Kryzys? Nie mogę się spóźnić na ekspres do Londynu. Lady Ashton w Brukseli, wrzesień 2010.

Niewidzialna lady Ashton

Miała być głosem Europy na scenie międzynarodowej, szefową dyplomacji UE pełnej światowych ambicji. Niestety jest osobą niesłyszalną i niewidoczną i utraciła już zaufanie większości krajów członkowskich.

Opublikowano w dniu 28 stycznia 2011 o 15:22
Kryzys? Nie mogę się spóźnić na ekspres do Londynu. Lady Ashton w Brukseli, wrzesień 2010.

Wysoko postawiony dyplomata, uchodzący zresztą za eurofila, szydzi: „Powstała Europejska Służba Działań Zewnętrznych? Coś takiego! A czym się zajmuje?”. W Brukseli słychać coraz więcej kąśliwych, drwiących i zasmuconych głosów na temat europejskiej dyplomacji i tej „służby”, ESDZ, nad którą sprawuje nadzór wysoki przedstawiciel. A jeszcze w projekcie traktatu konstytucyjnego, tego sprzed traktatu lizbońskiego, ambitnie zakładano powołanie „ministra spraw zagranicznych Unii”. To miał być symbol. A tymczasem jest raczej symboliczny krok wstecz dokonany pod naciskiem Zjednoczonego Królestwa, którego były premier, laburzysta Gordon Brown, głosił: „Między światem a państwami niczego nie ma”.

Wywodząca się z tej samej formacji politycznej co ów brytyjski polityk Catherine Ashton, która trafiła przez przypadek na stanowisko wysokiego przedstawiciela, ma wielki kłopot z podjęciem tego wyzwania. „Inni na jej miejscu już by zrezygnowali – zauważa jeden z jej współpracowników. – Ale ona dała się w to wciągnąć a skórę ma twardą”. Jej doradcy nie boją się nawet mówić o „pozytywnym bilansie” jej ostatnich inicjatyw zmierzających do rozwiązania problemu Gazy czy też obrony chrześcijańskich koptów ze Środkowego Wschodu. Przypisuje się jej również sukces na Bałkanach, to wznowienie dialogu między przywódcami serbskimi i kosowskimi. W sprawie Iranu stara się przejąć pałeczkę po swoim poprzedniku Javierze Solanie, pilotując negocjacje w kwestii nierozprzestrzeniania broni jądrowej. Ale wysoka przedstawiciel nie może wymazać z pamięci tego, co usłyszała z chwilą obejmowania funkcji: „Witamy! Pamiętaj, że gdy tylko się odezwiesz, złoją ci skórę”.

To prawda, że początki baronessy były nad wyraz trudne, upłynęły pod znakiem karygodnych błędów i wahań, składanych na karb jej braku dyplomatycznego doświadczenia. Z trudem broni się przed zarzutami o władanie jednym tylko językiem i skłonnością do spędzania przedłużonych weekendów w gronie rodzinnym w Londynie. Jej nieobecność, gdy na Haiti było trzęsienie ziemi, oraz niewielkie zainteresowanie kwestiami bezpieczeństwa i obronności w krótkim czasie wywołały polemiki.

Dla Ashton kolejne kryzysy są podobne do siebie

Wbrew wszystkim tym przeszkodom udało się Catherine Ashton ogłosić w grudniu 2010 r., że polityce zagranicznej i bezpieczeństwa nadano „nowy impet”. W wyniku regularnej bitwy, jaka rozgorzała między Radą, Parlamentem i Komisją na temat uprawnień i zasad kontroli nowego organu, zaczął on oficjalnie działać 1 stycznia 2011 r.

Newsletter w języku polskim

Większość z 3 650 urzędników nowo powołanego organu wywodzi się z byłej dyrekcji generalnej ds. stosunków zewnętrznych Komisji, ale i z dyrekcji generalnej ds. stosunków zewnętrznych Rady oraz z rozsianych po świecie placówek dwudziestu siedmiu krajów członkowskich. Ponadto ma być w ESDZ stworzonych około 120 stanowisk, które zostaną obsadzone przez dyplomatów z krajów UE. Czy ta armia urzędników to pierwszy krok do tego, by Europa zaczęła przemawiać jednym głosem?

