Strażnik euro? Prezes Banca d'Italia Mario Draghi.

Super-Mario szefem EBC?

Axel Weber wycofał się na własne życzenie, ze startu zrezygnował też kandydat z Finlandii. W wyścigu o prezesurę w Europejskim Banku Centralnym, którą do końca roku sprawuje Jean-Claude Trichet, ostał się tylko Włoch Mario Draghi. Czyżby to właśnie jemu – reprezentantowi kraju zadłużonego po uszy – miałoby przypaść zadanie ratowania euro?

Opublikowano w dniu 8 kwietnia 2011 o 14:47
Strażnik euro? Prezes Banca d'Italia Mario Draghi.

Mario Draghi nie miał większego wyboru – kariera w bankowości centralnej była mu pisana od kołyski. Kiedy przyszedł na świat w 1947 r., jego ojciec przebywał w Rzymie, gdzie koordynował druk powojennej waluty włoskiej.

Dziś jego syn urzęduje w tym samym budynku – Palazzo Koch przy Via Nazionale. Jest prezesem Banca d’Italia, włoskiego banku centralnego.

Jeśli spojrzeć wstecz, instytucja ta nie ma najlepszej reputacji. Za murami Palazzo Koch powstawało wiele baniek spekulacyjnych, miały swe źródła nagłe skoki inflacji oraz kryzysy walutowe.

Szefowie banku – powoływani na to stanowisko dożywotnio, podobnie jak papież – niejednokrotnie mieszali się w bieżącą politykę i angażowali w zakulisowe rozgrywki. Z tego względu nie cieszą się oni w społeczeństwie zbyt wielkim poważaniem.

Newsletter w języku polskim

Czyżby zatem nowy „Mister Euro” miał wywodzić się z tak podejrzanej instytucji? Niewykluczone.

Po tym jak Axel Weber, prezes Bundesbanku, ogłosił, że kończy urzędowanie w kwietniu tego roku, i tym samym pozbawił się szans na posadę w strukturach unijnych, nazwisko Draghiego jest najczęściej wymieniane na giełdzie potencjalnych następców Jean-Claude’a Tricheta na stanowisku prezesa Europejskiego Banku Centralnego.

„Ten Włoch”!

Tu rodzi się jednak poważna wątpliwość: Czy Draghi to rzeczywiście najlepszy kandydat, by przejąć odpowiedzialność za walutę europejską?

Czy przyszły szef EBC, konserwatywnej instytucji wzorowanej na niemieckim Bundesbanku, który tradycyjnie stoi na straży stabilności cen, może wywodzić się z kraju, gdzie do inflacji podchodzi się bardzo swobodnie, kraju zajmującego niechlubne drugie miejsce pod względem zadłużenia publicznego w strefie euro?

Czołowi politycy niemieccy, którzy wolą pozostać anonimowi, sprzeciwiają się takiemu rozwiązaniu. Ich zdaniem tej decyzji nie sposób wytłumaczyć niemieckim wyborcom.

Wtóruje im bulwarówka Bild, która nie przebiera w słowach: „Nie ma mowy”, by „ten Włoch” objął urząd prezesa EBC i „zarządzał spuścizną po dobrej, stabilnej marce”.

Biorąc pod uwagę, że kanclerz Angela Merkel niechętnie z Bildemzadziera, a słów krytyki pod adresem Włocha nie szczędził też prezydent Francji Nicolas Sarkozy, sprawa wydaje się przesądzona.

Unijni szefowie rządów podejmą ostateczną decyzję co prawda dopiero na czerwcowym szczycie, trudno jednak wyobrazić sobie, by głosowali wbrew woli dwóch największych mocarstw europejskich. Wygląda więc na to, że w głosowaniu kandydat z Włoch przegra z kretesem.

Jedyna szansa w tym, że przywódcy unijni postanowią wyłonić nowego prezesa, mając na uwadze jego rzeczywiste kwalifikacje. W tej sytuacji Mario Draghi z pewnością znalazłby się w samej czołówce.

Kandydat najlepszy z możliwych

Za kandydaturą Włocha opowiadają się wybitni ekonomiści na całym świecie, z Amerykaninem Nourielem Roubinim na czele. Ministrowie finansów, np. Luc Frieden z Luksemburga, określają go jako „przekonującego i inteligentnego”.

Zdaniem byłego ministra finansów Niemiec Peera Steinbrücka Draghi wyróżnia się „dużą niezależnością i dyskrecją w działaniu”, a w trakcie międzynarodowych spotkań na wysokim szczeblu, takich jak szczyty G8 czy G20, „wykazuje się doskonałym przygotowaniem od strony technicznej”.

