘model europejski’ pozostaje ostatecznym punktem odniesienia dla tych wszystkich, którzy dążą do rozwoju i wolności.
Mniej optymistyczny Adriano Sofri przypomina na łamach La Repubblica, że ta sama Europa
dopuściła do tego, że była i przemoc, i nikczemność, i okrucieństwa. A czasami podżegała do nich i wspierała je ze względu na swe interesy albo z tchórzostwa. Po prawdzie trudno jest nazwać schwytanie Mladicia sukcesem Europy: lepiej powiedzieć, że zmniejsza ono jej wstyd.
W Brukseli De Standaard przyjmuje punkt widzenia ofiar Mladicia, w tym zwłaszcza wdów po tysiącach mężczyzn zamordowanych przez jego ludzi. Takich jak Hatidza, którą swego czasu spotkał publicysta gazety Bart Beirlant:
Aresztowanie Mladicia w Lazarewie – już przemianowanym na serbski Abbottabad – jest ważne przede wszystkim dla wielu kobiet takich jak Hatidza, pochodzących ze Srebrenicy, Sarajewa i licznych innych miejsc w Bośni. Dla nich świadomość, że główny winowajca śmierci ich mężów i synów wciąż pozostawał na wolności, była nieznośna.
Ale podkreśla on również, że aresztowanie Mladicia stanowi
Przesłanie dla dyktatorów na Bliskim Wschodzie, takich jak prezydent Syrii Baszar al-Asad i libijski przywódca Kaddafi, którzy sądzą, że mogą bezkarnie zabijać. Epoka bezkarności minęła.
W Holandii, skąd pochodzili żołnierze w błękitnych hełmach ponoszący odpowiedzialność za bezpieczeństwo „strefy ochronnej” utworzonej w Srebrenicy, aresztowanie Mladicia nabiera „szczególnego znaczenia”, jak wyjaśnia Paul Brill w De Volkskrant:
Dowodził on oddziałami, które po upadku Srebrenicy dokonały wywózki i zamordowały około 8 tysięcy muzułmanów. To był człowiek, który ośmieszył zupełnie zdezorientowany holenderski kontyngent.
Brill przypomina jednak, że
Holandia odegrała aktywną rolę [jeśli chodzi o międzynarodowe naciski], nieustannie przypominając o konieczności lepszej współpracy Serbii z ICTY i czyniąc z tego warunek w negocjacjach z Belgradem dotyczących przystąpienia do Unii Europejskiej.
W najbliższych dniach Mladić powinien zostać odesłany do Hagi, gdzie ma być osądzony. Ale według praskiego dziennika Hospodářské Noviny lepiej byłoby, gdyby ten „proces odbył się w Belgradzie, a wyrok został ogłoszony przez Serbów”, tak aby oni sami „mogli zmierzyć się ze swoją własną historią”. Jak bowiem podkreśla inny czeski dziennik Mlada Fronta DNES, „dwadzieścia lat po wybuchu wojny w Jugosławii Serbowie nie chcą już słyszeć o walkach, ani o poczuciu winy”. Serbowie zbliżają się do Europy, pisze gazeta:
mogą oni podróżować po niej bez wiz. Na polu gospodarczym ich kraj również robi postępy. Natomiast co się tyczy dialogu na temat wojny i ich odpowiedzialności, trzeba dopiero poczekać na przyszłe pokolenia.