Rysunek Siergieja Tjunina (Rosja)

Rząd gospodarczy musi poczekać

Na szczycie w Brukseli 17 czerwca kraje członkowskie położyły podwaliny pod „zarządzanie gospodarcze” mające umożliwić lepszą koordynację prowadzonej przez nie polityki ekonomicznej. Ale nie podjęły kroków, aby stworzyć prawdziwy system, za pomocą którego takie rządy można by wspólnie sprawować. Zamiast tego chcą ustanowić mało realny podatek od banków, zauważa europejska prasa.

Opublikowano w dniu 18 czerwca 2010 o 16:34
Rysunek Siergieja Tjunina (Rosja)

„Mały, lecz solidny”, w ten sposób La Libre Belgique podsumowuje szczyt Rady Europejskiej z 17 czerwca i jego menu. „Wejście Estonii do strefy euro 1 stycznia 2011 roku? Zatwierdzone. Rozpoczęcie negocjacji członkowskich z Islandią? Przyjęte. Cele wyliczone w strategii UE 2020? Wszyscy się zgadzają. Opublikowanie w lipcu wyników testów odporności [*stress test*s] europejskich banków? Zaklepane. Europejskie sankcje wobec Iranu surowsze od tych przyjętych przez ONZ? Dalej naprzód!”.

Potem jednak przychodzi czas na to, co La Libre nazywa „daniem głównym”: 27 państw członkowskich, „sparzonych kaskadą konsekwencji kryzysu greckiego”, „przyjęło zrąb tego, co ma docelowo stanowić rząd gospodarczy’ strefy euro”, wyjaśnia Libération. „To szefowie państw i rządów będą koordynować politykę gospodarczą i budżetową, a nie Komisja”, precyzuje paryski dziennik. Przy okazji ubolewa nad tym, że „czyniąc z Rady Europejskiej alfę i omegę w zakresie koordynacji polityki gospodarczej, państwa w rzeczywistości do niczego się zbytnio nie zobowiązują, gdyż decyzje są tam podejmowane jednomyślnie, a ich wdrożenie będzie nadal zależeć od nich samych. Jest to zupełne przeciwieństwo metody wspólnotowej (gdzie decyzje są podejmowane większością głosów i trzeba się im podporządkować), która przecież dowiodła swojej skuteczności”. Libération konkluduje: „kroki podjęte przez państwa członkowskie następują bez wątpienia za późno, a przede wszystkim nie idą wystarczająco daleko”.

Kluczowe rozwiązanie przyjęte na szczycie, czyli nowy podatek, jaki 27 państw zamierza nałożyć na banki, w krajach, które musiały pomagać rodzimym instytucjom kredytowym, prasa europejska ocenia dość surowo. Począwszy od czeskiego dziennika Hospodářské noviny, który głosi: „My nie wprowadzimy podatku od banków”. W ten sposób podsumowuje stanowisko rządu w Pradze, przypomina też, że państwa członkowskie będą mogły same podjąć decyzję o jego nałożeniu bądź nie. Rumuńskiego dziennik Evenimentul Zilei wprost nazywa ten podatek „populistycznym i nieskutecznym”, by sformułować ocenę, że „banki przerzucą jego koszty na klienta”. A przecież, jak dodaje gazeta, „UE nie może zaakceptować sytuacji, w której podatek przynosi fatalne skutki dla ludności, a to będzie miało miejsce na masową skalę w Rumunii i na Węgrzech”. Właśnie dlatego nie ma „żadnych szans, aby ten podatek wszedł w życie!”.

La Stampawyraża opinię podobną ‒ „propozycja trafi na śmietnik populistycznej polityki albo też zostanie tak rozcieńczona, żeby nie przynieść żadnych skutków”. Turyński dziennik zarzuca zresztą europejskim przywódcom, że za sprawą tego środka wskazali „kozły ofiarne, na które można łatwo zrzucić winę za swoje nieodpowiedzialne zachowania, a zwłaszcza swoją niezdolność do uregulowania tych samych rynków finansowych, które chronią i faworyzują przy każdej okazji, zamiast z nimi walczyć”. Faktycznie bowiem, grzmi gazeta, „polityka europejska nie uratowała greckich i hiszpańskich obywateli, lecz raczej banki, które w sposób nieodpowiedzialny udzieliły hojnego finansowania rządom Hiszpanii i Grecji. Tak więc polityka europejska najpierw ochroniła tylko te banki, które nie potrafiły wykonywać swojej roboty, a obecnie chce opodatkować je wszystkie. Też mi powszechny ratunek ‒ opodatkować odpowiedzialne zachowania, żeby sfinansować te, które takie nie są!”.

Newsletter w języku polskim

Jak zauważa Evenimentul Zilei, ministrowie finansów grupy G20 zrezygnowali niedawno w wprowadzenia tego samego rodzaju podatku na szczeblu światowym, bo Japonia, Indie i Brazylia nie zostały dotknięte kryzysem. Die Zeit ocenia w związku z tym, że podczas następnego szczytu G20 26‒27 czerwca w kanadyjskim Toronto „europejscy liderzy nie będą w stanie się przebić. Ale jeśli naprawdę pokażą, że są razem, to odzyskają coś, co wydawało się już dawno utracone: szacunek i wiarygodność. A to wzmacnia zaufanie do projektu europejskiego – i euro”. Zresztą niemiecki tygodnik, jeden z nielicznych, uznaje za dobrą wiadomość decyzję o tym, aby promować „wprowadzenie podatku od transakcji finansowych”. Dlatego zwłaszcza, że, jak to ujął przewodniczący Rady Herman Van Rompuy, „wszyscy dążą do tego samego celu”. Co oznacza w ocenie Die Zeit, że w Toronto 27 państw członkowskich będzie kontynuować swoje działania. I „nawet Stany Zjednoczone nie przeszkodzą UE w nałożeniu podatku”.

To posiedzenie Rady było też ostatnim, jakie odbyło się w trakcie rotacyjnej prezydencji sprawowanej przez Hiszpanię. W odniesieniu do jej przewodnictwa El Mundopowtarza wyrażenie, którym określano ten szczyt ‒ „ogólne i wyczerpujące” oraz że był to „test odporności” dla szefa hiszpańskiego rządu José Luisa Zapatero, „i dla całej Unii”. Poza radością z faktu, że szczyt przyczynił się nieco do poprawy wizerunku przygaszonej hiszpańskiej prezydencji, inny hiszpański dziennik El Paíszauważa, że „chociaż trzeba będzie zwracać baczną uwagę na szczegóły, jeśli chodzi o realizację zasadniczych umów”, które przyjęto w Brukseli, „ to już sam fakt, że je sformułowano, pokazuje, że puls Wspólnoty staje się mocniejszy, podobnie jak i jej wola działania, a przecież jeszcze w ostatnich miesiącach UE wydawała się zdezorientowana i pozbawiona koordynacji”.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat