Turyści w Parku Güell. Fot.whatbarcelona.com

Dolce vita w Barcelonie

Włosi stanowią najliczniejszą grupę imigrantów w katalońskiej stolicy. Ich dynamizm, młodość i entuzjazm mogą budzić zazdrość Katalończyków. Jednak nie wszyscy przybysze z Włoch są w Barcelonie mile widziani, pisze dziennik La Repubblica.

Opublikowano w dniu 23 lipca 2009 o 17:19
Turyści w Parku Güell. Fot.whatbarcelona.com

Nie tylko ulica Las Ramblas, fantastyczne pinakle katedry Sagrada Familia czy dorsz w sosie pili-pili Pepe Carvalho przyciągają co roku do Barcelony Włochów, którzy zostają tu na stałe. Miasto Gaudíego i Miró powoli zamienia się w nowe włoskie eldorado.„To sprawa pewnego stanu ducha, podejścia do życia” – tłumaczył w tym tygodniu gazecie Le Monde szef kuchni z wyspy Frioul, koło Marsylii, który w stolicy Katalonii zbił majątek.

„Tu ludzie mają pozytywny stosunek do świata i przyjmują cudzoziemców jak nikt inny”. W tym roku osiadłych w Barcelonie Włochów zrobiło się więcej niż wszystkich innych, którzy tu ostatnio zamieszkali: Ekwadorczyków, Pakistańczyków i Boliwijczyków. Jest oczywiste, że niedawna fala przyjezdnych ruszyła śladem Zlatana Ibrahimovića, gdy ten przeszedł z Interu Mediolan do FC Barcelony, ale pewnie nie wszyscy Włosi, a jest ich już 22 685, mieszkający w mieście, które jest siedzibą tego wspaniałego klubu, są wielbicielami piłki nożnej.

Ich liczba z każdym rokiem wzrasta o 15–20%. Jeszcze w 2000 r. w całej Katalonii było ich zaledwie 15 000, dzisiaj to już blisko 50 000. Tak mówią dane oficjalne, ale niewykluczone, że jest ich dwa razy więcej. Podczas gdy gdzie indziej pierwsze miejsce w statystykach zajmują emeryci, tutaj wśród nowo przybyłych przeważają młodzi ludzie, od 25 do 40 roku życia, często świeżo upieczeni absolwenci wyższych uczelni, rozczarowani sytuacją polityczno-społeczną w swoim kraju i brakiem zawodowych perspektyw.

W Barcelonie większość z nich pracuje w restauracjach, sklepach czy call centers. Wykonują najprostsze, kiepsko płatne prace, ale przynajmniej są w mieście, w którym, choć nie zawsze mają lepiej, to „żyje się lepiej”. Od co najmniej kilkunastu lat Barcelona stała się wśród młodych Włochów modna, tutaj nie tylko można zacząć nowe życie, to także cel wypraw turystycznych czy miejsce studiów (jedna czwarta zagranicznych studentów przyjeżdżających tu ze stypendium Erasmusa to Włosi).

Newsletter w języku polskim

To nadmorskie miasto, wyprzedzające zdecydowanie w rankingach Madryt, zachwyca swoimi placykami i fontannami, uwodzi ciepłem i niemal całkowitym brakiem deszczu, strzeże zazdrośnie swego kulturalnego bogactwa, ale jest otwarte i przyjazne dla obcych.

Tej nowej „włoskiej pasji” – jak pisze Le Monde – o dziwo nie zaszkodził kryzys. Życie nie jest tu wcale tańsze niż we Włoszech, a szanse na znalezienie pracy są w obu krajach takie same, czyli wątpliwe. Zdaniem konsulatu sytuacja gospodarcza może wpłynąć na zmniejszenie liczby przyjeżdżających, ale nie na zmianę celu ich podróży: wszystko wskazuje na to, że społeczność włoska w Barcelonie jeszcze się rozrośnie.

Do nasilenia się „inwazji” z pewnością przyczyniła się „ustawa Tremaglii”, która umożliwiła wielu młodym potomkom włoskich emigrantów z Ameryki łacińskiej odzyskanie obywatelstwa rodziców i dziadków. Niemało Argentyńczyków, Urugwajczyków czy Brazylijczyków przyjechało do Hiszpanii i już tam zostało, częściej dlatego, że znali język niż ze względu na pracę.

Ale Barcelona to również nazwa, która błyszczy, to marka, która przyciąga. W folderach wydanych przez merostwo wychwala się ją jako miasto par excellence śródziemnomorskie. Dzięki dynamicznemu rozwojowi ostatnich dziesięciu lat stało się atrakcyjne dla tysięcy europejskich i włoskich studentów, którzy znaleźli tu swoją pierwszą pracę i przeszli pierwszą zawodową próbę.

Włoscy miłośnicy Barcelony założyli portal internetowy, gdzie wszyscy, którzy chcieliby tu zostać, znajdą wszelkie potrzebne informacje, poczynając od tego, jak znaleźć mieszkanie, a kończąc na tym, gdzie zapisać się na kurs hiszpańskiego. To katalońskie miasto postrzegane jest ponadto jako liberalne, mieszczańskie, ale i socjalistyczne, jako antyfaszystowska stolica kraju w czasach wojny domowej, to jej bronił i ją opisywał George Orwell. Słowem, to ta inna Hiszpania, jakże różna od jałowej Kastylii.

Jednak, jak wiadomo, nie wszystko złoto, co się świeci. Katalonia i Costa del Sol aż po Marbellę stały się przystanią 70% szefów neapolitańskiej Camorry. Migracyjna fala zaczęła się w latach 80. i do tej pory nie ustała. Włoscy sędziowie uważają, że ten mały raj stał się również siedliskiem Cosy Nostry i Ndranghety [mafii kalabryjskiej], które sprawują stamtąd kontrolę nad handlem narkotykami przeznaczonymi dla Europy. Potwierdziło to niedawne aresztowanie sześciu ojców chrzestnych w Marbelli, nadmorskim mieście, które hiszpańska policja ochrzciła mianem Cosa Nostra z powodu ogromnego skupiska osiadłych tam włoskich mafiosów.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat