Mieszkaniec Calton przed przyczepą, w której mieszka.

Calton, stolica niepewności

Calton, robotnicza dzielnica Glasgow, która padła ofiarą deindustrializacji w latach 80. i 90. minionego stulecia, bije dziś szereg niechlubnych rekordów – jeśli chodzi o stopę bezrobocia, średnią długość życia i poziom dochodów na jednego mieszkańca. A cięcia w wydatkach socjalnych nie pozostawiają nadziei, że coś się zmieni na lepsze.

Opublikowano w dniu 27 listopada 2012 o 12:46
Mieszkaniec Calton przed przyczepą, w której mieszka.

Ostry wiatr dmie w Calton, goniąc po ulicach plastikowe torebki i inne śmieci. Rozwalających się domów z zabitymi oknami nie sposób w tej dzielnicy przeoczyć. Przy Stevenson Street nastoletnia matka człapie, pchając przed sobą wózek. Wchodzi do sklepiku z gazetami, a po chwili wyłania się z paczką papierosów w ręku. A tak w ogóle to na ulicy jest niemal pusto. Tylko w Calton Bar widać jakieś oznaki życia. Około południa siedzi tam już garstka klientów raczących się pierwszym tego dnia kuflem piwa.

Niegdyś Calton było tętniącą życiem dzielnicą, przemysłowym sercem zachodniej części Glasgow. Wielkie dymiące kominy stalowni górowały nad robotniczymi domami. W People’s Palace, skąd rozciąga się widok na Green Park, można wyrobić sobie pojęcie o tym, jak wyglądało tutaj życie jakieś pięćdziesiąt lat temu. To była typowo robotnicza dzielnica. Wystawione tu czarno-białe fotografie ukazują ciasne izby, mieszkańcy wielu z nich musieli korzystać ze wspólnej toalety. Nie, żyjący w Calton nigdy nie zaznali komfortu. Ale wtedy przynajmniej nie brakowało pracy.

Tam, gdzie kiedyś hartowano stal

George Robertson, sześćdziesięciosiedmioletni mieszkaniec Calton, wciąż zachowuje żywe wspomnienie tamtych czasów. „Miałem dwadzieścia lat i dostałem pierwszą robotę w hucie stali. Wtedy to nie było trudne. Byłem zamiataczem, murarzem, a później hutnikiem. Teraz już nic nie zostało”, mówi z gorzkim uśmiechem, wskazując na pozostałości gorzelni, w której produkowano Johnny’ego Walkera (założonej w 1887 r.).

Położona nieopodal huta Parkhead Forge była tą stalownią w zachodnim Glasgow, która ostatnia zamknęła swe podwoje. Kiedyś ten zakład był największym pracodawcą w mieście i eksportował stal na cały świat. Zastąpiono go centrum handlowym, w którym sprzedaje się całą masę produktów wytworzonych w Azji. Tutaj starsi ludzie, którzy zajmują wszystkie ławeczki, mogą popijać tanią herbatę. Oni nie przyszli na zakupy, tylko po to, żeby posiedzieć w cieple, co pozwala im oszczędzić na rachunkach za ogrzewanie

Newsletter w języku polskim

„Fuel poverty” [dosłownie ubóstwo paliwowe] stało się już nawet oficjalnym pojęciem w Wielkiej Brytanii, gdy ktoś wydaje ponad 10 proc. dochodu na opłacenie rachunków za energię, jest to oznaką ubóstwa. Z racji słabej izolacji domów, wzrostu cen energii i niskich dochodów w tej części Szkocji mamy do czynienia z nadreprezentacją tej właśnie kategorii ludności.

Niechlubne rekordy

Upadek przemysłu uczynił z Calton coś w rodzaju szamba Wielkiej Brytanii. Jest to biedna dzielnica, gdzie niemal jedna piąta mieszkańców nie ma pracy, a połowa ludności jest uzależniona od pomocy społecznej. W ślad za masowym bezrobociem przyszły też ubóstwo, depresja, alkohol, narkotyki, samobójstwa, przemoc, złe nawyki żywieniowe.

