Rynek z ratuszem w Brukseli. Photo de Mili - DR

Żegnaj Brukselo

Hiszpański pisarz i były minister César Antonio Molina wspomina Brukselę: jej jedyną w swoim rodzaju atmosferę, ciepłe relacje ze współpracownikami, kulturową i językową różnorodność miasta, a jednocześnie zastanawia się nad przyszłością Europy.

Opublikowano w dniu 15 maja 2009 o 14:51
Rynek z ratuszem w Brukseli. Photo de Mili - DR

Kiedy wysiadłem z samolotu w Brukseli, padający deszcz ze śniegiem przypomniał mi pewien wers z wiersza amerykańskiego poety Archibalda MacLeisha: „Przez całą noc w Brukseli w moje drzwi łomotał wiatr”. Czwarta po południu, a już zdążył zapaść zmrok. Kiedy docieram do Hotelu Amigo, rue de l’Amigo 1-3, czuję się znowu jak w domu. Rozmowy we wszystkich możliwych językach, harmider, ale te dyskretne, komfortowe mury koją moje nerwy. Już w pokoju rozsuwam zasłony i widzę naprzeciw siebie znajomy biurowiec sąsiadujący z hotelem. Gdybym otworzył okno, mógłbym z łatwością zacząć rozmowę z jego mieszkańcami, tymi gorliwymi urzędnikami, którzy pracują do wczesnych godzin rannych, wtedy, kiedy ja śpię. Ich biura przypominają gigantyczny ul, oni sami pszczoły-robotnice, znoszące pokarm dla królowej i żywiące jej potomstwo poddanymi odpowiedniemu leżakowaniu projektami. To w końcu ci urzędnicy zarządzają towarem tak rzadkim i cennym jak czas.

W owalnej, jakby za dużej sali posiedzeń europejscy ministrowie kultury witali nas tak, jakbyśmy spotykali się po raz ostatni. Koło fortuny nigdy nie przestaje się obracać i w ciągu pół roku wiele może się zmienić. Pomiędzy znajomymi twarzami nieustannie pojawiały się nowe, oszołomione miejscem, w którym się znalazły. Potem każdy mówił o nurtujących go sprawach, starając się uzyskać zrozumienie wśród bratnich dusz. Co ciekawe, rzadko słyszałem słowo „Europa”. Czyżby było zakazane? Tożsamości są tak silnie zakorzenione, że minie wiele czasu, zanim nauczymy się nimi dzielić i przyjmować cudze za własne. Porozumienia wymagają niekończących się dyskusji i postęp jest powolny. Francja jest często nastawiona najbardziej wspólnotowo, dzięki czemu ostatecznie zwycięża zdrowy rozsądek. Wielka Brytania i jej satelici są, generalnie rzecz biorąc, nieszczerzy, niewdzięczni i interesowni. Niemcy – chwiejni. Każdy z pozostałych próbuje pogodzić swoją własną przeszłość z nadchodzącą przyszłością.

Spędzam długie godziny, słuchając, jak moi koledzy przemawiają wytrwale, każdy w swoim języku. Urzędnik brytyjski oddaje mównicę na kilka minut rodakowi z Walii, który wypowiada się w swojej mowie ojczystej, podobnie jak ja wypowiadałem się wielokrotnie przed tym wielojęzycznym gremium. Języki to najważniejsze kulturowe dziedzictwo XXI wieku, a ich znajomość – im więcej, tym lepiej – liczy się na rynku pracy.

Przychodzi mi do głowy myśl, znana już dzięki niemieckiemu filozofowi Mikołajowi z Kuzy, że przyjemność wiedzy płynie nie tyle z tego, że coś się wie, lecz z nieustannego poszerzania granic nieznanego, a naszą nagrodą jest wciąż rosnąca „nieprzenikniona tajemnica”. Przez większość czasu jesteśmy tutaj nie po to, by się uczyć, lecz by nauczać. Skromność i pokora są często niewystarczające – cechy, które dla Spinozy były formą ambicji: pragnieniem czynienia rzeczy, które sprawiają ludziom przyjemność i unikania ich przeciwieństw.

Newsletter w języku polskim

Kultura, którą dzielimy od tylu stuleci, jest kluczem do europejskiej solidarności, a jednak wciąż nie wiemy, jak ją zjednoczyć. Mam dziwne uczucie: nie wiem, czy wszedłem do europejskiej polityki za wcześnie czy za późno. Cyceron widział swoją karierę bardziej wyraźnie: „Wstałem późno i po drodze/ zaskoczyła mnie rzymska noc”. Uważał, że jego życie polityczne zaczęło się zbyt późno, kiedy wolny Rzym był już na równi pochyłej. Czy Europa się kończy? Czy narody albo państwa narodowe przeżywają czas upadku? Wychodząc z owalnej sali i kierując się ku windzie, by ponownie wyjść na zewnątrz, w mgliste brukselskie powietrze, poczułem nagle tęsknotę za domem. Tak właśnie romantycy wyobrażali sobie regresję, powrót do miejsca, gdzie nie istnieje ani dobro, ani zło: „Dokąd zmierzamy?” pytał Novalis swych współczesnych. To pytanie i odpowiedź na nie wciąż nas dotyczą: „immer nach Hause” – zawsze do domu. Ale gdzie jest dom?

Ranek przeminął, podobnie jak część popołudnia. Blade słońce, przesłonięte mgłą, szykuje się do zniknięcia. W restauracji Aux Armes de Brussels zamawiam małże z frytkami. Frytki są małe i nie smakują jak te z Lorbé, ale cóż mogę na to poradzić? Wychodząc z powrotem na ulicę, słyszę, jak wiatr znad jeziora szarpie drzwiami hotelu.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat