„Vive la Belgique” (Niech żyje Belgia) po francusku, Leve België po flamandzku. Taki jest tytuł nowego singla flamandzkiej grupy rockowej Clouseau, którego premiera wywołuje w Belgii gorącą polemikę. Utwór zostanie odśpiewany 4 września na stadionie Króla Baudoina w Brukseli przy okazji wielkiego mityngu lekkoatletycznego. Wzywa on do jedności społeczności francusko- i niderlandzkojęzycznej i jest ostro krytykowany przez część flamandzkich polityków.
„To jest propagandowy kawałek, który kojarzy mi się z próbami podejmowanymi w krajach komunistycznych”, oświadczył Geert Bourgeois, flamandzki minister spraw wewnętrznych (z niepodległościowego ugrupowania N-VA). Na pierwszej stronie flamandzkiego dziennika De Morgen felietonista Hugo Camps potępia tę wypowiedź, jak go nazywa, „ministra zawiści”: „Za kogo on się, u diabła, uważa, że śmie dyktować Clouseau, co mają śpiewać, a czego nie?”. Wzywa też muzyków zespołu, aby nie dali się stłamsić ministrowi, „który sam nie potrafi nawet czysto zaśpiewać”. „Flamandzka megagwiazda [2 miliony sprzedanych albumów] stawia czoło nacjonalistom”, piszew tytule francuskojęzyczny dziennik Le Soir.