W londyńskiej dzielnicy bankowej City, gdzie Draghi pracował przez kilka lat na stanowisku dyrektora amerykańskiego banku inwestycyjnego Goldman Sachs, zyskał on przydomek „Super-Mario”.

„Cała międzynarodowa elita finansowa wspiera Draghiego”, twierdzi dobrze poinformowany finansista z Brukseli, cytowany na łamach Financial Times Deutschland. Włoch jest ponoć „najlepszym kandydatem, na jakiego stać Europę”.

W niczym nie przypomina Silvio Berlusconiego. Jest człowiekiem spokojnym, grzecznym i przyjaźnie nastawionym do innych. Unika medialnego rozgłosu, nie chadza na ekskluzywne przyjęcia. Uosabia więc przeciwieństwo włoskiego premiera, który to wprawia w zakłopotanie wielu swoich rodaków.

Draghi ukończył studia w Rzymie, a następnie obronił doktorat w Massachusetts Institute of Technology. Przepracowawszy kilka lat w Banku Światowym w Waszyngtonie, w 1990 r. wrócił do ojczyzny i objął wysokie stanowisko urzędnicze we włoskim Ministerstwie Finansów, gdzie był odpowiedzialny za prywatyzację kulejących przedsiębiorstw państwowych, a także zainicjował reformę budżetu. Zmniejszenie długu publicznego stanowiło zresztą jeden z warunków wstąpienia Włoch do strefy euro w 1999 r.

Kiedy w 2001 r. premierem został Berlusconi, Draghi odszedł z administracji rządowej i przyjął propozycję pracy w Goldman Sachs. Prezydent Sarkozy do dziś uznaje to posunięcie za skazę na jego życiorysie.

Zdaniem byłego ministra finansów Niemiec Steinbrücka fakt, że bankowiec z Europy miał okazję zetknąć się z rzeczywistością angloamerykańską, należy uznać „raczej za zaletę niż wadę”. Kiedy pod koniec 2005 r. pojawiła się groźba, że Banca d’Italia pogrąży się w skandalach, Berlusconi wezwał go z powrotem do kraju.

Wszyscy powinniśmy pójść za przykładem Niemiec

Jeśli chodzi o zapatrywania na europejski kryzys walutowy, Draghi trzyma się raczej pruskiego drylu i nie daje się ponieść śródziemnomorskiej fantazji.

W wywiadzie dla niemieckiego dziennika Frankfurter Allgemeine Zeitung stwierdził on, że jest „niedopuszczalne, by w obrębie unii walutowej jedno państwo wykorzystywało inne”.

W strefie euro potrzeba quasi-automatycznych mechanizmów pozwalających skłonić państwa członkowskie do oszczędności i większej stabilności w kwestiach finansowych.

Draghi opowiada się za wprowadzeniem nowych regulacji w eurolandzie po to, by zachęcić państwa do wprowadzenia reform sprzyjających wzrostowi gospodarczemu.

Postuluje także dalszą harmonizację. Sytuacja, gdy obywatele jednego kraju przechodzą na emeryturę w wieku 57 lat, podczas gdy w innym pracują do ukończenia 67 lat, prowadzi do zachwiania równowagi między państwami, na czym cierpi cała Europa.

Za wzór do naśladowania wskazuje on Niemcy, gdzie wiek emerytalny podniesiono do 67 lat, co z korzyścią odbiło się na konkurencyjności kraju. „Wszyscy powinniśmy pójść za tym przykładem”, przekonuje.

Jedyną przeszkodą na drodze Włocha do fotela prezesa EBC może okazać się paszport. Nie można zatem wykluczyć, że na czerwcowym szczycie zostanie on pominięty.

Pojawiły się nawet spekulacje, że kolejnym szefem EBC mógłby zostać Fin Erkki Liikanen lub Luksemburczyk Yves Mersch. Obydwaj pochodzą z krajów charakteryzujących się dużą dyscypliną budżetową.

Ale tymczasem Finlandia wycofała swego kandydata z wyścigu, a szanse Merscha uznaje się za minimalne – jego rodak, Jean-Claude Juncker, jest bowiem przewodniczącym eurogrupy, forum koordynowania i podejmowania decyzji w unii walutowej.

Zgodnie z unijną arytmetyką polityczną mały kraj nie może mieć aż dwóch reprezentantów na tak eksponowanych stanowiskach. Innymi słowy – Mario Draghi wciąż ma jeszcze spore szanse na zwycięstwo.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat