(Fot.: Martin Gommel)

Depresja kawosza

Kawiarnie są kwintesencją europejskości. To miejsca, gdzie wykluwały się kolejne awangardowe pomysły, krystalizowały idee mogące zmieniać świat. Dziś wypierają je kawowe'fastfoody', ubolewa Joana Bonet.

Opublikowano w dniu 10 czerwca 2009 o 15:59
(Fot.: Martin Gommel)

Filiżanka kawy to coś dużo więcej niż tylko środek pobudzający i pretekst, by zrobić sobie krótką przerwę. To ona wyznacza początek dnia, stawiając nas na nogi, to ona jest główną atrakcją obiadu, wreszcie to ona pozwala jakoś przetrwać martwe godziny.

Dzięki niej – a może nam się tak tylko wydaje – nasz umysł otwiera się na nowe doznania, a my wyzwalamy się z oszołomienia, nabieramy siły. „Spotkajmy się na kawie”, to doskonała formuła. Wyraża to wszystko, co jest istotą życia towarzyskiego – poufne zwierzenia i bliskość.

„Mała kawa” – czy nie tak mawiamy ze szczyptą czułości. To magiczne słowa, które prowadzą właśnie ku spotkaniu i sprzyjają sztuce konwersacji. W wykładzie wygłoszonym przed pięcioma laty w Amsterdamie, a zatytułowanym „Pewna idea Europy”, George Steiner pozwolił sobie na pozornie błahe stwierdzenie: „Dopóki będą istnieć kawiarnie, idea Europy będzie trwać”. W obliczu masowej absencji i obojętności, jakie ujawniły się podczas ostatnich wyborów (absencja na poziomie 59,9 proc., a więc powyżej historycznego minimum z 2004), zastanawiam się, co się stało z wielką europejską kawiarnią.

Kawiarnia była agorą. Między café noisette serwowaną w paryskiej Les Deux Magots, maquillato wypijanym w Pedrocchi w Padwie a kawą po wiedeńsku podawaną z buchteln w wiedeńskiej Hawelce, wymieniano myśli, co służyło życiu towarzyskiemu na Starym Kontynencie.

Newsletter w języku polskim

Historia Europy ukształtowała w modernistycznych XVIII-wiecznych kawiarniach, które udzielały gościnny kolejnym awangardom. W weneckiej kawiarni Florian, w której Giacomo Casanova uwodził swe kochanki, a Proust łapał oddech; przy stoliku w Café de Flore, gdzie Sartre pisał swoje eseje o egzystencjalizmie; albo jeszcze w rzymskiej Antico Caffè Greco, uważanej za pępek świata, która zachwycała lorda Byrona, Schopenhauera, Wagnera, Henry’ego Jamesa, Leopardiego czy, spośród Hiszpanów, Fortuny’ego i Rosalesa.

Dziś już ich nie ma. A kelnerzy nie noszą muszek pod szyją. Po nazwisku zwracają się do nas, co raczej nie brzmi przyjemnie, tylko w lokalach Starbucks. Łatwiej o nawiązanie z kimś więzi na siłowniach, w samolotach albo salonach fryzjerskich, a nie w kawiarniach. W Europie, która z każdym dniem kocha siebie trochę mniej, jest coraz więcej przestrzeni dla zachowań antyspołecznych i coraz więcej pragmatyzmu. Uspołecznienie dokonuje się w Internecie poprzez higieniczną samotność przed ekranem. Nie ma ani kłębów dymu, ani wierszy spisywanych na serwetkach.

W słynnych kafeteriach, jak Canaletes czy Zurych, Europa – gustująca w wyprzedażach, handlu pirackimi płytami CD na ulicy i cyberkafejkach – wybiera nudne bezpieczeństwo.

Ale gdzieś pomiędzy masywnymi kolumnami a café crème na Starym Kontynencie znów wyrasta zieleń. I z popiołów Maja 1968 roku Czerwony Danny – który jako jedyny, według dziennika Libération, mówił o Europie zamiast włączać się w lokalne swary – odradza starą bezkofeinową utopię.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat