Rodzina rumuńskich Romów „powracająca dobrowolnie" do Bukaresztu. Lotnisko w Paryżu, sierpnień 2010.

Sarkozy ma rację

Czy francuscy podatnicy powinni płacić za szkoły, świadczenia i szkolenia, aby rodziny Romów osiągnęły minimalny poziom życia akceptowany we Francji?

Opublikowano w dniu 6 września 2010 o 15:41
Rodzina rumuńskich Romów „powracająca dobrowolnie" do Bukaresztu. Lotnisko w Paryżu, sierpnień 2010.

Pod koniec wakacji prezydent Sarkozy wydał polecenie, aby romskie obozowiska i slumsy, które jak grzyby po deszczu wyrosły na przedmieściach francuskich miast, zostały zniszczone a ich mieszkańcy zatrzymani, a następnie deportowani. Głosy potępienia rozległy się w całej Europie. Zakwestionowano motywy działania francuskiego prezydenta. Czy przypadkiem nie posłużył się płytką demagogią, aby odwrócić uwagę od tego, że jest coraz mniej popularny? Czy nie zlekceważył prawa? W końcu Romowie są obywatelami Unii Europejskiej i mają prawo do swobodnego przemieszczania się? W sprawę włączył się Watykan i onezetowski Komitet ds. Likwidacji Dyskryminacji Rasowej, który wezwał Francję, aby wzmogła działania na rzecz integracji rodzin romskich, edukacji ich dzieci oraz zapewniła im przyzwoite mieszkania.

To wszystko jest bardzo słuszne i brzmi niezwykle idealistycznie, ale nie dla francuskiego obywatela, któremu całe życie minęło we Francji, który tam płaci podatki, a codziennie budzi się rano i musi patrzeć na charakterystyczne dla Trzeciego Świata, użyjmy tego słowa, obozowisko tuż za płotem własnego ogrodu, które z każdym dniem robi się coraz większe. Jak w takich okolicznościach mają się zachować władze? To nie są travelersi, którzy kupują kawałek ziemi rolnej i sprowadzają się tam w weekendy, łamiąc przepisy budowlane. To poważniejsze naruszenie spokoju i zasad współżycia.

Goła, niepoprawna politycznie prawda

Kiedy kilka lat temu podobny problem pojawił się we Włoszech, rząd stał z boku i przymykał oczy na wyjątkowo okrutne przypadki wymierzania kary przez obywateli. We Francji do takich sytuacji nie doszło, być może dzięki działaniom Sarkozy’ego. Potępiając go, powinniśmy mieć w zanadrzu jakieś alternatywne rozwiązanie, ale trudno tu wpaść na dobry pomysł. Całe rodziny żyją w opłakanych warunkach sanitarnych, bez gazu, prądu i wody, pracują w szarej strefie, jeśli w ogóle czymś się trudnią, a i tak ich egzystencja we Francji jest przyjemniejsza i korzystniejsza finansowo, niż była lub kiedykolwiek mogłaby być tam, skąd przybyli. Nie mają żadnego powodu, aby wracać. Są pasożytami żerującymi – materialnie i kulturowo – na cywilizacji w jej obecnym stanie. Cywilizacji, w której budowaniu nie uczestniczyli i której sami dla siebie nie potrafili zbudować.

Tak wygląda goła, niepoprawna politycznie prawda. Deportacje mogą z kolei doprowadzić do nasilenia procesów migracji wewnętrznej, ponieważ osoby odsyłane stąd będą podejmować próby powrotu. Czy jednak francuscy podatnicy powinni płacić za szkoły, świadczenia i szkolenia, aby rodziny Romów osiągnęły – wszystko na siłę, gdyż oni wcale tego sobie nie życzą – minimalny poziom życia akceptowany nad Sekwaną? Czy Francja powinna dążyć do tego rodzaju integracji, od której wymigują się Rumunia, Bułgaria, Słowacja i inne kraje? A jeśli nie, to czy można albo powinno się wyłączyć Romów z prawa, które obwiązuje w całej Unii Europejskiej, do swobodnego przemieszczania się, choć praktycznie już się nie da tego zrobić? Obłudne i fałszywe jest upieranie się przy tym, że tak kontrastujące ze sobą standardy życia i wymagania można łatwo pogodzić, a nowo przybyłych ludzi płynnie i bez problemów przyjąć, nawet gdy się zaangażuje w to ogromne pieniądze i najlepszą wolę. Zresztą sprawa Romów nie jest tu żadnym wyjątkiem.

Newsletter w języku polskim

Zderzenie cywilizacji za progiem naszych domów

Z opublikowanego w Niemczech rok temu raportu wynika, w przeciwieństwie do prognoz, że drugie i trzecie pokolenie Niemców pochodzenia tureckiego żeni się i wychodzi za mąż w Turcji, co jest przyczyną nowej, nieprzewidzianej fali tak zwanej pierwszej emigracji, która zwykle hamuje proces integracji. Podobnie jest w społecznościach Pakistańczyków i Bengalczyków w Wielkiej Brytanii, które w tamtejszych miastach odtworzyły swoje własne wioskowe struktury, a partnerów do małżeństwa ściągają z „domu”.

Idea integracji jest prostym pomysłem, którego kolejnym pokoleniom nie udaje się zrealizować. Wielka Brytania, Francja i Niemcy szukały siły roboczej, najlepiej oczywiście taniej, za granicą i tam ją znalazły. Jednak zatrudniając mieszkańców wiejskich regionów mniej rozwiniętych państw, przenieśliśmy w końcu całe wsie i importowaliśmy mikrokosmos zacofania, który sami już pokonaliśmy. Z rodzinnego kraju pracownicy mogą legalnie sprowadzać narzeczonych i rodziny. Wielka Brytania ma z tego powodu już wiele problemów, takich jak fałszerstwa podczas wyborów, zmuszanie do małżeństwa, porwania, honorowe zabójstwa czy nawet okaleczenia, jak mogliśmy zobaczyć w jednym z ostatnich programów Dispatches stacji Channel 4. Gruźlica, choroba wiktoriańskich dzielnic biedoty, już prawie zwalczona, pojawiła się z powrotem, a walka z nią pochłania pieniądze i ludzką pracę, którą bogate kraje mogłyby spożytkować na inne cele.

Z jednej strony to klasyczny postkolonialny dylemat i być może nasze, postkolonialne właśnie, pokolenia nie powinny żałować tych pieniędzy. W końcu w pewnym okresie wykorzystaliśmy te kraje. Jednak te kontrasty, w obliczu których stajemy, tworzą ludzie przekraczający granice państw, co grozi zderzeniem cywilizacji, nie konfliktem religijnym, ale starciem standardów życia. A wszystko dzieje się tuż za progiem naszych domów.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat