Prosić o pomoc to niebezpieczna gra

Po Grecji i Irlandii przyszła kolej na Portugalię, aby poprosić o pomoc z UE i MFW. Ale czy wspieranie zadłużonego kraju pieniędzmi innych zadłużonych krajów nie zakończy się uśmierceniem euro? Słowacki publicysta nie rozumie, w co gra Unia Europejska.

Opublikowano w dniu 14 kwietnia 2011 o 16:40

Kiedy czytam raporty na temat pomocy, o którą poprosiła Portugalia, trzy sprawy zapierają mi dech w piersiach. Pierwsza z nich to szokująca łatwość, z jaką jedni europejscy politycy o nią proszą, a drudzy tak po prostu nią dysponują, a są to astronomiczne sumy publicznych pieniędzy. Dla ilustracji – malutka Portugalia poprosiła właśnie o sumę, która mogłaby pokryć koszt budowy 2400 km naszych, wyjątkowo kosztownych, autostrad (przypomnijmy sobie pochwały, jakie wyśpiewuje sam sobie nasz rząd, gdy udaje mu się oddać w ostatnich cztery latach 50 czy 100 km takich dróg).

Co gorsza, Portugalia prosi o te dziesiątki miliardów euro kraje, które same są już zadłużone. I wiecie co? Nie tylko ich to nie niepokoi, ale spokojnie kiwają głowami. A kiedy jeszcze inne państwa, też na progu bankructwa, zwracają się z podobnymi prośbami, ich odpowiedzią jest pompowanie jeszcze większych sum w kolejny eurobastion – Europejski Mechanizm Stabilizacji Finansowej (EFSM)j albo Europejski Fundusz Stabilności Finansowej (EFSF) czy też Europejski Mechanizm Stabilizacyjny (ESM). Długi i dłużnicy wydają się być jednak szczęśliwsi z takiego rozwiązania problemu. Czy coś z tego rozumiecie? Ja nie.

Druga rzecz, która jest dość ciężka do strawienia, to świadomość, że kraje europejskie widziały gryzące je problemy, ale od dziesięcioleci, nawet nie próbowały się z nimi uporać. A problemy tylko rosły. Portugalia była, na przykład, pierwszym krajem, który złamał pakt stabilności w 2001 r. I co się stało? Czy nałożono na nią jakieś kary i czy kraj w konsekwencji zapłacił to, co był winien? Nic z tych rzeczy. Wydawanie pieniędzy trwało nadal. Dziesięć lat później sytuacja Portugalii nie jest zdrowsza. Tak naprawdę to jest jeszcze gorzej. Jak widać dość wyraźnie, nieprzestrzeganie ustalonych reguł jest całkowicie bezkarne. Jest tolerowane, mimo że może pociągnąć całą Europę i euro na dno. Czy coś z tego rozumiecie? Ja nie.

Komunistyczne planowanie centralne wkrada się chyłkiem oknem UE

Trzecia sprawa – skutki, jakie to ogromne zadłużenie wywołuje obecnie na kontynencie, są trudne do zniesienia. Kraje europejskie nie pożyczają pieniędzy po to, żeby inwestować w edukację, badania albo w ambitne projekty niosące obietnicę przyszłych zwrotów z inwestycji, znaczna część tych pieniędzy idzie na nadmierną konsumpcję, nieproporcjonalne świadczenia socjalne, emerytury bez pokrycia, rozdęty sektor publiczny, a zwłaszcza na standard życia dalece ponad stan wielu milionów. Długów nie zaciąga się więc w imię lepszej przyszłości, lecz pod zastaw tejże przyszłości. A jednak nie budzą one jakiejkolwiek niechęci, są raczej aprobowane. Rozumiecie to? Bo ja nie.

Newsletter w języku polskim

Portugalia nie zwraca się z prośbą o pomoc w przeprowadzeniu reform. Nie, ona je właśnie odrzuciła. Prosi o 80 mld euro i je otrzymuje. To samo stało się w Grecji i rezultatem tego jest kolejny wzrost długów, które nigdy nie zostaną zwrócone, a tymczasem ta pożyczka podnosi zadłużenie wszystkich tych, którzy dołożyli się do niej, a że jest bezzwrotna, to pewne. I taka jest dzisiejsza Europa, niegdyś, światowy „golden boy”, który myślał, że nie dotyczą go ani pot ani łzy, i że wystarczy przerzucić fikcyjne miliardy euro z jednej kasy do drugiej i dobrobyt zostanie zagwarantowany. Nie lubię porównywać Brukseli do Moskwy. To dwa bardzo różne miejsca. Ale obawiam się, że komunistyczne planowanie centralne, które wyrzuciliśmy za drzwi podczas listopadowej rewolucji, wkrada się dyskretnie oknem UE.

Powoli zbliżamy się do krawędzi rozsypującego się eurolandu

Wiem, że w dzisiejszej Europie nie chodzi tylko i wyłącznie o wspólną walutę. Jestem świadom, że Europa, która nie potrafiła ze sobą współpracować, stawała się często kontynentem w stanie wojny. Jest dla mnie do pojęcia i to, że mechanizmy pomocowe i astronomiczne pożyczki mogą uratować nie tylko trzy zadłużone kraje obszaru euro, ale może nawet cały europejski projekt.

Ale to jest właśnie sedno całego tego sporu. Czy europejską współpracę można uratować, budując przyszłość na ideach, które są, moim zdaniem, złe? Innymi słowy, czy pokój i dobrobyt w Europie, nie są zagrożone pomysłami tych, którzy lekkomyślnie, i często wbrew woli całego narodu, chcą realizować marzenie o wielkim europejskim państwie, nie zwracając uwagi na tych, którzy od samego początku upierali się, że rozsądna współpraca w Europie niekoniecznie oznacza wspólną walutę, wspólne podatki czy wspólne ministerstwo finansów, ale raczej rzetelne reguły gry i ożywioną konkurencję?

Tych, którzy dziś wspierają małą Portugalię, jutro czeka jeszcze większa Hiszpania i Włochy. I tak już powoli zbliżamy się do krawędzi rozsypującego się eurolandu, z którego trudny do wyobrażenia powrót do słowackiej korony staje się jednym z możliwych scenariuszy. To nie jest dobra wiadomość. Z wyjątkiem jednej rzeczy – śmierć iluzji związanych z euro zakończy również dalszą ucieczkę Słowacji od swojej własnej pustki.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat