Szef EBC Mario Draghi we Frankfurcie, 5 lipca 2012.

EBC gra w najgorszą politykę

Presja rynków, protesty przeciwko cięciom, regiony na granicy bankructwa. Rząd Mariano Rajoya nie ma dużego pola manewru. A Europejski Bank Centralny, który mógłby mu pomóc, zdaje się robić wszystko, aby – co spotyka się z dezaprobatą ABC – promować podejście globalne i ustanowienie mechanizmu nadzoru.

Opublikowano w dniu 23 lipca 2012 o 15:44
Szef EBC Mario Draghi we Frankfurcie, 5 lipca 2012.

W pokaźnym pliku wniosków z ostatniego posiedzenia Rady Europejskiej znajduje się paragraf, uświęcający porozumienie, na mocy którego Bank Centralny ma interweniować w ekstremalnych przypadkach, gdy kryzys wynika z państwowego zadłużenia.

Nie jest to żadna nadinterpretacja, to zostało zapisane czarno na białym, na papierze, który Mariano Rajoy nosi w teczce, jakby to był moralny glejt. Dlatego hiszpański premier jest zdumiony wskaźnikami finansowymi i prywatnie nie przestaje się dziwić temu, co uważa za rażące niedopełnienie umowy.

Jego irytacja jest bardziej niż widoczna; odnosi on wrażenie, że instytucje europejskie nie traktują same siebie zupełnie poważnie. Być może na tym etapie, kiedy premia od ryzyka i obligacje państwowe wiszą na włosku, zdał już sobie sprawę z sytuacji – problem polega nie tyle na tym, że instytucjom tym brak powagi, ale na tym, że noszą się one z wyraźnym, choć niewypowiedzianym zamiarem przymusowego ratowania hiszpańskiego państwa.

Obojętność Draghiego

Obojętność Maria Draghiego nie może być niczym innym, jak tylko strategicznym wybiegiem; wygląda na to, że za gestami, a nawet oficjalnymi decyzjami, kryje się nieodwołalny wyrok, który skazuje Hiszpanię na formalną interwencję pod groźbą wymuszonej niewypłacalności.

Newsletter w języku polskim

Jeśli w poniedziałek do akcji nie wkroczy Europejski Bank Centralny, aby uspokoić rynek za pomocą masowych zakupów hiszpańskich obligacji, to stanie się tak dlatego, że Angela Merkel prywatnie pokazała mu kciuk skierowany do dołu, podczas gdy publicznie podnosi go w górę, przekonując w Bundestagu o konieczności wzmocnienia naszego systemu finansowego.

Z opóźnieniem wynikającym z popełnionych na początku błędów, hiszpański rząd wywiązał się mniej lub bardziej sumiennie ze swej części umowy, zaimprowizował – tak, właśnie, zaimprowizował – daleko idące oszczędności, co wywołało protesty na ulicach, rozsierdził swój własny elektorat nowymi podwyżkami podatków i zapowiedział jeszcze bardziej restrykcyjny budżet na 2013 r.

Premier ma 48 godzin

Nic z tego. Rynki nadal robią, co chcą, niwecząc wszystkie nadzieje, a we Frankfurcie nikt nie kiwnął nawet palcem, by zahamować ten proces. Brak zaufania sięga znacznie głębiej – odnosi się nie tylko do hiszpańskich władz, ale także do państwa. Do całego kraju.

Naturalnie, ta instynktowna nieufność ma swoje uzasadnienie, nadmiernie zadłużona gospodarka, opór władz przed ograniczeniem struktur administracyjnych, bunt regionów autonomicznych wobec żądań obniżenia deficytu, nieoficjalne bankructwo niektórych regionów, biała flaga powiewająca już nad Walencją oraz ogromny i nietknięty aparat władz lokalnych i terytorialnych. Do tego dochodzi niezadowolenie obywateli w społeczeństwie, które nie jest w stanie zrozumieć, w jak poważnej sytuacji się znalazło.

Ale przecież o tym wszystkim wiadomo było już wcześniej, kiedy Rada Europejska, eurogrupa, Eurofin (Rada do spraw Gospodarczych i Finansowych) i wszyscy święci podpisywali zobowiązanie, do działania za pomocą jedynego możliwego narzędzia, czyli polityki monetarnej. Było to swoiste qui pro quo, z którego druga strona wycofała się z zimną krwią. Może się zdarzyć, że w opuszczonych ogrodach Pałacu Moncloa [siedzibie hiszpańskiego premiera] wkrótce zapanuje cisza; Mariano Rajoy ma 48 godzin na to, by się przekonać, czy został pozostawiony samemu sobie. Czy my, Hiszpanie, zostaliśmy pozostawieni samym sobie.

Finanse

Przetrzymać trzy miesiące

„Hiszpania ma płynność, aby przetrzymać trzy miesiące”, pisała 22 lipca w tytule La Vanguardia, przytaczając niepotwierdzone wypowiedzi ministra. Podczas gdy koszt długu okazuje się nie do wytrzymania, z oprocentowaniem znacznie przekraczającym 7 proc., dziennik określa ten margines jako

„skromny materac”, na którym trzeba spędzić „pięćdziesiąt przeklętych dni”. Tak właśnie nazywa się we Włoszech okres [do 12 września], jaki dał sobie niemiecki Trybunał Konstytucyjny na podjęcie decyzji, czy rozszerzenie kompetencji nowego Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (EMS) tak, aby mógł on skupować obligacje krajów zmagających się z trudnościami, jest zgodny z Konstytucją Republiki Federalnej. „Do tego czasu trzeba będzie stawić czoło burzy, w jaką rynki wpędziły Hiszpanię, stawiając coraz bardziej na niewypłacalność tego kraju i rozpad strefy euro. […] Jak długo może potrwać ta sytuacja?.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat