Dlaczego Europa nie powinna się wycofywać

Kraje europejskie są w Afryce coraz słabiej widoczne, ponieważ ustępują pola potęgom wschodzącym, takim jak Chiny. Jeżeli Europie zależy na zachowaniu wpływów w regionie, powinna podążać przykładem Pekinu lub Brazylii, przedkładając interesy nad poczucie winy.

Opublikowano w dniu 12 lutego 2013 o 12:27

W mierzeniu układu sił liczą się szczegóły. W Lusace na przykład żaden zambijski minister nie przychodzi na Dzień Królowej Holandii albo na obchody Dnia Niepodległości Stanów Zjednoczonych. Za to w gabinetach ministerialnych brazylijscy, indyjscy i chińscy inwestorzy czują się jak u siebie w domu. Właśnie to pokazuje, że biali już się nie liczą w Afryce.

Lwy atakują

Stado „afrykańskich lwów” – bo tak się nazywa te szybko rozwijające się gospodarki, nawiązując do „azjatyckich tygrysów” z lat 90. zeszłego wieku – jest coraz liczniejsze, to Nigeria, Kenia, Ghana, Zambia, Angola, Uganda, Rwanda i Etiopia. Mają na liczniku dziesięć lat wzrostu gospodarczego, w stolicy są drapacze chmur, sushi bary i iPhony. Europejczycy i Amerykanie nie zostali wygonieni, dyplomaci i NGOsy jeszcze tu są. Nie odgrywają jednak większej roli.
W latach 70. XX w. pomoc rozwojowa stanowiła 70% przepływów gotówki z Północy do Południa. Teraz to zaledwie 13%. Mniejszy ciężar pomocy humanitarnej nie wiąże się z intensyfikacją współpracy handlowej i inwestycji ze strony zachodnich przedsiębiorstw.
W trzydzieści lat udział Europy Zachodniej w handlu zagranicznym Afryki obniżył się z 51% do 28%. Co prawda niektóre korporacje, takie jak Heineken czy Unilever, inwestują w Afryce, ale robią to już od dawna. Większość zachodnich firm nie ma afrykańskiej strategii. Boją się Afryki, która im się wydaje nieprzewidywalna.

Chiński syndrom

Największy wpływ na Afrykę ma teraz kraj, który wcale do tego nie dążył, Chiny. To one zaopatrują się tutaj w miedź, cynę, boksyt, rudy żelaza, koltan oraz egzotyczne drewno i budują tutaj drogi, mosty, koleje, lotniska oraz stadiony piłkarskie. Te ostatnie są prezentami dla afrykańskich przywódców, podczas gdy infrastruktura służy do transportowania bogactw naturalnych do Azji.
Azjatycka superpotęga nie ma dobrych intencji. Biali krzywo na nią patrzą. Tłumaczą swoją bezsilność potępieniem moralnym – Chiny są drapieżnikiem plądrującym Afrykę. To stwierdzenie bawi elity afrykańskie, które nabierają pewności siebie wraz z poprawą swojej sytuacji materialnej. Odpowiadają ironicznie: „A wy, Europejczycy, co robiliście przez ponad sto lat?!”.
Czy to oznacza, że Europejczycy powinni zawstydzeni opuścić Afrykę? Oczywiście, że nie! Muszą zmienić swoją rolę i stosunki z Afryką. Muszą przede wszystkim przestać patrzeć na Afrykę z poczuciem wyższości i cały czas ją pouczać, jak przez ostatnie 150 lat. Afrykanie nie mają nic do Chińczyków w dużej mierze dlatego, że ci nie mieszają się w ich sprawy.

W Afryce da się dobrze zarobić

Zachód musi dokładnie określić swoje cele w Afryce. Jego nowa polityka wobec tego kontynentu powinna mieć co najmniej trzy wymiary: geopolityczny, ekonomiczny i humanitarny. Choć potrzebowała dłuższej chwili, Francja, a za nią Wielka Brytania i USA, zrozumiała wreszcie, że Maghreb [północna Afryka] opanowany przez islamistów nie jest przyjemną perspektywą. Ani USA, ani Chiny nie staną na czele koalicji walczącej z islamistami i bandytami. Stabilność Afryki jest w interesie geopolitycznym Europy.
Surowce stają się coraz rzadsze, a w Afryce znajduje się większość ich rezerw. Chiny mają dostęp do tych zasobów, Brazylia i Indie również czerpią z bogactw Czarnego Lądu. Jednak biali krępują się z powodu swojej kolonialnej przeszłości. Wymiar gospodarczy ma dwa oblicza. Nie dość, że Afryka posiada surowce, to jeszcze jest potencjalnym rynkiem zbytu dla europejskiego przemysłu. Firmy konsultingowe McKinsey i KPMG doszły do wniosku, że rentowność inwestycji nigdzie nie jest tak duża, jak na południe od Sahary.

Newsletter w języku polskim

Trzeba mieć ludzkie podejście do Afryki

Trzeci wymiar polityki wobec Afryki jest bardziej ludzki, wiąże się z empatią w stosunku do tysięcy osób cierpiących z powodu ubóstwa, na którą są skazani. Czarny Ląd nie rozwija się tak jak Zachód. Nie ma mowy jak na razie o tzw. trickle down, czyli o korzyściach dla najbiedniejszych ze wzbogacenia się zamożnych. Wręcz przeciwnie, w Angoli i Mozambiku, które są bardzo szybko rozwijającymi się gospodarkami, ubóstwo jest coraz większe.
Ponadto te kraje nie rozpoczęły dywersyfikacji, więc niekorzystne zmiany na rynkach surowców mogą być dla nich dramatyczne w skutkach. Konflikty, które są konsekwencją narastającego rozwarstwienia społecznego i klęski głodu – wynikających m.in. ze zmian klimatycznych – nadal będą prowadzić do licznych katastrof humanitarnych.
Europejczycy powinni wzorować się na chińskiej „realpolitik”, dopasowując ją do swojego, bardziej etycznego podejścia do Afryki. Muszą w tym celu pozbyć się swojej trudnej przeszłości, nie mogą się bać, że zostaną oskarżeni o „neokolonializm”, ponieważ uczestniczą w wyścigu o surowce.
Powinni też wyzbyć się poczucia wyższości i porozmawiać z przedstawicielami Czarnego Lądu jak równy z równym. Francja ma rację angażując się w walkę z islamistami w Mali. Powinna się jednak domagać, zgodnie z zasadami „realpolitik”, aby to właśnie jej priorytetowo zostały przyznane koncesje dotyczące uranu albo gruntów rolnych.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat