Pracownicy Fiata na demonstracji w Rzymie, grudzień 2009 r. (AFP)

Wściekła Europa wychodzi na ulice

Wśród masowych zwolnień i ponurych przepowiedni, iż europejskie wychodzenie z recesji znacznie się spowolniło, Stary Kontynent ogarnia niespotykana dotąd fala protestów. Od Dublina do Aten ludzie demonstrują przeciwko cięciom budżetowym i groźbie obniżania płac.

Opublikowano w dniu 24 lutego 2010 o 16:48
Pracownicy Fiata na demonstracji w Rzymie, grudzień 2009 r. (AFP)

Niezadowolenie społeczne przybiera w Europie na sile. Pracownicy sprzeciwiają się rządowym i firmowym planom wprowadzenia daleko idących oszczędności, ograniczenia zarobków i ratowania niektórych krajów przed zapaścią. Wczoraj ogromne tłumy wyległy na ulice hiszpańskich miast, a dzisiaj strajk generalny może sparaliżować Grecję. Protesty na francuskich lotniskach i w rafineriach, a także ledwo zażegnane wstrzymanie lotów w niemieckiej Lufthansie to tylko początek największych niepokojów społecznych od czasu rewolucyjnych zamieszek z 1968 r. Przemysł Unii Europejskiej nie wydobył się jeszcze z recesji, coraz więcej ludzi nie ma pracy i wszędzie szuka się oszczędności ‒ europejscy robotnicy zaczynają tracić cierpliwość.

Nękany kłopotami włoski gigant motoryzacyjny Fiat niespodziewanie zawiesił w tym tygodniu produkcję we wszystkich krajowych fabrykach i zwolnił 30 tysięcy pracowników. Kolejne podobne decyzje mają być podjęte w przyszłym miesiącu. Tymczasem wciąż ponure doniesienia medialne o kryzysie w Grecji, sprawiają, że, jak się wydaje, optymizmu jest coraz mniej. Naczelnik Banku Anglii, Mervyn King, wyraził obawę, że europejskie wychodzenie z kryzysu wyraźnie się „spowolniło”, co ma mieć fatalny wpływ na brytyjską gospodarkę. Scenariusz tzw. double dip recession, czyli nawrotu recesji po krótkim okresie wzrostu PKB, staje się z każdym dniem bardziej prawdopodobny.

Protestują nawet greccy inspektorzy skarbowi

Zdecydowanie najkosztowniejsze zakłócenia będą dzisiaj miały miejsce w Grecji, gdzie już prowadzone są dzikie strajki i odbywają się głośne protesty przeciwko premierowi Jeorisowi Papandreu i jego planom ograniczenia greckiego deficytu budżetowego, najwyższego w całej strefie euro. Wspierani przez partię komunistyczną demonstranci usiłowali wczoraj zablokować sesję giełdową w Atenach, a dzisiaj strajkujący zablokują sieci transportu powietrznego, kolejowego i morskiego. Ich gniew wzbudziły przede wszystkim drakońskie cięcia wydatków na opiekę społeczną. Zamknięte zostaną również szkoły, biura rządowe i sądy. Zakłócenia pracy odczują banki, szpitale i spółki skarbu państwa. Pracownicy greckiego fiskusa też rozpoczęli akcję protestacyjną przeciwko rządowym planom naprawy finansów inspekcji podatkowej, co wygląda dosyć tragikomicznie.

Newsletter w języku polskim

Teraz również Hiszpania – kolejny kraj z grupy PIGS, ciężko zadłużonych gospodarek Europy: Portugalii, Włoch, Irlandii, Grecji i Hiszpanii właśnie – doświadcza ogromnej fali protestów przeciwko planom rządu Zapatero, który chce zreformować finanse publiczne. Wielu obserwatorów obawia się kryzysu w tym kraju dużo bardziej niż tego greckiego. Na uratowanie pięć razy większej od greckiej gospodarki bogatszych krajów strefy euro, jak na przykład Niemcy, może być nie stać.

35% młodych Hiszpanów pozostaje bez pracy

Wczoraj w Madrycie, Walencji i Barcelonie miały miejsce demonstracje przeciwko planom podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat. Do końca tygodnia protesty mają się rozprzestrzenić na inne regiony kraju. Rozwiązanie hiszpańskich problemów może być jeszcze trudniejsze niż poradzenie sobie z tymi, przed którymi stoją Ateny. Tutaj w okresie wzrostu gospodarka opierała się w znacznej mierze na gwałtownym wzroście cen nieruchomości i ostatnia zapaść była bardziej dotkliwa niż w innych krajach strefy euro, nawet w Grecji. Liczby pokazują, że Hiszpania do dziś nie wyszła z recesji i czekają ją społeczne i ekonomiczne koszty dwudziestoprocentowego bezrobocia (w tym najwyższego w strefie euro, bo aż trzydziestopięcioprocentowego bezrobocia wśród młodych).

I tak Irlandia, Grecja, Hiszpania i inne kraje przechodzą właśnie przez coś, co ekonomiści nazywają „wewnętrzną dewaluacją”. Tną wynagrodzenia i koszty, pozwalając – gdy tylko jest to konieczne – by bezrobocie osiągało rekordowo wysoki poziom. Kłopot w tym,jak mówi między innymi laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, Joseph Stiglitz, że te deflacyjne kroki grożą jeszcze większym skurczeniem poszczególnych gospodarek, co z kolei może za sobą pociągnąć głębszy kryzys budżetowy spowodowany niższymi wpływami z podatków i wyższymi wypłatami zasiłków.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat