W czerwcu 1985 r. Francja, RFN, Belgia, Holandia i Luksemburg podpisały w Schengen porozumienie o stopniowym znoszeniu kontroli na wspólnych granicach i o zasadach swobodnego przepływu osób – obywateli państw sygnatariuszy, pozostałych państw Wspólnoty Europejskiej oraz tych z państw trzecich. Postanowienia konwencji wykonawczej z 1990 r., które weszły w życie 26 marca 1995 r., zostały włączone do traktatu amsterdamskiego.
„My wtedy czuliśmy się jak obywatele drugiej kategorii, nawet po wstąpieniu do UE tak się jeszcze czuliśmy po trosze. Nas kontrolowano, tych lepszych Europejczyków nikt nie pytał o dokumenty. My staliśmy w kolejce, oni jechali”, wspomina publicystka Polityki i podkreśla, że dopiero po Schengen polski i czeski Cieszyn rzeczywiście stał się jednym wspólnym miastem, region Pomerania ożył, podobnie jak Zgorzelec-Gorlitz i Słubice-Frankfurt.
Inaczej strefę Schengen postrzegają ci, którzy nie mają do niej tak łatwego wstępu. Dla nich jest twierdzą, a zarazem obietnicą lepszego życia. Czasami chęć dotarcia do „unijnego raju” jest tak silna, że imigranci ryzykują życie, by sforsować schengeński mur. I często zdarza się, że je tracą przy kolejnej niebezpiecznej próbie.
Cały artykuł można przeczytać na stronie Polityki.