Brukselska kasa świeci pustkami

Wyposażana w coraz szersze uprawnienia Unia Europejska nie ma już środków na sprostanie swoim ambicjom. Winę za to ponoszą państwa członkowskie, które niechętnie patrzą na finansowanie wspólnotowych instytucji.

Opublikowano w dniu 24 września 2010 o 14:45

Nie wypada nam się dalej rozwodzić na Europą, bo wszak kopać leżącego nie przystoi. Dziś na scenie międzynarodowej ma ona mniejsze niż kiedykolwiek znaczenie. A jej mieszkańcy żywią do niej co najwyżej obojętność. Na dobitek, jej przywódcy wdali się ostatnio, w związku ze sprawą Romów, w pojedynek słowny, który zdumiewa. Jakby było tego mało, trapi ją inna, poważna choroba, jest w stanie bankructwa – bankructwa finansowego. Nie, wcale nie chodzi o kumulację długów każdego z krajów należących do Unii, tylko o budżet samej Unii, ten przeznaczony na jej działanie i inwestycje. Brukselska kasa świeci pustkami!

Batalia budżetowa zdominuje jesienią prace Parlamentu Europejskiego. Wiele wskazuje na to, że krew się poleje. Po raz pierwszy toczyć się będzie w myśl zasad zapisanych w traktacie lizbońskim, a one głoszą, że ostateczne decyzje należą do europarlamentu. Informacja dla malkontentów: jeśli istnieje jakaś dziedzina, w której UE odnotowuje ciągły postęp, to jest nią demokratyzacja, zwłaszcza w sferze uprawnień przyznawanych 736 deputowanym. Oto prawdziwa wolność – zgromadzenie głosuje nad budżetem.

Legislacyjny kolos na glinianych nogach

I tu się kończą dobre wieści. Komisja przedłożyła latem projekt budżetu na 2011 r. opiewający na kwotę rzędu 126,6 miliarda euro, stanowiącą 1,02% PKB Unii. Kryzys i dług publiczny wymagają oszczędności – priorytetem dla państw członkowskich jest naprawa własnych finansów publicznych, a nie zasilanie unijnej kasy. Tymczasem Rada Europejska uznała, że jest to zbyt wysoka kwota i obniżyła ją przed przedłożeniem komisji finansów publicznych Parlamentu Europejskiego. „To sytuacja bez wyjścia, doszliśmy do impasu w kwestii budżetu” – zauważa przewodniczący komisji, Francuz Alain Lamassoure.

Unia stała się „legislacyjnym olbrzymem”, wyjaśnia. Z każdym kolejnym traktatem – z Maastricht (1993), z Amsterdamu (1997), Nicei (2003), Lizbony (2009) – Rada Europejska dodawała jej nowe uprawnienia. Oznacza to po prostu, że szefowie państw i rządów wyznaczyli jej nowe zadania – energia, środowisko, prace badawcze, szkolnictwo wyższe, stworzenie służby dyplomatycznej, w liczbie 6 000 urzędników itd. – tym wszystkim miała się zająć.

Newsletter w języku polskim

Podczas tej radosnej twórczości Rada nigdy nie wpadła na pomysł, by przyznać UE środki na miarę jej nowych wyzwań. Wręcz odwrotnie – w połowie lat 80. unijny budżet wynosił 1,28% europejskiego PKB, dziś już tylko 1,02%...

Stąd właśnie wrażenie, że Europa jest kolosem na glinianych nogach, na której szczytach rodzą się doniosłe projekty, tyle że potem nigdy nie wchodzą w życie. Przypomnijmy sobie szczyt lizboński, na którym Rada orzekła, że Europa zbuduje „najbardziej konkurencyjną na świecie gospodarkę opartą na wiedzy”! Nie wiadomo, śmiać się czy płakać, no bo iloma patentami może się pochwalić Europa?

Niedawno ministrowie finansów nie chcieli płacić, dziś płacić już nie mogą

Unia stała się „legislacyjnym olbrzymem”, lecz jest „budżetowym karłem” – stwierdza dalej Alain Lamassoure. U swych narodzin, z chwilą podpisania traktatu powołującego Europejską Wspólnotę Węgla i Stali (CECA, 1951), posiada własne źródła dochodu: pobierane na granicach opłaty celne (wspólna taryfa zewnętrzna). W miarę postępu negocjacji w sprawie światowej obniżki barier celnych, dochody znikają. By zapełnić kasę, postanowiono w 1984 r. zapewnić Europie tymczasowy, uzupełniający wkład finansowy każdego z krajów członkowskich wyliczony proporcjonalnie do ich PKB i przychodów z VAT.

Stan tymczasowy przetrwał do dziś, to, co miało być uzupełnieniem, stało się głównym źródłem finansowania. Żadnej nowej recepty nie wymyślono. Dzisiejszy budżet europejski składa się w głównej mierze ze składek narodowych. Składek zapisanych w projektach ustaw finansowych 27 krajów członkowskich, na które niechętnie patrzą zarówno wielcy finansiści, jak posłowie. Triumfuje zasada określana mianem „sprawiedliwego zwrotu” – Europa ma mi dać tyle, ile ja jej dałem – będąca zaprzeczeniem ducha wspólnotowego.

Alain Lamassoure ocenia powściągliwie – nie tak dawno „ministrowie finansów nie chcieli płacić”, dziś, w związku z kryzysem, „płacić już nie mogą”. Trzeba wyjść ze ślepej uliczki, w którą wpędzony został europejski budżet. Trzeba się uwolnić od narodowych składek.

Oznacza to jedno – należy znowu zapewnić Europie własne źródła dochodu. Frakcja konserwatywna (Europejska Partia Ludowa, PPE), mająca większość w europarlamencie, proponuje wprowadzenie podatku europejskiego (opłata od transakcji finansowych lub od emisji CO2). Bardziej pomysłowy Alain Lamassoure sugeruje, by Europa pobierała i inkasowała bezpośrednio VAT od niektórych produktów importowanych spoza UE (na przykład od samochodów).

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat