Bye bye Cool Britannia 

To już wiadomość oficjalna – kraj znalazł się w szponach recesji. Londyn, który trzeciego maja będzie wybierał swojego burmistrza, niegdyś rozkwitający i hojny, jest teraz pełen nierówności i cynizmu, zauważa La Repubblica. Albowiem, pomimo rekordowej liczby miliarderów, lata prosperity czasów Tony’ego Blaira zdają się być odległą przeszłością.

Opublikowano w dniu 2 maja 2012 o 16:48

Angielscy bogacze nigdy nie byli aż tak bogaci. W dorocznym rankingu Sunday Timesa ich majątek sumuje się do 414 mld funtów, to więcej, niż wynosił rekord z 2008 r. Ale resztę kraju ciągnie w dół najdłuższy kryzys od stulecia. Człowiek, który niedawno zabarykadował się w szkole jazdy przy Tottenham Court Road grożąc wysadzeniem się w powietrze (bo i tak „nie miał nic do stracenia”), nie był po prostu szaleńcem. Był bezrobotnym. Jego gest był jak termometr wskazujący poziom ogólniejszej desperacji.

Nieprzypadkowo wydarzyło się to tuż po ogłoszeniu, że Wlk. Brytania weszła w recesję. Wszyscy boją się tzw. double dip, czyli drugiej recesji z rzędu, co nie zdarzyło się od 1975 r. Nagle w roku diamentowego jubileuszu królowej oraz olimpiady, stolica wydaje się poraniona, wystraszona, niepewna. Nad horyzontem zawisło widmo „wielkiego niezadowolenia” lat 70.

W latach Blaira, w epoce „cool Britannia”, giełda szła w górę, domy były coraz więcej warte, wszyscy się bogacili. Albo przynajmniej tak się wydawało. Teraz zaś to właśnie sektor finansowy (odpowiada za 29% brytyjskiego PKB) zaliczył największe spadki w ostatnich dwóch kwartałach. Banki nie zatrudniają ludzi, sektor usług dostał zadyszki, coraz mniej się buduje.

Na lotnisku Heathrow czeka się godzinami na kontrolę paszportową. To skutek cięć budżetowych, które prowadzą do redukcji personelu. Już krążą mroczne przeczucia: arcybiskup Canterbury Rowan Williams składa urząd. Dlaczego? Wyjaśnia to w artykule na łamach magazynu Prospect, miotając gromy na chciwość londyńskiego kapitalizmu. „Już Biblia przestrzegała przed tym – w City odbywa się handel ludzkimi duszami”.

Newsletter w języku polskim

Współczesny Babilon chyli się ku upadkowi?

Stary Testament nie odnosi się co prawda do najbogatszej dzielnicy finansowej świata, lecz do pewnego starożytnego „city” – Babilonu. „Ale Londyn to współczesny Babilon, gdzie wszystkim rządzą handel i zysk, gdzie wszystko jest na sprzedaż, także sumienia”. Za wcześnie, by prognozować upadek współczesnego Babilonu.

Turyści krążący tłumnie między Piccadilly a Trafalgar Square nie zauważają miasta tkniętego przez kryzys. „Ale to tylko dlatego, że centrum Londynu jest wesołym miasteczkiem dla bogatych”, twierdzi Ken Livingstone, w trakcie ośmiu lat na stanowisku burmistrza (do 2008 r.) zwany „czerwonym”. To stanowisko chce odzyskać w wyborach przewidzianych na czwartek. Sondaże pokazują, że pokona go obecny burmistrz, konserwatysta Boris Johnson. Ale nie dlatego, że przesłanie Livingstone’a było słabe. Słaby jest ten, kto je głosi. Ludzie chcą nowych twarzy, a sześćdziesięciosiedmioletni Ken już się dość narządził.

Niemniej model miasta podzielonego na tych, którzy mają, i na tych, którzy nie mają, budzi niesmak nie tylko eksburmistrza. „W latach 1992–2008 czesne w prywatnych szkołach wzrosło o 82%”, komentuje Martin Stephen, dyrektor St. Paul, drugiej po Eton najbardziej ekskluzywnej szkoły w całym Zjednoczonym Królestwie. Za rok nauki trzeba tu zapłacić 26 tys. funtów (30 tys. euro), co pomnożone przez liczbę lat oznacza mniej więcej pół miliona euro na doprowadzenie dziecka na próg uniwersytetu. „Jestem synem lekarza z prowincji, którego stać było na posłanie trojga dzieci do dobrych szkół bez rujnowania się. Dziś nie byłby już w stanie tego zrobić. Coś jest nie tak w tym systemie”.