Rzeczywistość wygląda bardziej ponuro. Ponieważ po Białorusi, Wybrzeżu Kości Słoniowej i Tunezji wybuchają kolejne kryzysy, zdaniem pani Ashton podobne do siebie. W centrum prasowym, dokąd przychodzą co dzień w południe zirytowani już tym traktowaniem dziennikarze, zjawia się notorycznie spóźniona rzecznik baronessy, która jest wspaniałym potwierdzeniem prawdziwości tezy francuskiego dyplomaty Maxime’a Lefebvre’a: „Wspólne deklaracje – UE – służą wyłącznie do zamaskowania rozbieżności między państwami członkowskimi”.

Narzekania na brak właściwej reprezentacji

Dość powszechne jest wrażenie, że wysoka przedstawiciel ds. polityki zagranicznej jest po upływie roku od czasu jej nominacji jakby nieobecna. Ten brak aktywności zaczyna irytować niektóre europejskie stolice. Pewien wysoki urzędnik europejski stwierdza bezlitośnie: „Wszyscy uznali to za zamknięty rozdział, pani Ashton jest do niczego, a służbę powołano w tak bezładny sposób, że dziś nikt już w nią nie wierzy”. Człowiek ten uważa, że „pasywność” szefowej tej służby zniechęca wszystkich do podejmowania wspólnych wysiłków dyplomatycznych i szkodzi wymianie najbardziej wrażliwych informacji.

Niesmak rósł, w miarę jak schemat organizacyjny ESDZ nabierał konkretnych kształtów. Nowe kraje członkowskie, ale i państwa założycielskie uważają, że są w służbie niewłaściwie reprezentowane. Francja też jest niezadowolona, chociaż przez dłuższy czas nalegała na stworzenie silniejszej europejskiej dyplomacji. Poza Pierre Vimontem, mianowanym na stanowisko sekretarza generalnego korpusu, żaden z dyplomatów francuskiego MSZ nie zasłużył sobie na łaskę Ashton. Administracja służby znajdzie się pod nadzorem Irlandczyka Davida O’Sullivana, a Brytyjczyk Robert Cooper pełnić będzie dość nieokreśloną funkcję specjalnego doradcy baronessy, pracującego bezpośrednio z nią. Zasoby ludzkie, infrastruktura i ambasady nadzorowane będą przez innych rodaków lady, na co wielu zgrzyta zębami.

Jednak frustracja niektórych nie ogranicza się wyłącznie do kwestii rekrutacji i rodzi inicjatywy dyplomatyczne na pozór sprzeczne z celem, do którego dąży część stolic. Pani Ashton zdaje się nie zanadto troszczyć o obronność Europy, a w każdym razie nie ma za bardzo ochoty działać wbrew NATO, tymczasem Paryż opowiada się za rozszerzeniem współpracy wojskowej ze Zjednoczonym Królestwem w drodze bilateralnej. Ku wielkiemu zgorszeniu Włoch, Niemiec i innych krajów.

Francja dokonała ponadto wymownego wyboru, opierając się w minimalnym stopniu na Unii Europejskiej przy zarządzaniu kryzysem w Wybrzeżu Kości Słoniowej, kraju będącym kiedyś jednym z jej bastionów w Afryce.

„Potęga narracyjna”, lecz nie prawdziwe mocarstwo

Niektórzy, wśród nich eurodeputowany Guy Verhofstadt, szef frakcji liberalno-demokratycznej w Parlamencie Europejskim, jeszcze w dyplomację europejską wierzą. „Jeśli chcemy uniknąć utraty władzy w wielobiegunowym świecie, musimy mieć globalną strategię dyplomatyczną w kwestiach obrony, wyzwań klimatycznych i walutowych oraz bezpieczeństwa”, nawołuje.

Czy pani Ashton będzie w stanie wypracować taką wizję, skoro w najlepszym razie ogranicza się do zajmowania stanowiska łatwiejszego do przyjęcia przez kraje członkowskie, zapominając o swobodzie działania i uprawnieniach, jakie jej daje traktat lizboński? Baronessa zdaje się nie pragnąć niczego więcej niż roli „aranżera” stosunków między krajami członkowskimi. W swoim wystąpieniu z 12 stycznia na spotkaniu z eurodeputowanymi socjalistycznymi użyła tego samego terminu, mówiąc o możliwym działaniu UE na scenie światowej.

Europa pozostanie więc na razie „potęgą narracyjną” opisaną przez geopolitologa Zaki Laïdiego. Potrafiącą mówić o świecie, nazywać wartości, ale nie będącą (jeszcze?) w stanie zaistnieć jako prawdziwe mocarstwo.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat