Europa, z którą mamy teraz do czynienia, to nie Europa, której potrzebowałyby rewolucje mające obecnie miejsce w krajach Maghrebu i Bliskiego Wschodu. Najpierw Stary Kontynent zareagował ciszą i brakiem działania na manifestacje obalające dyktaturę Ben Alego i Mubaraka, dziś ostrożnie reaguje na masakry przeprowadzane przez libijskiego dyktatora Muammara Kaddafiego. Kiedy to tyran wysyła czołgi i myśliwce przeciw własnym obywatelom, którzy chcą jego odejścia i których setki poległy podczas zamieszek, mówienie o ograniczeniu użycia siły jest po prostu karygodne.
To nie pierwsza tego rodzaju próba siły, a ostatnie zbrodnie należą do najgorszych jakich dopuścił się Kaddafi. W obliczu takiego nadużycia władzy, Europa wykazała większe zaniepokojenie, czy aby obywatele Libii nie opuszczą jej terytorium, niż wspieraniem tych spośród nich, którzy ryzykują życie w imię walki z tyranią.
Zbyt daleko posunięta ostrożność
Po tak licznych aktach barbarzyństwa, nie wystarczy ostrożność przebijająca z komunikatu wystosowanego przez wysokiego przedstawiciela UE do spraw zagranicznych i bezpieczeństwa Catherine Ashton, ani oświadczenie europejskiej rady ministrów, która obradowała w poniedziałek. Nie dajmy się zwieść pozorom – jeżeli dwa kraje, takie jak Włochy i Czechy, były w stanie wpłynąć na wspólne stanowisko UE [odmawiając potępienia Libii], to m.in. dlatego, że pozostałe państwa członkowskie nie miały nic do dodania. Tymczasem jest ono nie do zaakceptowania, nawet w przypadku, gdy chce się być bardzo ostrożnym. Dlatego fakt, iż opinia dwóch państw członkowskich wzięła górę nad pozostałymi, jest poniżający dla wszystkich.
Podczas gdy wysoki przedstawiciel UE do spraw zagranicznych i bezpieczeństwa i rada ministrów publikowali ten smutny komunikat, Komisja, za pośrednictwem Michele Cercone, rzecznika komisarz ds. wewnętrznych [Cecilia Malmström] właśnie dopuściła się zhańbienia Europy. Rzecznik wyraził duże zaniepokojenie Unii Europejskiej konsekwencjami zamieszek mających miejsce w Maghrebie i na Bliskim Wschodzie; chodziło o migrację. Jeżeli w tym szczególnym momencie to jest prawdziwy powód do niepokoju, oznacza to, że – dbając tylko o własny interes – brukselska biurokracja nie jest w stanie dokonać hierarchizacji problemów. Stawia na równi wstrząsy natury politycznej w jednym z najbardziej uciśnionych regionów świata i obsesję populistycznych sił europejskich, a w konsekwencji partii demokratycznych, gotowych zrobić wszystko by pozyskać głosy wyborców.
Europa nie powinna mówić w tych sprawach szeptem
Lecz to oznacza też, że Europa początku XXI wieku, zaślepiona własnymi wizjami, nie chce już dostrzec różnicy między imigrantem a uchodźcą. W obliczu rzeczywistych zbrodni, których dopuszcza się właśnie Kaddafi, Europa z kolei dopuszcza się czegoś niewybaczalnego – zadaje sobie pytanie, w jaki sposób zamknąć Libijczyków w ich własnym kraju i pozostawić na pastwę dzikich represji. Kraje Europy powinny raczej zastanowić się, jak sprawić, by upadł ten groteskowy reżim i uratować życie ludzkie.
Oficjalne oświadczenia i komunikaty nie wydają się zdradzać takich zamiarów, a sprawa jest tym poważniejsza, że gdy kraje członkowskie, chcąc wyrazić wspólne stanowisko, uparcie posługują się mową-trawą, Kaddafi ucieka się do pomocy płatnych zabójców, aby stłumić zamieszki i potęguje atmosferę zastraszenia nie pozwalając do usuwania zalegających na ulicach ciał.
Trudno zliczyć wszystkie błędy, których dopuściły się reżimy krajów Maghrebu i Bliskiego Wschodu w imię dogmatu, według którego dyktatura była mniejszym złem w porównaniu do zagrożenia islamskim fanatyzmem religijnym. W rzeczywistości, mamy do czynienia z dwoma wspierającymi się wrogami w świecie arabskim. To przez nich miliony ludzi wpadły w pułapkę pozbawiającego ich wszelkich nadziei na postęp zamordyzmu. Teraz gdy obywatele tych krajów, narażając życie zabrali głos, potęgi tego świata nie mogą przyczynić się do kolejnego błędu historycznego.
A przynajmniej Europa nie może ani nie powinna tego robić, bo równałoby się to zaprzepaszczeniu wszystkich głównych zasad, na których chciała budować Unię. Obywatele, którzy zbuntowali się przeciw dyktaturze w imię wolności i godności, powinni usłyszeć ze strony krajów rozwiniętych świata demokracji jasne słowa wsparcia swoich roszczeń. A Unia Europejska nie powinna w tych sprawach mówić szeptem ani okazywać swoich małostkowych obaw.