„Gdy się weźmie pod uwagę skalę narkomanii, liczbę przypadków otyłości, chorób układu krążenia i zapalenia oskrzeli, Calton bije rekordy we wszystkich tych statystykach”, podsumowuje Robert Jamieson. Ten lekarz internista, od ponad ćwierćwiecza pracujący tutaj, prowadzi ciągłą walkę z ogromnymi problemami zdrowotnymi. „Z medycznego punktu widzenia ta dzielnica jest bez wątpienia obszarem w najbardziej opłakanym stanie w całym świecie zachodnim”.

Problemy zdrowotne w połączeniu ze skrajnym ubóstwem tworzą fatalną mieszankę. Jak pokazują mrożące krew w żyłach statystyki publicznej służby zdrowia, średnia długość życia mężczyzny w Calton wynosi 53 lata. Gdyby to był niepodległy kraj, to sytuowałby się pod tym względem na 168. miejscu w światowym rankingu, pomiędzy Kenią a Kongiem.

„Jeżeli można mówić o jakichś miejscach dotkniętych najskrajniejszym ubóstwem, to tutaj właśnie mamy tego przypadek. W tej dzielnicy notuje się największe problemy zdrowotne w skali kraju, a dochody w przeliczeniu na gospodarstwo domowe są najniższe w całej Wielkiej Brytanii. Dzieci, które tutaj dorastają, w ogóle nie widzą dla siebie nadziei.

Gdy nawet młodzi ludzie starają się o pracę, to jakie mają szansę? W większości przypadków nie mają dobrego wykształcenia, ani odpowiednich ubrań, które wypada włożyć, idąc na rozmowę kwalifikacyjną. Wystarczy, że pracodawcy spojrzą na kod pocztowy podany na podaniu o pracę i widzą, skąd oni pochodzą. Wiedzą już, że można postawić na nich krzyżyk”, tłumaczy Robert Jamieson.

Zapomniane miejsce

Jeśli Calton jest szambem, to Marie Trust jest jego pokrywą. W tym schronisku dla bezdomnych lądują co wieczór ludzkie wraki błąkające się za dnia po ulicach i wystające w bramach w zachodniej części Glasgow. W mieście jest ponad 10 tysięcy bezdomnych, z czego duża część kręci się w Calton i w okolicy. Ostatnio ośrodek Marie Trust jest jeszcze bardziej zatłoczony. W ubiegłym roku schronisko udzieliło pomocy dwóm tysiącom bezdomnych, co jest liczbą o 25 proc. większą niż rok wcześniej.

Dzielnica już od dziesięcioleci zmaga się z trudnościami, ale recesja i środki oszczędnościowe podjęte przez władze tylko pogorszyły sytuację. Władze znacznie obcięły dodatki mieszkaniowe, a z kolei bezrobotna młodzież nie może już występować o zasiłek. „Pracuję tutaj już od piętnastu lat – mówi Martin Johnstone z Marie Trust – ale te ostatnie dwa lata były najtrudniejsze. Ostatnio zjawiały się tutaj nawet całe rodziny, co jest bardzo nietypowe”.

Podejmowano pewne półśrodki, aby tchnąć nowe życie w tę dzielnice, ale władze nie wydają się zainteresowane jej losem. Od Margaret Thatcher aż do Tony’ego Blaira włącznie, przez trzydzieści lat, Wielka Brytania nie miała własnej polityki przemysłowej, pozwoliła na przenoszenie fabryk do Azji i dała wolną rękę sektorowi finansowemu, ze wszelkimi jego ekscesami i rozdawaniem wygórowanych premii.

Czy można jeszcze uratować Calton? Robert Jamieson jest w posępnym nastroju, gdy mówi: „Czy naprawdę chcemy żyć w kraju, w którym istnieją tak wyraźnie zaznaczone rozbieżności? Często myślimy, że w Wielkiej Brytanii nie ma niepokojów społecznych czy rozruchów, ale proszę spojrzeć, co się wydarzyło w zeszłym roku na ulicach Londynu. Albo na to, co się dzieje w Grecji i Hiszpanii. W historii Europy często mieliśmy okazję zaobserwować, co się może wydarzyć, gdy przepaść między bogatymi a biednymi staje się zbyt wielka”.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat