Korzyścią tej kampanii wyborczej jest to, że Katalończycy przejmują się, interesują się lub się niepokoją tylko jedną kwestią. Mówi się o tym w domach, pubach i na ulicy. Jeżeli włączysz radio i usłyszysz, że jest o czym innym, to przeżyjesz szok. „Czy będę wreszcie mieszkał w swoim własnym kraju?”
Tematyka uniezależnienia się od Hiszpanii jest wszechobecna i wraca przy poruszaniu każdego innego zagadnienia. Debaty telewizyjne na jej temat, w których każdy próbuje przekonać widzów do swoich racji, nie milkną ani na chwilę. Przenika każde pole, na wiele sposobów się o niej mówi. Przyjeżdżają do mnie amerykańscy, brytyjscy, niemieccy i szwedzcy dziennikarze, którzy chcą się czegoś o tym dowiedzieć.
Wydaje się, że kwestia, która się rozstrzygnie w niedzielę przy urnach jest śledzona w Białym Domu, na Kremlu i na placu Ludu w Pekinie. Paryż, Londyn i Berlin też czekają na to rozstrzygnięcie. Przypomina mi się uwaga Jamesa Joyce’a skierowana do irlandzkiego rodaka: „Skoro i tak nie możemy zmienić państwa, to może zmienimy temat rozmowy?”. Nie. Poza tym tematem niczego nie ma.
A Katalończycy boją się o swoją pracę
Wszędzie się mówi, że w niedzielę będziemy mogli głosować na różne opcje, żeby jednoznacznie zaznaczyć, że konsultacja dotycząca „prawa do samostanowienia” zostanie przeprowadzona – eufemizm odnoszący się do uzyskania niepodległości, która według jednych bardzo szybko nadejdzie, według innych nastąpi w nadchodzącej kadencji parlamentu, a według jeszcze innych bardzo do niej daleko. Zwolennicy odłączenia się od Hiszpanii nie zgadzają się co do taktyki, strategii i harmonogramu. Jednak w niedzielę wieczorem przybędą razem, mając w głowie jeden cel i jedno zagadnienie.
Kwestia jest również inaczej postrzegana przez obóz sprzeciwiający się utworzeniu katalońskiego państwa. Partia Ludowa (rządząca w Madrycie) gra marsza żałobnego na politycznych i medialnych bębnach. Ciudadanos – Partido de la Ciudadanía [kast. Obywatele – Partia Obywatelskości, centrolewicowi antynacjonaliści] rzadziej poruszają ten temat – wolą wypowiadać się na niewygodne dla rządu tematy. Socjaliści próbują zająć miejsce gdzieś pośrodku, ale tak dużo osób opuściło szeregi tej partii, że ciężko im będzie uniknąć przepaści.
Problem imigracji w ogóle nie pojawił się w debacie. Kwestia suwerenności nie jest poruszana na bazarach, na których politycy zwykle prowadzą kampanię. Nieliczni politycy zatrzymują się przy straganach z rybami czy przy sklepach z owocami i warzywami, ponieważ boją się, że zostaną oskarżeni o to, iż nie zajmują się problemami Katalończyków, tylko jedną jedyną kwestią, jaką jest uzyskanie niepodległości.
A Katalończycy boją się o swoją pracę. Ważne dla nich są również takie kwestie, jak opieka nad najbardziej potrzebującymi, edukacja, zdrowie, bezpieczeństwo, korupcja i ludzkie sprawy, które zupełnie zniknęły z debaty. Wszystko się rozwiąże, jak niepodległość nie będzie już tylko marzeniem. Będziemy żyli w kraju mlekiem i miodem płynącym. Będziemy szczęśliwymi obywatelami katalońskiego państwa.
Widziane z Madrytu
Trzeba rozmawiać
Co się zdarzy „po hałasie”?, zapytuje Fernando Vallespín w El País. Politolog wyciąga raczej negatywny wniosek z kończącej się kampanii ‒
Rzadko byliśmy świadkami takiej dyskusji na temat ‘kim jesteśmy’ [...] Ale, paradoksalnie, nie posunęliśmy się ani o jotę we wzajemnym zrozumieniu. Zamiast budować mosty, żywiołowe reakcje większości madryckich mediów, jak i crescendo mesjańskiego odkupiciela ojczyzny Artura Masa ostatecznie sprzyjały polaryzacji. Względna cisza – na pewno wynikająca z rozterek tych, którzy nie byli za suwerennością – opóźniła moment, gdy inny głos Katalonii, umiarkowany „genus Tertius”, można było usłyszeć.
Teraz, uważa Fernando Vallespín, należy rozpocząć dialog ‒
Straciliśmy znakomitą okazję, aby dojść głębszych przyczyn tej eksplozji w społeczeństwie, które do tej pory było przykładem umiarkowania i dialogu. [...] Jeśli chcemy ustanowić jakikolwiek porządek po tym ataku wrzasku i wściekłości, nie ma innego wyboru niż budowanie mostów, poznawanie się, rozmawianie, czyli czynienie tego, co robią cywilizowani ludzie.