Wyobraźcie sobie lot nad Londynem. Nie ujrzycie panoramy kryzysu. Na południowym brzegu Tamizy dobiega końca budowa najwyższego wysokościowca w Europie „Shard” (Odłamek) projektu Renzo Piano. Na północ, dzielnica Stratford, niegdyś obszar zdominowany przez wysypisko śmieci, odżył jako nowy park olimpijski. Po zakończeniu igrzysk dojdzie tam do tzw. gentryfikacji, dzięki czemu na East Endzie zaludnionym przez biednych imigrantów powstanie enklawa dobrobytu.

Ale zaciął się mechanizm, dzięki któremu miasto w latach blairyzmu potrafiło być jednocześnie trendy i przychylne wszystkim, dające równe szanse. Londyn na progu sezonu jubileuszu i olimpiady staje się coraz bardziej sceptyczny, pełen nierówności. Wszyscy tylko liczą, że nie dojdzie do aktów terroryzmu jak w 2005 r. albo zamieszek jak w zeszłym roku.

Chaos i gorycz

Z powodu zagrożenia terroryzmem (albo pod jego pretekstem) metropolia przymierza się do wprowadzenia nowych zasad podglądania wszystkich e-maili i odwiedzanych stron. Byłaby to największa ingerencja w prywatność w dziejach krajów demokratycznych. Londyn to też miasto zbrukane skandalami „kolacji za pieniądze” z premierem Cameronem przy Downing Street oraz nielegalnych podsłuchów dokonywanych przez brukowce Ruperta Murdocha.

„Nawet jeśli nie zostanę burmistrzem, to i tak Cameron przegra następne wybory, wygra je Ed Miliband, autentyczny lewicowiec, nie taki rozwodniony jak Blair”, prorokuje Livingstone. Pewne jest, że torysi po dwóch latach u władzy pikują w sondażach. Dawniej było inaczej: kiedy Londyn był „cool”, także lokator spod numeru 10 przy Downing St. był „cool”.

Być może rację ma China Mieville, angielski pisarz SF o poglądach socjalistycznych, autor ostrego pamfletu na Londyn ogłoszonego w kwietniu na łamachNew York Timesa. „Wszędzie da się wyczuć gorycz, oczekiwanie na chaos, chęć zmiany”, mówi. Szaleniec wyrzucający komputer przez okno przy Tottenham Court Road mógł być symptomem tego wszystkiego.

Tego samego dnia londyńskie gazety donosiły, że w 2011 r. miejscowa filia banku Goldman Sachs zapłaciła tylko 4 mln funtów podatku od 2 mld zysku. Nie było w tym oczywiście nic nielegalnego, tylko kruczki prawne. „Nie zawarliśmy paktu z Faustem, ale z Frankensteinem”, grzmi wielebny Williams. To potwór jeszcze szpetniejszy od diabła, stworzony bowiem ludzkimi rękoma.

Widziane z Wlk. Brytanii

Wyborcy nadal zauroczeni Borysem Johnsonem

W batalii o fotel burmistrza Londynu, której decydujące starcie rozegra się 3 maja, na najlepszej pozycji, wedle sondaży, utrzymuje się kandydat konserwatystów, Borys Johnson. Zdumiewa to lewicowy dziennik The Guardian, który zastanawia się, jak to możliwe, że mimo „czterech lat bardzo skromnych osiągnięć Ratusza”, jego „gwiazda” nadal nie gaśnie.

Pomimo wyrafinowanego wykształcenia odebranego w Eton i w Oksfordzie, Johnsonowi udało się uniknąć niepopularnej łatki „zarozumiałego chłopca”, której dosłużyli się członkowie rządu Davida Camerona, a wystarczy, że weźmie on w księgarni do ręki powieść Henry Jamesa albo wyrazi swój entuzjazm dla „najwyższego wieżowca w Europie, ‘Shard of Glass’”, aby jego notowania jeszcze bardziej wzrosły. Posiada dar, który wywołuje frustracje u jego laburzystowskiego „przywiązanego do drobiazgów” rywala, Kena Livingstone’a, pisze Guardian.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat