W mieście Hal policja wydała zarządzenie – jego fragmenty przedrukowuje Le Soir – wedle którego tylko partie flamandzkie mają prawo reklamować się na miejskich słupach ogłoszeniowych i billboardach. Władze w Affligem z kolei ogłosiły, że wszelkie plakaty wyborcze po francusku będą zalepiane białym papierem, a siedem gmin w rejonie BHV (Bruksela-Hal-Vilvorde, jedyny dwujęzyczny okręg wyborczy i sądowy w Belgii) - jak donosi La Libre Belgique - „wydało zakaz wszelkiego plakatowania, by nie dopuścić do agitacji po francusku”.
Podczas gdy dziewięciu na dziesięciu brukselczyków jest francuskojęzycznych, przedmieścia belgijskiej stolicy położone są we Flandrii, gdzie językiem urzędowym jest holenderski. Mieszka tu ponad sto tysięcy Walonów. Ich sama obecność, wraz z przysługującymi im przywilejami językowymi, irytuje partie flamandzkie, które wzywają do podziału okręgu BHV. Piętnaście gmin postanowiło zbojkotować wyznaczone na 7 czerwca wybory do Parlamentu Europejskiego na znak protestu przeciwko braku decyzji o podziale okręgu wedle kryteriów językowych.
„Wprowadzone przez flamandzkie władze ograniczenia, mające na celu uniemożliwienie francuskojęzycznym kandydatom reklamowanie się na plakatach, to coś więcej niż biurokracja. - komentuje Le Soir, donosząc następnie o rosnącym oburzeniu partii walońskich - Przewodniczący Partii Socjalistycznej w Brukseli, Philippe Moureaux, ostro potępił te groteskowe i, nawiasem mówiąc, zupełnie nielegalne machinacje”. Moureaux mówi, że są one równoznaczne z „językową i polityczną czystką”. La Libre Belgique wprost nazywa je „przedwyborczym apartheidem” i „zaprzeczeniem demokracji”. „Napięcie wzrasta” konkluduje Le Soir, dodając, że „prawnicy partii frankofońskich podejmują działania na wszelkich możliwych szczeblach przeciwko władzom Hal i Affligem.
Prasa flamandzka natomiast pisze o całej sprawie raczej niewiele. De Standaard i De Morgen, dwa wiodące dzienniki regionalne, ograniczyły się praktycznie do opisywania faktów, z małymi wyjątkami. De Morgen cytuje gubernatora flamandzkiej Brabancji, Lodewijka de Witte, który wyjaśnia, dlaczego nie zmusił siedmiu miast w swojej prowincji do wystawienia wyborczych tablic ogłoszeniowych pomimo okólnika Ministra Spraw Wewnętrznych nakazującego „podjęcie wszelkich działań koniecznych, by wybory 7 czerwca odbyły się zgodnie z prawem”. „Moim obowiązkiem jest zapewnienie, by wybory odbyły się zgodnie z prawem, ale nie ma przepisu nakazującego wystawienie billboardów” - mówi gubernator de Witte. Zaznacza również mimochodem, że „okólnik to zalecenie, a nie instrument prawny”. Reszta bitwy rozegra się już na salach sądowych.