Dokładnie rok temu Belgia otrzymała to, co Le Soir określa jako „potężny policzek” – po raz pierwszy flamandzcy nacjonaliści wygrali wybory parlamentarne. Za sprawą 27,8 proc. poparcia dla Nieuwe-Vlaamse Alliantie (Nowego Sojuszu Flamandzkiego), największej partii we Flandrii, oraz 37,6 proc. poparcia dla Partii Socjalistycznej (PS), która dominuje w Walonii, kraj jest rozdarty między dwiema partiami i dwiema wspólnotowymi koncepcjami jego funkcjonowania.
Przez rok nie udało się zawrzeć żadnej umowy koalicyjnej – pomimo licznych misji „pojednawczych”, „mediacyjnych” i różnych innych działań „sondujących” – a władza wykonawcza ogranicza się do kierowania sprawami bieżącymi. Natomiast sami Belgowie, choć w większości są zmęczeni i poirytowani sytuacją, którą uznają za dość zawikłaną, paradoksalnie nadal ufają w zdolność swoich przywódców, że ci w końcu znajdą wyjście z kryzysu.
Zdaniem komentatora dziennika Le Soir Belgia trwa, ale „jest ona akurat… trochę mniej belgijska:
W ciągu jednego roku frankofoni zaczęli w końcu dzielić przynajmniej jedno przekonanie z północną częścią kraju: jesteśmy dwiema grupami ludności, które żyją pod jednym dachem, ale mają niewiele rzeczy wspólnych. To prawda czy fałsz? Nie zadajemy już sobie więcej tego pytania, to już skonstatowano.
Newsletter w języku polskimBelgia nie jest już postrzegana jako małżeństwo, lecz jako współmieszkanie. W ciągu roku frankofoni w końcu uwzględnili to, co Flamandowie w swojej większości powtarzają im już od miesięcy: musimy inaczej zarządzać swoimi sprawami, bo nasza sytuacja, nasza polityka, nasze chęci są inne. […]
Rozwlekłość negocjacji ugruntowała ponadto w codziennym bytowaniu tę pewność, że w sumie da się żyć szczęśliwie na zasadzie każdy na swoim. Władze regionalne zabezpieczają, podejmują decyzje, które nadają bieg sprawom codziennym. To jest oczywiście złudne, bo wiele problemów, które pozostają w gestii władz federalnych nie jest już rozwiązywanych. […]
Co blokuje? Negocjacje z partią nacjonalistyczną, której wymagania są zmienne i która wysoko zawiesza poprzeczkę. I sprawia, że inne flamandzkie partie nie mogą ‘pęknąć’. A, wiedząc od wczoraj, że 33 proc. ankietowanych zamierza głosować na N-VA, zaś popularność De Wevera sięga 53 proc., można rzec sobie, że nie ma powodu, aby miało się to zmienić. Męczące, niepokojące i rozpaczliwe.
Po flamandzkiej stronie komentator dziennika De Morgen Yves Desmet wyjaśnia, że rok po wyborach nie tylko negocjacje tkwią w martwym punkcie, ale nie zmienia się również polityczny układ sił:
Zasada rządzącą polityczną szachownicą pozostała bez zmian, te same dwie formacje polityczne pozostają głównymi siłami: PS i N-VA zyskują nawet dodatkowy elektorat dzięki swojej zachowawczości i uporowi.
Pomimo tego impasu Desmet zwraca uwagę, że wzmocniło się zaufanie obywateli do świata polityki: „choć nic nie znajduje rozwiązania, to uważa się, że wykonują oni dobrą robotę”. Publicysta dostrzega dwie przyczyny tego paradoksu:
Po raz pierwszy od bardzo dawna w polityce nie chodzi już zupełnie o ‘nic’, ani o jakieś małostkowe niesnaski, lecz o instrumentalne i trudne wybory, które nie cierpią zwłoki. [...] Ale równocześnie wyłania się poczucie fałszywego bezpieczeństwa. Bo nawet po roku bez rządu ten kraj nadal funkcjonuje, gospodarka odżywa i nikt w swoim codziennym otoczeniu nie odnosi wrażenia, że żyje w ‘failed state’ [państwie upadłym]. Skoro wszystko zdaje się działać automatycznie, to dlaczego nie mielibyśmy sobie pozwolić na to, aby ten upór i bezruch trwały jeszcze przez chwilę?
I podczas gdy La Libre Belgique poświęca pierwszą stronę liderowi flamandzkich nacjonalistów, De Staandard poprosił flamandzkie osobistości o skierowanie przesłania do Barta De Wevera i Elio Di Rupo. Te listy, pisze komentator, pokazują, że istnieje:
nie tylko niezrozumienie i frustracja z powodu niezdolności dwóch liderów do większego umiarkowania. Jest też strach o to, co będzie dalej i irytacja z powodu bezczynności tych, którzy byli powołani, aby nadać historii nowy bieg.
W istocie, zauważa De Staandard, czytelnicy mówią nam, że „wszyscy musimy zapłacić wysoką cenę za rok ‘darcia kotów’".